środa, 27 maja 2015

Take me to church

Rozdział 1 - Take me to church

12.03.2015 r.


                                                             
                                          NIKODEM



  Tradycyjnie obudziłem przed melodią budzika. Zwyczajowo myślałem wtedy o swoim życiu, jakie ono jest beznadziejne. Bycie studentem, który musi pracować nie było łatwe, ale jeżeli chciałem się usamodzielnić, była to jedyna droga. Pierwszy wykład miałem po 11, więc jak w każdy poniedziałek czekało mnie zrobienie zakupów dla jednej z sąsiadek. Miałem to szczęście, że moja ciocia Magda wyjechała na rok do rodziny męża do Hiszpanii i zostawiła mi mieszkanie oraz co najważniejsze opłacała rachunki. Uświadomiłem sobie, że bardzo kocha moją ciotkę. Gdyby nie ona, moje życie byłoby jeszcze gorsze. Nie mógłbym się wyprowadzić i nadal żyłbym z rodzicami w tej wiosce. Będę musiał jej jakoś podziękować za wszystko, gdy wróci, ale jeszcze mam na to czas. Nie wyobrażam sobie mieszkać w akademiku. Tam zawsze coś się dzieje, nieustanny hałas, ruch, zamieszanie. A ja jako samotnik preferuję spokój. Z drugiej strony miałbym możliwość poznania nowych ludzi. Nowe miasto – nowe życie – nowy start, taki był mój plan na studia, który potem przerodził się w motto: "Umiesz liczyć, licz na siebie". Dziadek zawsze mi to powtarzał. Mój biedny dziadek..

„Don't lose who you are in the blur of the stars,
Seeing is deceiving, dreaming is believing,
Cuz okay not to be okay”

  Z letargu wyrwał mnie budzik. Jako alarm ustawiłem sobie piosenką Jessie J „Who You Are”. 
  Ta piosenka jest dla mnie bardzo ważna. Mówi o tym, że bez względu na wszystko trzeba być sobą i nie poddawać się w dążeniu do swych marzeń. Gdy, więc tylko usłyszałem ukochaną piosenkę, zerwałem się i wstałem. Tradycyjnie przejrzałem się w lustrze. Mam świadomość tego, że nigdy nie będę samcem alfa. Gdybym zwracał uwagę na swój wygląd, mógłbym popaść w kompleksy. Na całe szczęście nigdy nie pragnąłem być facetem z okładki. Jak zwykle moje średniej długości blond włosy zawsze odznaczały się własną wolą i nawet stosowanie mgieł czy żelu nie przyniosło efektu. Nigdy nie mogłem też się opalić, więc moja blada skóra wraz z nieładem na głowie tworzyła efekt dziecka zombie. Za każdym razem gdy próbowałem choć trochę nabrać kolorytu skóry, skończyło się to tym, że wyglądałem jak ugotowana krewetka, więc unikam dłuższych pobytów na plaży. Tym bardziej, że moje ciało też nie było niczym u greckiego boga. A wręcz przeciwnie, było chude i wątłe. Spokojnie mogę policzyć swoje wszystkie żebra. Mama zawsze prawiła mi kazania o tym, że wpadnie anoreksje, bulimie i wszystkie inne choroby świata wliczając w to sepsę i czerniaka. Mama jest bardzo przewrażliwiona i często mnie to irytowało, ale kochał ją najmocniej na świecie. W końcu to ona rodziła go w bólach i męczarniach. Nawet jeżeli urodziła nieudacznika i pedała jak często słyszał od innych. Zwykle moje jasnobłękitne oczy wyróżniały się na tle jasnej twarzy, lecz dzisiaj centralnym elementem mojej było małe zadrapanie w okolicach lewego policzka. Była to pamiątka, po próbie bycia dobrym człowiekiem. Po raz kolejny potwierdziło się, że zdecydowanie nie nadaję się do skomplikowanych prac fizycznych. jak sprzątanie piwnicy, ale skoro sąsiadka prosiła, to się zgodziłem. Nie było to oczywiście coś o czym marzyłem, ale życie to życie. Nie ma przebacz. Starsza pani potrzebowała pomocy, przy okazji płacąc za sprzątnięcie i co najważniejsze dała mi pyszny obiad. Dawno nie jadłem prawdziwego domowego obiadu. Bardzo za tym tęskniłem, więc z radością pomogłem sąsiadce nawet kosztem zadrapania. Dla gołąbków warto było.


                                                               ***************

  Po skończeniu codziennej toalety i zjedzeniu śniadania, poszedłem do pani Skrzyneckiej, starszej sąsiadki mieszkającej piętro niżej. Jak zwykle zadzwoniłem krótko trzy razy do drzwi i spodziewałem się, że będę musiał cierpliwie czekać zanim staruszka podejdzie do drzwi listą zakupów na poniedziałek. Jednak zamiast siwawej, niskiej kobiety moim oczom ukazał się młody, umięśniony, przystojny chłopak, który najprawdopodobniej na niejednej dziewczynie musiał robić wrażenie czymś pomiędzy "Och" i "Ach". Stałem jak wryty i wpatrywałem się w wysokiego bruneta, którego włosy były po bokach wygolone, a reszta związana w kok na czubku głowy. W dodatku był dobrze zbudowany, gdyż jego wyraźnie mięśnie odznaczały się pod czarnym podkoszulkiem. W jednej ręce trzymał torbę z Lidla, drugą opierając się o framugę drzwi. Moje poczucie własnej wartości w tym momencie znacząco spadło. Dopiero po chwili dotarło do mnie, że stoję przed drzwiami i wpatruje się w młodego mężczyznę.
- Ermm.. Ty nie wyglądasz jak pani Skrzynecka.. - zapytałem mało inteligentnie.
- No jak widzisz nie jestem jeszcze tak siwy. – odpowiedział mu brunet, po czym szczerze się zaśmiał.
- Ekhem.. no zdecydowanie nie jesteś siwy. – stwierdziłem znowu bardzo inteligentnie, po czym dałem sobie mentalnego liścia, próbując wrócić do świata żywych. - Więc kim jesteś? Miałem jak zawsze zrobić zakupy, ale chyba mnie uprzedziłeś – spojrzałem na torbę, starając się zrehabilitować za brak taktu.
- Nazywam się Aleksander Jakub Ksawery Skrzynecki, ale mów mi Olek. - szybko wyrecytował na jednym oddechu i dodał - A Pani Skrzynecka, jak ją nazwałeś, to moja babcia.
- A to wiele wyjaśnia. Chociaż nie wszystko. – mówiąc to skierowałem głowę w stronę torby, którą nowo poznany wnuk sąsiadki trzymał.
- A zakupy? Tak zrobiłem rano. Babcia nic nie mówiła, że ma ktoś przyjść. Może zapomniała mi przekazać? Chociaż to dziwne, bo zawsze o wszystkim pamięta.
- Rzeczywiście twoja babcia ma bardzo dobrą pamięć. - zdziwiło mnie zachowanie sąsiadki, ale postanowiłem nie wnikać. W końcu to nie moja sprawa. - To ja nie przeszkadzam. Pozdrów babcię.
  Gdy odwracałem się w stronę schodów prowadzących na piętro do mojego mieszkania, ponownie usłyszałem zatrzymujący mnie głos bruneta.
- Czekaj. - zawołał chłopak i zapytał. - Dowiem się jak masz na imię?
  Nie ukrywam, że po raz drugi zmieszałem się moim brakiem taktu. Przecież to oczywiste, że gdy ktoś się przedstawia, wypada mu odpowiedzieć, więc szybko sprostowałem.
- Jestem Nikodem.
- Niko! Fajne masz imię. - entuzjastycznie zawołał Olek, na co potwornie się skrzywiłem.
Tylko dwie osoby mogły tak się do mnie zwracać. Właściwie to już tylko jedna.
- Nikodem, nie Niko. Zapamiętaj Aleksandrze. - nie chciałem tak burzliwie zareagować, ale jak zwykle wyszło jak wyszło.
- Jestem Olek, nie Aleksander. - odpowiedział mi trochę zmieszany brunet.
- Pamiętam Aleksandrze. - odpowiedziałem mu, po czym zauważyłem, że po jego twarzy przechodzi cień smutku. Nie odwracając się poszedłem schodach w górę, nienawidząc siebie za zachowanie sprzed chwili.

    Gdy wszedłem do mieszkania i zamknąłem drzwi uświadomiłem sobie jakim jestem idiotą. Zachowałem się jak największy gbur przed wnukiem mojej sąsiadki, który ponadto wydawał się być sympatyczny. Straciłem okazję na poznanie kogoś i za kumplowanie się. Bycie introwertykiem jest niesamowicie trudne, tym bardziej, gdy unikasz kontaktu z innymi. Przestaje się wtedy umieć rozmawiać i obcować z ludźmi. I w ten sposób jest się samemu jak ja. Owszem mam Martę, moją jedyną i prawdziwą przyjaciółkę, bez której nie wyobrażam sobie życia, ale to bądź co bądź dziewczyna. Nie mogłem z nią zrobić wszystkiego, na co można sobie pozwolić w przyjaźni z mężczyzną.  Brawo dla mnie. Przegrywem to trzeba się jednak urodzić. Zdenerwowany rzuciłem się na dwuosobowe łóżko i opatuliłem się ciemną pościelą. Nie wiedziałem dlaczego to zawsze ja muszę mieć takie problemy. Wszystkie grzechy świata skumulowane w blond stu siedemdziesięciu trzech centymetrach to największa niesprawiedliwość tego świata. Wtulony w szarą poduszkę liczyłem na to, że nowy znajomy zapomni o tym co się wydarzyło albo po prostu, co byłoby lepszą opcją, że po prostu więcej go nie spotkam. Zdecydowałem też, że będę musiał odpuścić sobie przez najbliższy czas przychodzenie do pani Skrzyneckiej. W końcu ma teraz wnuka, więc on się nią dobrze zajmie. Ale w sumie może on przyjechał tylko na jeden dzień, więc nie będzie pomagał jej przez dłuższy czas. Nie no, nie mogę tak zostawić sąsiadki samej. Siedziałem tak jeszcze chwilę zanim się zorientowałem, że jak się nie pośpieszę, to spóźnię się na uczelnię.


                                                                       ***************

    Po pięciu godzinach zajęć na uniwersytecie wracałem znużony do domu. Przy okazji wstąpiłem jeszcze do Lidla po świeże bułki i owoce. Wracając do domu, gdy byłe już przed bramą wjazdową, zauważyłem Aleksandra rozmawiającego przez telefon. Naprawdę, gorzej być nie mogło. Oficjalnie dwunasty marca został ochrzczony moim najgorszym dniem w roku. Chciałem zawrócić i wejść tyłem, ale wtedy zrobiłem coś na co tylko ja mogę sobie pozwolić. Potknąłem się o wystającą z chodnika betonową płytę. W tym momencie zacząłem przeklinać swoją koordynację ruchową. Na całe szczęście Aleksander chyba nie zobaczył mojej osobistej klęski. Zacząłem, więc jak najszybciej zbierać z chodnika byłą zawartość mojej siatki. Gdy zostało mi już tylko jedno ostatnie jabłko, zamiast na owoc natrafiłem na czyjąś ciepłą dłoń.
    - Przepraaaaa!  - krzyknąłem jak oparzony, gdy podniosłem głowię i uświadomiłem sobie czyją dłoń właśnie dotykam.
    - Spokojnie. Nie gryzę! - odpowiedział mi brunet.
    - Ermmm... Dzięki, ale poradził bym sobie. Tym bardziej, że rozmawiałeś przez telefon. - tym razem starałem się wypaść trochę lepiej niż kilka godzin wcześniej.
    - Nie ma sprawy. To nie było nic ważnego. - powiedział brunet po czym dodał - Mógłbyś puścić moją dłoń? To przyjemne, ale i trochę dziwne.
      Dopiero w tym momencie zorientowałem się, że nadal dotykam ręki bruneta. Zrobiłem się momentalnie czerwony i od razu uwolniłem dłoń chłopaka.
    - Przepraszam - powiedziałem zawstydzony - I w ogóle to chciałem Ciebie też przeprosić za rano.. Nie wiem co we mnie wstąpiło.. Pewnie masz mnie za gbura albo i jeszcze gorzej?
    - Na początku rzeczywiście byłem lekko zmieszany, ale było minęło. W ramach rekompensaty idziemy jutro na piwo! - podjął decyzję za mnie.
    - Wiesz, że jesteś bardzo głośny, prawda?
    - Ktoś coś kiedyś wspomniał. To jak z tym piwem? - nie dał się zbić z tropu nowy sąsiad.
    - Sorry, ale ja nie pije. - starałem się wykręcić ze spotkania, ale powiedziałem prawdę, bo rzeczywiście nie piję alkoholu.
    - Skończyłeś chyba osiemnaście lat, prawda?
    - Studiuję..
    - Haha no właśnie. Chociaż bardzo młodo wyglądasz. W sumie to dałbym tobie siedemnaście lat.
    - Dzięki.. -  mruknąłem z niezadowoleniem - A Ty ile masz lat?
    - 21 skończę w tym roku.
    - Studiujesz coś?
    - Tak jakby.
    - To znaczy?
    - To długa i skomplikowana historia. W dużym skrócie: byłem 2 lata na dziennikarstwie we Wrocku, ale musiałem się wyprowadzić i teraz czekam do zakończenia roku, a od następnego chce studiować dalej, ale w innym mieście. - wyjaśnił brunet i po raz kolejny zapytał - To jak z tym browarem jutro?
    - Mówiłem przecież, że nic nie pije. - także z lekkim poirytowaniem po raz kolejny wyjaśniłem.
    - Ale nic a nic? - chyba nie mógł uwierzyć, ponieważ dość wysoko podniosły mu się ciemne brwi marszcząc przy okazji czoło.
    - Nic. - odpowiedziałem już dość mocno znudzony tymi pytaniami.
      Dziewiętnastolatek i nie pije. Tak, wiem, że to dziwne, ale ani trochę mnie nie ciągnie do alkoholu. Tak samo jest z papierosami i innymi używkami. Grzeczny ze mnie chłopiec i tyle.
    - Dziwny jesteś, wiesz. - odezwał się Aleksander.
    - Odezwał się ten normalny. - odburknąłem - Stoimy już pięć minut przed domem i zaczyna robić się chłodno. Może wrócimy?
    - Taaak, jasne. - powiedział zdecydowanie zbyt entuzjastycznie Aleksander.

      Kompletnie straciłem rachubę czasu. Droga do domu to jakieś dziesięć metrów chodnikiem, obtoczonym z każdej strony krzewami. Aleksander szedł przede mną, więc mogłem spokojnie prześledzić jego sylwetką. Brunet faktycznie tak jak zauważyłem rano jest wysportowany. Poczułem z tego powodu ukłucie zazdrości. Wyglądam przy nim jak dziecko. Zdecydowanie muszę się za siebie wziąć. Dopisałem wyraz "siłownia" do listy rzeczy, które muszę zrobić, ale i tak ich nie zrobię. Mimowolnie mój wzrok zjechał na jego pośladki. Oj tak chłopak zdecydowanie dbał o siebie, co wyraźnie, mimo chłodu, poczułem w rozporku. Szybko się jednak opamiętałem. Po chwili rozmarzenia się poczułem jak ktoś klepie mnie w ramię.
    - Czy Ty mnie w ogóle słuchasz człowieku? - zapytał rozbawiony brunet.
    - Ermm.. Wybacz. Zamyśliłem się – mówiąc to spaliłem raka.
      Przeklinam swoje rumieńce. Kolejna wada bycia chorobliwie bladym.
    - A nad czym tak kontemplowałeś myślicielu? - zapytał chłopak stojąc przy drzwiach do mieszkania babci.
    - Ermmm.. O pogodzie? - beznadziejnie skłamałem.
      Jak widać w improwizowaniu też nie jestem mistrzem. Ale to wszystko przez brak interakcji z innymi ludźmi.
    - Myślałeś o pogodzie będąc na klatce? Oki. Nie wnikam. - powiedział najwidoczniej nie dowierzając brunet, na co ja zrobiłem się jeszcze bardziej czerwony.
    - Dobra, babcia na mnie czeka. Do zobaczenia, mam nadzieję, jutro. - zawołał sąsiad otwierając drzwi.
    - Przeanalizuję jeszcze tą propozycję.
    - To może podasz mi swój numer, to się zgadamy. - zaproponował rozochocony chłopak.
     Chwilę się nad tym zastanawiałem, lecz w końcu zdecydowałem się podyktować mu swój numer, chociaż miałem przed tym lekki opór. Nie lubię podawać informacji o sobie obcym ludziom. A za takiego uważam w tym momencie właśnie Aleksandra.
    - Oki. Wysyłam strzałę. - powiedział chłopak, gdy zapisał dziewięciocyfrowy ciąg liczb.
    Momentalnie z mojej kieszeni wydobyły się dźwięki piosenki „Take me to church”
    - O Hozier! - zawołał ochoczo Aleksander.
    - Tak. Bardzo lubię tą piosenkę. - wyjaśniłem zdawkowo.
    - Ja wolę ją oglądać niż tylko słuchać. - mówiąc to wyszczerzył wszystkie zęby. - Dobra, to do zobaczenia! - pożegnał się wesoło sąsiad.
    - Cześć. - odpowiedziałem z o wiele mniejszym entuzjazmem i poszedłem po schodach w górę.

      Gdy po raz kolejny tego dnia wróciłem do mieszkania, rozpakowałem zakupy i udałem się pod prysznic, podczas którego mimowolnie nuciłem jakąś piosenkę. Zmęczony wyczerpującym dniem opadłem bezwładnie na łóżko. Przypomniało mi się niestety o zbliżającym się egzaminie, więc musiałem wstać przynieść potrzebne materiały. Po chwili na moim łóżku znalazł się laptop i notatki. Gdy potrzebne rozłożyłem zeszyty, tradycyjnie włączyłem YouTube, bo nie potrafię uczyć się bez muzyki i odpaliłem pierwszą piosenkę, która była na playliście. Z głośników zaczęła płynąć melodia: 
    „My lover's got humour
    She's the giggle at a funeral
    Knows everybody's disapproval
    I should've worshipped her sooner „

      Kiedy zorientowałem się, która piosenka jest włączona, spojrzałem od razu pomyślałem o kimś kogo dzisiaj poznałem. Przez całe ciało przebiegła mnie rozbrajając fala ciepła, której jeszcze nigdy nie zaznałem. Oblałem się niekontrolowanym rumieńcem. Pierwszy raz patrzyłem na teledysk w inny sposób. Poczułem emocje bohaterów, ich uczucia, więź, cierpienie, tragizm. Mimo, że oglądałem go setki razy, dopiero wtedy zrozumiałem jego prawdziwą głębię. Przypomniały mi się także moje przeżycia z rodzinnego miasta i prawdziwy powód mojego wyjazdu. Ta cholerna miłość, zakazany romans, łatwowierność, doznania, zbliżenia... Przez to wszystko poczułem się jego częścią teledysku. Targały mną setki emocji, a na policzku pojawiło się coś, czego obiecałem już nigdy u siebie nie dojrzeć, nie pozwolić na ponowne cierpienie. A teraz siedziałem skulony na swojej pościeli, podczas gdy na kartce z zeszytu pojawiła się mokra, ciągle powiększająca się plamka...




                                                                                                                                                  

    Pierwszy rozdział za mną fanfary. To dla mnie bardzo ważny moment. Decyzja o napisaniu Nomady była bardzo spontaniczną decyzją. I mam nadzieję, że tak samo spontanicznie jej nie porzucę. To opowiadanie jest dla mnie pod pewnym względem ważne, więc mam nadzieję, że choćby dla jednej osoby też się takie stanie. Nie ukrywam, że niektórzy bohaterowie będą posiadali bardzo dobrze znane mi cechy. 

    Historia, którą opisuję, mam nadzieję, że nie będzie schematyczna i przypadnie wam do gustu. Sam Nikodem jak i Olek to jak łatwo się domyślić dwoje z sześciu bohaterów, wokół których będzie toczyć się akcja. W zakładce N.O.M.A.D.A. znajdują się opisy bohaterów, które będą aktualizowane wraz z pojawieniem się kolejnych bohaterów i rozwojem akcji.

    Liczę na wasze komentarze i oznaki życia, a także pomoc i porady, bo jeszcze jestem zielony w kwestii prowadzenia blog. Wszelkie uwagi bardzo mile widziane :D

    Do następnego!
    Uros

    PS. Przepraszam za wszystkie błędy!



    EDIT: Z uwagi na zmianę sposobu narracji na pierwszoosobową początkowe zostały edytowane i poprawione. Za wszelkie zmiany bardzo przepraszam, lecz były one konieczne, aby zachować jednolitość fabuły.



    5 komentarzy:

    1. Hej~

      Wpadłam na bloga, bo zobaczyłam jego reklamę u Luany... I coś w opisie mnie zainteresowało. Włączyłam i oto jestem. Drogi Autorze, szykuj się na krytykę... Ale nie tylko, spokojnie~

      Ergo - co ma oznaczać pierwszy post? Zdradzasz personalia trzech postaci, a resztę literek, A, D i A pozostawiasz pustych. To miałoby sens, gdybyś po prostu odkrywał postacie w kolejnych rozdziałach, ale rzeczona Marta w ogóle w pierwszym poście nie występuje, nie rozumiem więc, po co o niej napisałeś, a resztę zostawiłeś pustą. Odnoszę wrażenie, ze po prostu najpierw wymyśliłeś tytuł, a potem dorobiłeś do niego jakąś teoryjkę. To nie przejdzie. W ogóle sam pomysł opisu postaci przed opublikowaniem opowiadania jest moim zdaniem bez sensu, o ich charakterach i wyglądzie powinniśmy się dowiadywać bezpośrednio z tekstu.

      Postacie... Hm, za bardzo się o nich nie można wypowiedzieć po pierwszym rozdziale, mam tylko jedna uwagę - zwroty "dziena", "oki" i "kurczaki"... a, i jeszcze "jeżuniu". Ja ich nie widzę w ustach dorosłego faceta. Może to taki jego styl mówienia, nie wiem, może się czepiam, ale dla mnie brzmi to irytująco. Robisz z niego takiego typowego, uroczego uke. Do Olka nic nie mam~

      A samo opowiadanie... Przyznam, że już tytuł pierwszego rozdziału mnie odstraszył. Hozier jest spoko, lubię go, ale ta piosenka jest już tak irytująca, pojawia się wszędzie, że mam jej dość. Jest naprawdę dużo lepszych piosenek o gejach. Naprawdę. Dobra, nie czepiam się już xd

      O fabule też nie mogę nic powiedzieć, bo się dopiero rozwija. Jest okej, piszesz dobrze, ale jak na razie wszystko odbywa się bardzo sztampowo. Nie wiem, może w następnych rozdziałach czymś mnie zaskoczysz, serio, bardzo bym się zdziwiła, jakby Olek i Nikodem nie byli na końcu razem. Bardzo. Ale i tak wszyscy wiemy, że będą. Btw to trochę nieprawdopodobne, żeby po jednym dniu odczuwać już takie emocje w stosunku do jakiejś osoby. Przynajmniej ja nie sądzę, że to możliwe xd

      Na końcu napisałeś "tera" zamiast "teraz" co bardzo gryzie w oczy, było też chyba parę innych literówek ale nie chcę mi się szukać~

      Podsumowując; nie wiem, czy to twój pierwszy blog, czy nie, ale jest naprawdę dobrze. Z tym że są drobne niedociągnięcia, które niestety rażą w oczy, i które należałoby poprawić. Mam nadzieję, że nie jesteś jednym z tych autorów, którzy na każdą krytykę reagują krzykiem i protestem. I że weźmiesz sobie moje rady do serca.

      Postaram się komentować każdy post, o ile nie odstraszyła cię moja opinia ^^'' Początkujące blogi nigdy nie są doskonałe, dlatego nie przejmuj się moim marudzeniem xD

      Pozdrawiam serdecznie i życzę weny :3

      OdpowiedzUsuń
      Odpowiedzi
      1. Kukushka
        Dzięki za opinię i wszystkie rady. Mam nadzieję, że chociaż część tego o czym napisałaś uda mi się udoskonalić, ale na pewno nie wszystko. Dopiero startuje i jest to mój pierwszy blog. Przyznam się bez bicia, że ten blog to była spontaniczna decyzja podyktowana silnym impulsem związanym z moim życiem prywatnym.
        Mam nadzieję, że historia nie będzie taka sztampowa, ale za wiele nie chcę zdradzić. Błędy są i zapewne będą nadal, bo ciężko jest poprawiać coś co samemu się pisze.
        Co do muzyki to w każdym z rozdziałów będzie miała swój udział, a że w pierwszym rozdziale wypadło akurat na Hoziera to nic nie oznacza.
        O Marcie wspomniałem podczas przemyśleń bohatera, więc ją opisałem, chociaż może było to błędem. Nie wiem. Opisy będą uzupełniane wraz z fabułą.
        A co do tych sformułowań jak "Jeżuniu" i "Kurczaki" to są zwroty, które sam używam w swoim życiu i naturalne było dla mnie użycie ich. Mogą się one komuś nie podobać, ale to coś mojego, więc raczej mam zamiar wykorzystywać je nadal.
        Każda opinia jest dla mnie ważna, bo kto pyta nie błądzi, więc za nią dziękuje bardzo i mam nadzieję, że opowiadanie Ci się spodoba.
        Pozdrawiam

        Usuń
    2. Witam,
      początek świetnym Nikodem zachował się trochę jak jakiś gbur, zaczyna mi się to podobać...
      Dużo weny życzę Tobie...
      Pozdrawiam serdecznie Basia

      OdpowiedzUsuń
    3. Hej,
      opowiadanie już mi się spodobało, Nikodem zachował się trochę jak jakiś taki gbur...
      Dużo weny życzę...
      Pozdrawiam serdecznie Aga

      OdpowiedzUsuń
    4. Hej,
      opowiadanie świetne już mi się spodobało, Nikodem zachował się trochę jak jakiś taki gbur...
      Dużo weny życzę...
      Pozdrawiam serdecznie Iza

      OdpowiedzUsuń