środa, 27 maja 2015

Take me to church

Rozdział 1 - Take me to church

12.03.2015 r.


                                                             
                                          NIKODEM



  Tradycyjnie obudziłem przed melodią budzika. Zwyczajowo myślałem wtedy o swoim życiu, jakie ono jest beznadziejne. Bycie studentem, który musi pracować nie było łatwe, ale jeżeli chciałem się usamodzielnić, była to jedyna droga. Pierwszy wykład miałem po 11, więc jak w każdy poniedziałek czekało mnie zrobienie zakupów dla jednej z sąsiadek. Miałem to szczęście, że moja ciocia Magda wyjechała na rok do rodziny męża do Hiszpanii i zostawiła mi mieszkanie oraz co najważniejsze opłacała rachunki. Uświadomiłem sobie, że bardzo kocha moją ciotkę. Gdyby nie ona, moje życie byłoby jeszcze gorsze. Nie mógłbym się wyprowadzić i nadal żyłbym z rodzicami w tej wiosce. Będę musiał jej jakoś podziękować za wszystko, gdy wróci, ale jeszcze mam na to czas. Nie wyobrażam sobie mieszkać w akademiku. Tam zawsze coś się dzieje, nieustanny hałas, ruch, zamieszanie. A ja jako samotnik preferuję spokój. Z drugiej strony miałbym możliwość poznania nowych ludzi. Nowe miasto – nowe życie – nowy start, taki był mój plan na studia, który potem przerodził się w motto: "Umiesz liczyć, licz na siebie". Dziadek zawsze mi to powtarzał. Mój biedny dziadek..

„Don't lose who you are in the blur of the stars,
Seeing is deceiving, dreaming is believing,
Cuz okay not to be okay”

  Z letargu wyrwał mnie budzik. Jako alarm ustawiłem sobie piosenką Jessie J „Who You Are”. 
  Ta piosenka jest dla mnie bardzo ważna. Mówi o tym, że bez względu na wszystko trzeba być sobą i nie poddawać się w dążeniu do swych marzeń. Gdy, więc tylko usłyszałem ukochaną piosenkę, zerwałem się i wstałem. Tradycyjnie przejrzałem się w lustrze. Mam świadomość tego, że nigdy nie będę samcem alfa. Gdybym zwracał uwagę na swój wygląd, mógłbym popaść w kompleksy. Na całe szczęście nigdy nie pragnąłem być facetem z okładki. Jak zwykle moje średniej długości blond włosy zawsze odznaczały się własną wolą i nawet stosowanie mgieł czy żelu nie przyniosło efektu. Nigdy nie mogłem też się opalić, więc moja blada skóra wraz z nieładem na głowie tworzyła efekt dziecka zombie. Za każdym razem gdy próbowałem choć trochę nabrać kolorytu skóry, skończyło się to tym, że wyglądałem jak ugotowana krewetka, więc unikam dłuższych pobytów na plaży. Tym bardziej, że moje ciało też nie było niczym u greckiego boga. A wręcz przeciwnie, było chude i wątłe. Spokojnie mogę policzyć swoje wszystkie żebra. Mama zawsze prawiła mi kazania o tym, że wpadnie anoreksje, bulimie i wszystkie inne choroby świata wliczając w to sepsę i czerniaka. Mama jest bardzo przewrażliwiona i często mnie to irytowało, ale kochał ją najmocniej na świecie. W końcu to ona rodziła go w bólach i męczarniach. Nawet jeżeli urodziła nieudacznika i pedała jak często słyszał od innych. Zwykle moje jasnobłękitne oczy wyróżniały się na tle jasnej twarzy, lecz dzisiaj centralnym elementem mojej było małe zadrapanie w okolicach lewego policzka. Była to pamiątka, po próbie bycia dobrym człowiekiem. Po raz kolejny potwierdziło się, że zdecydowanie nie nadaję się do skomplikowanych prac fizycznych. jak sprzątanie piwnicy, ale skoro sąsiadka prosiła, to się zgodziłem. Nie było to oczywiście coś o czym marzyłem, ale życie to życie. Nie ma przebacz. Starsza pani potrzebowała pomocy, przy okazji płacąc za sprzątnięcie i co najważniejsze dała mi pyszny obiad. Dawno nie jadłem prawdziwego domowego obiadu. Bardzo za tym tęskniłem, więc z radością pomogłem sąsiadce nawet kosztem zadrapania. Dla gołąbków warto było.


                                                               ***************

  Po skończeniu codziennej toalety i zjedzeniu śniadania, poszedłem do pani Skrzyneckiej, starszej sąsiadki mieszkającej piętro niżej. Jak zwykle zadzwoniłem krótko trzy razy do drzwi i spodziewałem się, że będę musiał cierpliwie czekać zanim staruszka podejdzie do drzwi listą zakupów na poniedziałek. Jednak zamiast siwawej, niskiej kobiety moim oczom ukazał się młody, umięśniony, przystojny chłopak, który najprawdopodobniej na niejednej dziewczynie musiał robić wrażenie czymś pomiędzy "Och" i "Ach". Stałem jak wryty i wpatrywałem się w wysokiego bruneta, którego włosy były po bokach wygolone, a reszta związana w kok na czubku głowy. W dodatku był dobrze zbudowany, gdyż jego wyraźnie mięśnie odznaczały się pod czarnym podkoszulkiem. W jednej ręce trzymał torbę z Lidla, drugą opierając się o framugę drzwi. Moje poczucie własnej wartości w tym momencie znacząco spadło. Dopiero po chwili dotarło do mnie, że stoję przed drzwiami i wpatruje się w młodego mężczyznę.
- Ermm.. Ty nie wyglądasz jak pani Skrzynecka.. - zapytałem mało inteligentnie.
- No jak widzisz nie jestem jeszcze tak siwy. – odpowiedział mu brunet, po czym szczerze się zaśmiał.
- Ekhem.. no zdecydowanie nie jesteś siwy. – stwierdziłem znowu bardzo inteligentnie, po czym dałem sobie mentalnego liścia, próbując wrócić do świata żywych. - Więc kim jesteś? Miałem jak zawsze zrobić zakupy, ale chyba mnie uprzedziłeś – spojrzałem na torbę, starając się zrehabilitować za brak taktu.
- Nazywam się Aleksander Jakub Ksawery Skrzynecki, ale mów mi Olek. - szybko wyrecytował na jednym oddechu i dodał - A Pani Skrzynecka, jak ją nazwałeś, to moja babcia.
- A to wiele wyjaśnia. Chociaż nie wszystko. – mówiąc to skierowałem głowę w stronę torby, którą nowo poznany wnuk sąsiadki trzymał.
- A zakupy? Tak zrobiłem rano. Babcia nic nie mówiła, że ma ktoś przyjść. Może zapomniała mi przekazać? Chociaż to dziwne, bo zawsze o wszystkim pamięta.
- Rzeczywiście twoja babcia ma bardzo dobrą pamięć. - zdziwiło mnie zachowanie sąsiadki, ale postanowiłem nie wnikać. W końcu to nie moja sprawa. - To ja nie przeszkadzam. Pozdrów babcię.
  Gdy odwracałem się w stronę schodów prowadzących na piętro do mojego mieszkania, ponownie usłyszałem zatrzymujący mnie głos bruneta.
- Czekaj. - zawołał chłopak i zapytał. - Dowiem się jak masz na imię?
  Nie ukrywam, że po raz drugi zmieszałem się moim brakiem taktu. Przecież to oczywiste, że gdy ktoś się przedstawia, wypada mu odpowiedzieć, więc szybko sprostowałem.
- Jestem Nikodem.
- Niko! Fajne masz imię. - entuzjastycznie zawołał Olek, na co potwornie się skrzywiłem.
Tylko dwie osoby mogły tak się do mnie zwracać. Właściwie to już tylko jedna.
- Nikodem, nie Niko. Zapamiętaj Aleksandrze. - nie chciałem tak burzliwie zareagować, ale jak zwykle wyszło jak wyszło.
- Jestem Olek, nie Aleksander. - odpowiedział mi trochę zmieszany brunet.
- Pamiętam Aleksandrze. - odpowiedziałem mu, po czym zauważyłem, że po jego twarzy przechodzi cień smutku. Nie odwracając się poszedłem schodach w górę, nienawidząc siebie za zachowanie sprzed chwili.

    Gdy wszedłem do mieszkania i zamknąłem drzwi uświadomiłem sobie jakim jestem idiotą. Zachowałem się jak największy gbur przed wnukiem mojej sąsiadki, który ponadto wydawał się być sympatyczny. Straciłem okazję na poznanie kogoś i za kumplowanie się. Bycie introwertykiem jest niesamowicie trudne, tym bardziej, gdy unikasz kontaktu z innymi. Przestaje się wtedy umieć rozmawiać i obcować z ludźmi. I w ten sposób jest się samemu jak ja. Owszem mam Martę, moją jedyną i prawdziwą przyjaciółkę, bez której nie wyobrażam sobie życia, ale to bądź co bądź dziewczyna. Nie mogłem z nią zrobić wszystkiego, na co można sobie pozwolić w przyjaźni z mężczyzną.  Brawo dla mnie. Przegrywem to trzeba się jednak urodzić. Zdenerwowany rzuciłem się na dwuosobowe łóżko i opatuliłem się ciemną pościelą. Nie wiedziałem dlaczego to zawsze ja muszę mieć takie problemy. Wszystkie grzechy świata skumulowane w blond stu siedemdziesięciu trzech centymetrach to największa niesprawiedliwość tego świata. Wtulony w szarą poduszkę liczyłem na to, że nowy znajomy zapomni o tym co się wydarzyło albo po prostu, co byłoby lepszą opcją, że po prostu więcej go nie spotkam. Zdecydowałem też, że będę musiał odpuścić sobie przez najbliższy czas przychodzenie do pani Skrzyneckiej. W końcu ma teraz wnuka, więc on się nią dobrze zajmie. Ale w sumie może on przyjechał tylko na jeden dzień, więc nie będzie pomagał jej przez dłuższy czas. Nie no, nie mogę tak zostawić sąsiadki samej. Siedziałem tak jeszcze chwilę zanim się zorientowałem, że jak się nie pośpieszę, to spóźnię się na uczelnię.


                                                                       ***************

    Po pięciu godzinach zajęć na uniwersytecie wracałem znużony do domu. Przy okazji wstąpiłem jeszcze do Lidla po świeże bułki i owoce. Wracając do domu, gdy byłe już przed bramą wjazdową, zauważyłem Aleksandra rozmawiającego przez telefon. Naprawdę, gorzej być nie mogło. Oficjalnie dwunasty marca został ochrzczony moim najgorszym dniem w roku. Chciałem zawrócić i wejść tyłem, ale wtedy zrobiłem coś na co tylko ja mogę sobie pozwolić. Potknąłem się o wystającą z chodnika betonową płytę. W tym momencie zacząłem przeklinać swoją koordynację ruchową. Na całe szczęście Aleksander chyba nie zobaczył mojej osobistej klęski. Zacząłem, więc jak najszybciej zbierać z chodnika byłą zawartość mojej siatki. Gdy zostało mi już tylko jedno ostatnie jabłko, zamiast na owoc natrafiłem na czyjąś ciepłą dłoń.
    - Przepraaaaa!  - krzyknąłem jak oparzony, gdy podniosłem głowię i uświadomiłem sobie czyją dłoń właśnie dotykam.
    - Spokojnie. Nie gryzę! - odpowiedział mi brunet.
    - Ermmm... Dzięki, ale poradził bym sobie. Tym bardziej, że rozmawiałeś przez telefon. - tym razem starałem się wypaść trochę lepiej niż kilka godzin wcześniej.
    - Nie ma sprawy. To nie było nic ważnego. - powiedział brunet po czym dodał - Mógłbyś puścić moją dłoń? To przyjemne, ale i trochę dziwne.
      Dopiero w tym momencie zorientowałem się, że nadal dotykam ręki bruneta. Zrobiłem się momentalnie czerwony i od razu uwolniłem dłoń chłopaka.
    - Przepraszam - powiedziałem zawstydzony - I w ogóle to chciałem Ciebie też przeprosić za rano.. Nie wiem co we mnie wstąpiło.. Pewnie masz mnie za gbura albo i jeszcze gorzej?
    - Na początku rzeczywiście byłem lekko zmieszany, ale było minęło. W ramach rekompensaty idziemy jutro na piwo! - podjął decyzję za mnie.
    - Wiesz, że jesteś bardzo głośny, prawda?
    - Ktoś coś kiedyś wspomniał. To jak z tym piwem? - nie dał się zbić z tropu nowy sąsiad.
    - Sorry, ale ja nie pije. - starałem się wykręcić ze spotkania, ale powiedziałem prawdę, bo rzeczywiście nie piję alkoholu.
    - Skończyłeś chyba osiemnaście lat, prawda?
    - Studiuję..
    - Haha no właśnie. Chociaż bardzo młodo wyglądasz. W sumie to dałbym tobie siedemnaście lat.
    - Dzięki.. -  mruknąłem z niezadowoleniem - A Ty ile masz lat?
    - 21 skończę w tym roku.
    - Studiujesz coś?
    - Tak jakby.
    - To znaczy?
    - To długa i skomplikowana historia. W dużym skrócie: byłem 2 lata na dziennikarstwie we Wrocku, ale musiałem się wyprowadzić i teraz czekam do zakończenia roku, a od następnego chce studiować dalej, ale w innym mieście. - wyjaśnił brunet i po raz kolejny zapytał - To jak z tym browarem jutro?
    - Mówiłem przecież, że nic nie pije. - także z lekkim poirytowaniem po raz kolejny wyjaśniłem.
    - Ale nic a nic? - chyba nie mógł uwierzyć, ponieważ dość wysoko podniosły mu się ciemne brwi marszcząc przy okazji czoło.
    - Nic. - odpowiedziałem już dość mocno znudzony tymi pytaniami.
      Dziewiętnastolatek i nie pije. Tak, wiem, że to dziwne, ale ani trochę mnie nie ciągnie do alkoholu. Tak samo jest z papierosami i innymi używkami. Grzeczny ze mnie chłopiec i tyle.
    - Dziwny jesteś, wiesz. - odezwał się Aleksander.
    - Odezwał się ten normalny. - odburknąłem - Stoimy już pięć minut przed domem i zaczyna robić się chłodno. Może wrócimy?
    - Taaak, jasne. - powiedział zdecydowanie zbyt entuzjastycznie Aleksander.

      Kompletnie straciłem rachubę czasu. Droga do domu to jakieś dziesięć metrów chodnikiem, obtoczonym z każdej strony krzewami. Aleksander szedł przede mną, więc mogłem spokojnie prześledzić jego sylwetką. Brunet faktycznie tak jak zauważyłem rano jest wysportowany. Poczułem z tego powodu ukłucie zazdrości. Wyglądam przy nim jak dziecko. Zdecydowanie muszę się za siebie wziąć. Dopisałem wyraz "siłownia" do listy rzeczy, które muszę zrobić, ale i tak ich nie zrobię. Mimowolnie mój wzrok zjechał na jego pośladki. Oj tak chłopak zdecydowanie dbał o siebie, co wyraźnie, mimo chłodu, poczułem w rozporku. Szybko się jednak opamiętałem. Po chwili rozmarzenia się poczułem jak ktoś klepie mnie w ramię.
    - Czy Ty mnie w ogóle słuchasz człowieku? - zapytał rozbawiony brunet.
    - Ermm.. Wybacz. Zamyśliłem się – mówiąc to spaliłem raka.
      Przeklinam swoje rumieńce. Kolejna wada bycia chorobliwie bladym.
    - A nad czym tak kontemplowałeś myślicielu? - zapytał chłopak stojąc przy drzwiach do mieszkania babci.
    - Ermmm.. O pogodzie? - beznadziejnie skłamałem.
      Jak widać w improwizowaniu też nie jestem mistrzem. Ale to wszystko przez brak interakcji z innymi ludźmi.
    - Myślałeś o pogodzie będąc na klatce? Oki. Nie wnikam. - powiedział najwidoczniej nie dowierzając brunet, na co ja zrobiłem się jeszcze bardziej czerwony.
    - Dobra, babcia na mnie czeka. Do zobaczenia, mam nadzieję, jutro. - zawołał sąsiad otwierając drzwi.
    - Przeanalizuję jeszcze tą propozycję.
    - To może podasz mi swój numer, to się zgadamy. - zaproponował rozochocony chłopak.
     Chwilę się nad tym zastanawiałem, lecz w końcu zdecydowałem się podyktować mu swój numer, chociaż miałem przed tym lekki opór. Nie lubię podawać informacji o sobie obcym ludziom. A za takiego uważam w tym momencie właśnie Aleksandra.
    - Oki. Wysyłam strzałę. - powiedział chłopak, gdy zapisał dziewięciocyfrowy ciąg liczb.
    Momentalnie z mojej kieszeni wydobyły się dźwięki piosenki „Take me to church”
    - O Hozier! - zawołał ochoczo Aleksander.
    - Tak. Bardzo lubię tą piosenkę. - wyjaśniłem zdawkowo.
    - Ja wolę ją oglądać niż tylko słuchać. - mówiąc to wyszczerzył wszystkie zęby. - Dobra, to do zobaczenia! - pożegnał się wesoło sąsiad.
    - Cześć. - odpowiedziałem z o wiele mniejszym entuzjazmem i poszedłem po schodach w górę.

      Gdy po raz kolejny tego dnia wróciłem do mieszkania, rozpakowałem zakupy i udałem się pod prysznic, podczas którego mimowolnie nuciłem jakąś piosenkę. Zmęczony wyczerpującym dniem opadłem bezwładnie na łóżko. Przypomniało mi się niestety o zbliżającym się egzaminie, więc musiałem wstać przynieść potrzebne materiały. Po chwili na moim łóżku znalazł się laptop i notatki. Gdy potrzebne rozłożyłem zeszyty, tradycyjnie włączyłem YouTube, bo nie potrafię uczyć się bez muzyki i odpaliłem pierwszą piosenkę, która była na playliście. Z głośników zaczęła płynąć melodia: 
    „My lover's got humour
    She's the giggle at a funeral
    Knows everybody's disapproval
    I should've worshipped her sooner „

      Kiedy zorientowałem się, która piosenka jest włączona, spojrzałem od razu pomyślałem o kimś kogo dzisiaj poznałem. Przez całe ciało przebiegła mnie rozbrajając fala ciepła, której jeszcze nigdy nie zaznałem. Oblałem się niekontrolowanym rumieńcem. Pierwszy raz patrzyłem na teledysk w inny sposób. Poczułem emocje bohaterów, ich uczucia, więź, cierpienie, tragizm. Mimo, że oglądałem go setki razy, dopiero wtedy zrozumiałem jego prawdziwą głębię. Przypomniały mi się także moje przeżycia z rodzinnego miasta i prawdziwy powód mojego wyjazdu. Ta cholerna miłość, zakazany romans, łatwowierność, doznania, zbliżenia... Przez to wszystko poczułem się jego częścią teledysku. Targały mną setki emocji, a na policzku pojawiło się coś, czego obiecałem już nigdy u siebie nie dojrzeć, nie pozwolić na ponowne cierpienie. A teraz siedziałem skulony na swojej pościeli, podczas gdy na kartce z zeszytu pojawiła się mokra, ciągle powiększająca się plamka...




                                                                                                                                                  

    Pierwszy rozdział za mną fanfary. To dla mnie bardzo ważny moment. Decyzja o napisaniu Nomady była bardzo spontaniczną decyzją. I mam nadzieję, że tak samo spontanicznie jej nie porzucę. To opowiadanie jest dla mnie pod pewnym względem ważne, więc mam nadzieję, że choćby dla jednej osoby też się takie stanie. Nie ukrywam, że niektórzy bohaterowie będą posiadali bardzo dobrze znane mi cechy. 

    Historia, którą opisuję, mam nadzieję, że nie będzie schematyczna i przypadnie wam do gustu. Sam Nikodem jak i Olek to jak łatwo się domyślić dwoje z sześciu bohaterów, wokół których będzie toczyć się akcja. W zakładce N.O.M.A.D.A. znajdują się opisy bohaterów, które będą aktualizowane wraz z pojawieniem się kolejnych bohaterów i rozwojem akcji.

    Liczę na wasze komentarze i oznaki życia, a także pomoc i porady, bo jeszcze jestem zielony w kwestii prowadzenia blog. Wszelkie uwagi bardzo mile widziane :D

    Do następnego!
    Uros

    PS. Przepraszam za wszystkie błędy!



    EDIT: Z uwagi na zmianę sposobu narracji na pierwszoosobową początkowe zostały edytowane i poprawione. Za wszelkie zmiany bardzo przepraszam, lecz były one konieczne, aby zachować jednolitość fabuły.



    N.O.M.A.D.A.

    N.O.M.A.D.A.


                                                         Bohaterowie:

    Nikodem:
    Wiek: 19 lat
    Wzrost: 173 cm
    Cechy: wiecznie zamyślony, sceptyczny, intelektualista, skryty, nieśmiały, samotny
    Studia: pedagogika
    Dodatkowe zajęcia: praca w "Pulsie"
    Miejsce zamieszkania: Trójmiasto  
    Najbliższa rodzina: matka, ojciec, babcia, ciotka
    Znak zodiaku: Baran
    Ulubiona piosenka:  Jessie J - Who You Are
    Największe marzenia: być kimś innym, być szczęśliwym





    Olek:

    Wiek: 21 lat
    Wzrost: 184 cm
    Cechy: otwarty, wesoły, pomocny, zaradny, optymistyczny, towarzyski, wysportowany
    Studia: przerwane (dziennikarstwo)
    Dodatkowe zajęcia: brak
    Miejsce zamieszkanie: Trójmiasto, Wrocław
    Najbliższa rodzina: mama, babcia
    Znak zodiaku: Waga
    Ulubiona piosenka: Sia - You're Never Fully Dressed Without a Smile
    Największe marzenia: cofnąć czas, zakochać się






    Marta:
    Wiek: 19 lat
    Wzrost: 169 cm
    Cechy: rezolutna, wieczna optymistka, artystyczna dusza, radosna, inteligentna, przebiegła
    Studia: malarstwo na ASP
    Dodatkowe zajęcia: malarka uliczna
    Miejsce zamieszkania: Warszawa
    Najbliższa rodzina: mama, tata, brat, babcia, dziadek
    Znak zodiaku: Panna
    Ulubiona piosenka: Beyoncé - Flawless (Remix) ft. Nicki Minaj
    Największe marzenia: mieć własną wystawę, kariera malarki





    Alan:
    Wiek: 21 lat
    Wzrost: 191 cm
    Cechy: skryty, o wielkim sercu, pomocny, szczery, nieśmiały, bystry, wysportowany
    Studia: medycyna
    Dodatkowe zajęcia: wolontariusz, instruktor squasha 
    Miejsce zamieszkania: Trójmiasto
    Najbliższa rodzina: tata, siostra
    Znak zodiaku: Ryby
    Ulubiona piosenka: Jennifer Hudson - And I'm Telling You I'm Not Going 
    Największe marzenia: zostać lekarzem, pomagać ludziom






    Dan:
    Wiek: 20 lat
    Wzrost: 181 cm
    Cechy: przebojowy, zarozumiały, dumny, lubiany, pewny siebie
    Studia: pedagogika
    Dodatkowe zajęcia: windsurfing
    Miejsce zamieszkania: Trójmiasto
    Najbliższa rodzina: ojciec, matka, 
    Znak zodiaku: Wodnik
    Ulubiona piosenka: Jason Derulo - Talk Dirty feat. 2 Chainz 

    Największe marzenia: być znanym windsurferem, być sławnym i bogatym





    A: ???