środa, 24 czerwca 2015

I Really Like You

WAŻNE!
Zaczynając pisać opowiadanie miałem zamiar opisywać historię z punktu widzenia obserwatora. Jednak muszę zmienić koncepcję. Pisanie tego opowiadania w trzeciej osobie sprawia mi trudność i zabiera całą frajdę. Dlatego od teraz narratorem będzie główny bohater - Nikodem. Pojawią się też wstawki/rozdziały z narracją innych postaci, ale będę je w jakiś nieznany sobie jeszcze sposób zaznaczał. Mam nadzieję, że zrozumiecie moją decyzję, która może trochę zburzy opowiadanie, ale inaczej bym z tym nie dotrwał do końca i N.O.M.A.D.A. byłaby kolejną nie zakończoną historią.
Uros





Rozdział 4 - I Really Like You

15.03.2015 r                                       
                                          NIKODEM

    Dzisiaj czwartek. Jest to mój ulubiony dzień tygodnia z kilku powodów: 
a) po czwartku jest piątek, a piątek to weekend, 
b) w czwartek mam tylko dwa wykłady,
i najnowsze c) Olszewski nadal jest chory, więc czeka mnie tylko jeden niesamowicie ciekawy i pasjonujący wykład. 
O ile wczoraj nieobecność profesora była wszystkim nie na rękę, tak dzisiaj wszyscy jak jeden mąż wydali z siebie okrzyk triumfu. Łatwo wyobrazić sobie psa wyjącego do księżyca. Dzisiaj przed aulą takich psów było 60 sztuk. Oczywiście studenci innych kierunków patrzyli na przyszłych pedagogów z przerażeniem spowodowanym tym, że jest szansa, iż ich przyszła pociecha trafi pod skrzydła kogoś z naszego roku. Po fali radości spowodowanej brakiem Olszewskiego wróciliśmy na ziemię, a dokładniej na zajęcia z profesorem Krzywickim. Popularny Krzywy to starszy pan po pięćdziesiątce, którego obfity brzuch i włosy, a właściwie ich brak dodają uroku porównywalnego z urokiem Shreka. Natomiast usposobienie można porównać do Snorlaxa. Dopóki mu nie przeszkadzasz jest kochany, bo niczego nie wymaga i nawet cie nie widzi. Natomiast jeżeli wybudzisz go drzemki, a w przypadku profesora snorlaxową drzemką jest niekończący się wykład, to współczuję. W całej jego długoletniej karierze na uniwerku oblał tylko trzy osoby. I to te trzy osoby przeszkodziły mu podczas wykładu. Szansa, że nie zdasz jest więc porównywalna z wygraniem 20 baniek w totku. Zajęcia z nim rozpoczęliśmy w tym semestrze, więc jeszcze nie wiem jak z nim będzie, ale opinie ma najlepsze spośród wszystkich wykładowców.
    Wchodząc do sali tradycyjnie zająłem miejsce za pewnym Michałem. Wszyscy nazywają go Bykiem, aa natomiast pieszczotliwe mówię o nim Mućka. Nie żebym coś do niego miał. Wręcz przeciwnie. Przez dwa miesiące skutecznie chowałem się w jego cieniu, a jest się w czym chować. O ile Krzywy jest Snorlaxem z charakteru, to Mućka za to z wyglądu. Siedząc za nim widziałem jego szeroki kark, potężny ramiona i krótkie czarne włosy, więc widok mało ciekawy. Ale wszystko ma dwie strony. Ja nie widzę Krzywego, a on mnie. Wszyscy są szczęśliwi, a szanse na niezdanie maleją.
   Gdy profesor zaczyna mówić, ja automatycznie ubieram słuchawki i wyjmuję sudoku. Niektórzy uważają sudoku za mało fascynującą rozrywkę, ale ja ogólnie jestem mało fascynujący, więc by się zgadzało. Poza tym nie bez niego żyć. Średnio raz w tygodniu kupuję nowy zestaw. Oczywiście, że mógłbym przeznaczyć te pieniądze na coś bardziej racjonalnego jak kebab, siłownia czy nawet uzbierać na telefon, ale wolę rozwijać mózg niż brzuch, mięśnie i kciuk. Brak nowoczesnego telefonu nie przeszkadza mi w normalnym funkcjonowaniu. Przynajmniej nie jestem uzależniony od Facebooka czy Twittera. Podziwiam ludzi, którzy potrafią sprawdzać tablicę co pięć minut. Na mojej nowe rzeczy pojawiają się mniej więcej co godzinę. Tak to jest, gdy po zakończeniu liceum redukuje się listę znajomych. Znajomy.. Dziwne słowo. Nie jest na poziomie kolegi, ale jest się kimś więcej niż nieznajomym. Chciałbym mieć więcej znajomych. Normalnych znajomych. Niekoniecznie tych facebookowych. I teraz czuję, że mam taką szansę. W moim życiu pojawił się Olek. Ten irytujący, wnerwiający, ciągle śmiejący się Olek. Tylko kim on dla mnie jest? Znam go kilka dni, a mam wrażenie, że kilka lat. Takie historie zdarzają się tylko w słabych opowiadaniach internetowych albo disnejowskich bajeczkach o księżniczkach, a ja zdecydowanie nie jestem księżniczką. No i Alan to też całkiem dobry materiał na kolegę. Skoro przyjaźni się z Olkiem to musi być normalny. Tylko, że ja nie jestem normalny.
   Z rozważań nad moimi nieznajomymi i  potencjalnymi kolegami wytrącił mnie dźwięk muzyki roznoszący się po sali. Po chwili zorientowałem się skąd dochodzi dźwięk. Nim się zorientowałem, wszystkie twarze skierowane były w moją stronę.
   Tak, mój telefon postanowił się zbuntować i w nieznany mi sposób wypluć słuchawki. Dzięki temu po całej sali rozbrzmiał MAX & Against The Current.

"I really really really really really really like you
And I want you, do you want me, do you want me, too?"
  Od razu spaliłem raka i wyłączyłem odtwarzacz. Na sali zapanowała cisza. Jak mogłem nie zorientować się, że muzyka leci przez głośnik. Ale to nie było najgorsze...
- Nie wiem kto to puścił, ale ja mam żonę, więc nic z tego. - powiedział profesor, a wszyscy wybuchnęli śmiechem.
  Może mi się upiekło...
- A teraz koniec śmiechów. Kto to puścił? - zapytał oskarżycielsko Krzywicki.
  Nie miałem wyjścia, gdyż byłem pod presją całej auli i musiałem się przyznać.
- To ja. Bardzo przepraszam. Obiecuję, że to się więcej nie powtórzy. - mówiąc to wstałem, próbując złagodzić sytuację.
- Na pewno się nie powtórzy, bo od następnego wykładu siedzisz w pierwszym rzędzie. Jak się zwiesz chłopcze? - zapytał profesor.
  No to pięknie. Teraz to już po mnie...
- Nikodem- - odparłem mając nadzieję, że samo imię wystarczy.
- A nazwisko? - dopytywał się coraz bardziej poirytowany Krzywicki.
  Pożegnałem się w myślach z półrocznym spokojem i szybko rzuciłem:
- Moniuszko-Borkowski
  O ile na sali zapadła cisza, gdy wyłączyłem odtwarzacz, to tym razem była ultra cisza. Słyszałem swój zdenerwowany oddech. Zaraz po nim usłyszałem szepty rozchodzące się po całym pomieszczeniu. 
- Pierwszy człon nazwiska jeszcze raz proszę. - poprosił, a właściwie zażądał zaciekawiony profesor.
- Moniuszko - odparłem bardzo niechętnie.
- Z tych Moniuszków? - nie odpuszczał Krzywicki.
  Przynajmniej zapomniał o mojej wpadce.
- Tak - odparłem pewny tego co się teraz wydarzy. 
  Z doświadczenia wiem, że moje nazwisko zawsze wzburza sensację. Z jakiegoś nierozumianego dla mnie powodu w mojej rodzinie przekazuje się to nazwisko, bez względu na to czy kobieta wychodzi za mąż czy nie. Mama zgodnie z tradycją po wyjściu za mąż przyjęła nazwisko po mężu, ale jako drugi człon, zostawiając sobie to znienawidzone przez mnie nazwisko. Mnie pokarała za to oboma członami. Dlatego nazywam się Moniuszko-Borkowski. Z reguły używam tylko nazwiska po ojcu, ale w papierach uczelnianych niestety musiałem podać pełne dane. Wszystkim przedstawiam się jako Nikodem Borkowski, ale niestety nie profesorom. Oczywiście spodziewałem się, że kiedyś Moniuszko zaistnieje na uczelni, ale wolałbym, żeby było to o wiele później. Na przykład odbierając dyplom pomyślnie zakończonych studiów. Ale niestety moje późno nastąpiło szybciej niż się spodziewałem. Swoją drogą mój przodek pewnie przewraca się w grobie, widząc jak haniebnie mieszam z błotem jego nazwisko.
-  Gdybyś jeszcze słuchał jakiejś symfonii to bym rozumiał. Ale TO COŚ ewidentnie nie ma nic wspólnego z symfonią. - powrócił do głównego tematu profesor.
- Jeszcze raz przepraszam. - powtórzyłem po raz kolejny.
  Czułem, że jeszcze chwila i dostanę zawału. Publiczne wystąpienia od zawsze wprawiają mnie w paraliż. Publiczna dyskusja przeradzająca się w kłótnię z profesorem wprawiła mnie w stan paniki. Czułem się jak mała antylopa stojąca wokół stada hien i sępów, którym przoduje lew. Wiedziałem, że nie mam szans wygrać. A ja bardzo, ale to bardzo nienawidzę przegrywać.
- Dobrze panie Moniuszko. Proszę spocząć, a cały sprzęt audio schować do pana sakwy. Zdaje sobie pan sprawę, że od dnia dzisiejszego jest pan na wyjątkowej liście wyjątkowych studentów tego wydziału?
  Powaga i oficjalny sposób wypowiadania słów przez profesora spowodował, że przeszedł mnie dreszcz po całym ciele, a dodatkowo miałem też problemy z przełknięciem śliny. Oczywiście posłusznie wykonałem polecenia wykładowcy i do końca zajęć pilnie notowałem czując na sobie wzrok większości studentów oraz samego Krzywickiego, po mimo zasłaniającego mnie Mućki.
  Wychodząc z sali wykładowca kazał poczekać mi na niego, przez co prawie znowu dostałem zawału.
- Panie Nikodemie. Podpadł mi dzisiaj pan i to bardzo. Ale ze względu na słabość do wielkiego Stanisława Moniuszki jestem w stanie wybaczyć panu ten brak szacunku do mojej osoby i mojego wykładu - powiedział profesor, a na mojej twarzy pojawiła się nieopisana ulga, którą musiał dojrzeć, ponieważ zaraz dodał - Ale, żeby nie było tak pięknie i kolorowo musi pan na za tydzień przygotować referat odnośnie dzisiejszego wykładu.
  Nadzieja uszła z moich oczu, ale nadal tliła się szansa na bezproblemowe zdanie. Oczywiście musiałem pożyczyć od kogoś notatki z dzisiaj.
- Dziękuje panu bardzo i jeszcze raz przepraszam - po raz kolejny starałem się okazać szacunek wykładowcy, ale na nie wiele to się zdało.
- Słyszałem to od pana, a teraz proszę już iść. Kolejni studenci głodni przekazania im mej wiedzy czekają! - triumfalnie uniósł podbródek i udał się przed siebie.
  Stałem chwilę skonfundowany, nie wierząc w swoje szczęście w nieszczęściu. Jednak Marta miała rację nazywając mnie kotem. Zawsze upadam na cztery łapy, jestem samotny z wyboru, leniwy i powolny oraz co najważniejsze nie lubię ludzi. W tym momencie postanowiłem, że muszę sobie kupić kota.
  Gdy po raz kolejny chciałem opuścić budynek uniwersytetu zauważyłem, że w moim kierunku idzie jeden z chłopaków z mojego roku. Widywałem go często na korytarzu lub podczas zajęć, ale nigdy nie zwróciłem na niego szczególnej uwagi. Jeden z wielu studentów, który nie wyróżnia się absolutnie niczym poza tym, że na kilometr bije od niego aura bogactwa. Gdyby był simem nad jego głową zamiast zielonego charakterystycznego dla serii znaczka świeciłby wielki $. Był wyższy niż ja, co nie jest dla mnie nowością. Nie był ani opalony, ani blady. Miał brązowe oczy. Nie był też szczególnie atrakcyjnym dla oczu człowiekiem, ale sprawiał wrażenie kogoś kto sądzi, że jest idealny. Nosił czarny snapback z miętowym daszkiem i ciemną bluzę z białymi literami, której rękawy były do połowy podwinięte odkrywając biały zegarek na lewej ręce i wystający spod niego tatuaż. Dostrzegłem też dwa małe tunele w uszach. Prawy był biały, lewy czarny.  Całość dopełniały czarne spodnie i białe air force. Byłem przekonany, że wszystko co miał na sobie było warte więcej niż to co zarabiam w ciągu miesiąca. Mając dość wrażeń na dziś szybko skręciłem w przeciwnym kierunku do nadchodzącego chłopaka. Nie minęło piętnaście sekund, a on niestety stał już obok mnie.
- Ale dałeś dzisiaj popis ziom. Grubo. Myślałem, że Krzywy cię zniszczy jak usłyszy muzykę. - powiedział student i klepnął mnie dość mocno w plecy, co miało być chyba przyjacielskim zachowaniem, ale przyniosło całkowicie inny  efekt.
  Miałem serdecznie dość tego dnia, więc kolejna rozmowa z jakimś rozpieszczonym dzieciakiem była mi bardzo nie na rękę.
- Tak. Cieszę się, że się dobrze bawiliście. Zazdroszczę. - rzuciłem bez emocji, po czym dodałem - A teraz wybacz mi, ale się spieszę.
  Była to akurat prawdą, bo za pół godziny musiałem być w jednym ze sklepów, gdzie dorabiam pracując na kasie lub uzupełniając asortyment w zależności od potrzeby. A bardzo nie chciałem się spóźniać, ponieważ za każde spóźnienie jest mi odliczane z tygodniówki.
- Ej no poczekaj kolego. Nie chcesz możesz iść z nami do Wydry? Robi w weekend wielką domówkę. Starzy wyjechali, więc będzie grubo. Zaprasza prawie cały rocznik. Taka trochę opóźniona integracja. Jak chcesz to możesz zabrać ze sobą znajomych. - zachęcał mnie nadal natrętny chłopak.
- Po pierwsze nawet nie wiem jak masz na imię. Po drugie nie lubię imprez. Po trzecie mam plany na weekend. Po czwarte naprawdę bardzo się spieszę i bardzo nie na rękę mi ta rozmowa. - powiedziałem mu zgodnie z prawdą. Miałem ciekawsze zajęcia na dzisiaj niż rozmowa z jakimś palantem, a jutro przyjeżdża Marta, więc tym bardziej odpada jakakolwiek impreza.
- Naprawdę mnie nie znasz? - na jego twarzy pojawił się autentyczny szok.
- Jakoś tak wyszło.
- To gdzie ty żyjesz. Jestem Dan. Tak ten Dan. - opowiedział dumnie jakby to było oczywistą oczywistością.
   Niestety nic mi to nie mówiło, ale postanowiłem wyjść z tej sytuacji z twarzą i udawać, że wiem kim jest.
- Faktycznie. Sorry, że cie nie poznałem. A teraz naprawdę przepraszam, ale już muszę iść. Na razie. - po raz kolejny się z nim pożegnałem, tym razem skutecznie odszedłem od niego, nawet się nie odwracając.
  Zostawiłem go samego koło przystanku tramwajowego. Chociaż szczerze wątpiłem, że będzie wracał komunikacją miejską. Byłem przekonany, że gdzieś na parkingu uniwersyteckim stoi jego auto.


  
                                                               ***************


     
-Dzień dobry - rzuciłem szybko wchodząc do sklepu, kierując się od razu na zaplecze. 
  Mijałem dobrze znane półki z jedzeniem i napojami. Niestety szybko rozeznałem się w sytuacji i wiedziałem, że czeka mnie dzisiaj rozkładanie asortymentu na półkach. Tym bardziej, że miałem zmianę razem z Darią, a jej filigranowa budowa ciała bardzo kontrastuje z dźwiganiem towaru. Praca w Pulsie była o tyle dobra, że zawsze były nas dwie osoby. Samemu nie dałbym rady ogarnąć całego sklepu. 
  Wchodząc na zaplecze minąłem się z Darią z którą szybko się przywitałem, po czym przebrałem się w fioletową firmową koszulkę. Wpisałem się też na listę obecności zgodnie z poleceniami szefostwa. Pracodawcy są największą wadą tego miejsca. 
  Pani Mariola jest najbardziej opryskliwą osobą jaką widziałem. Jest bardzo potężnie zbudowaną kobietą po czterdziestce, która zdecydowanie przesadza z zabiegami upiększającymi. W jej przypadku zdecydowanie są to zabiegi obrzydzające. Usta ma napompowane jak glonojad, policzki i czoło są pozbawione możliwości marszczenia się. Do tego wszystkie ubóstwia różowe ubrania, które podkreślają jej tlenione blond włosy. Kryzys wieku średniego oraz dieta zmieniająca rysy twarzy i nieszczęście gotowe.
  Za to jej mąż, pan Jarosław, jest przez nią przygnieciony. W przenośni i dosłownie. Jest niższy i pół głowy od żony i o wiele chudszy. Patrząc na niego widzi się przytłoczonego życiem i kobietą starszego pana. Jest on sympatyczniejszą częścią małżeństwa, jednakże nie ma głosu, gdyż wszystkim rządzi ta blond maszyna do jedzenia.
  Od razu wziąłem się do roboty, ponieważ po południu miała przyjść dostawa, więc trzeba było zrobić miejsce na nowy towar. Rozkładanie mielonek, prezerwatyw i butelek z alkoholem nie jest tym co lubię najbardziej, ale nie mam wyboru. Z czegoś muszę żyć, a po mimo całego rygoru i chorych zasad płacą tu dobrze. 
  Po godzinie z zadowoleniem stwierdziłem, że magazyn jest pusty. Z racji małego ruchu pozwoliliśmy sobie z Darią na chwilę wytchnienia. 
- Jak tam dzień? - zapytała drobna blondynka.
- Dziwny. Zdecydowanie dziwny. - odpowiedziałem krótko, po czym dodałem - A twój?
  I w tym momencie popełniłem kardynalny błąd. Zapomniałem, że rozmawiam z Darią. Dziewczyną, której usta się nie zamykają, gdy tylko jej na to pozwolisz.
- Miło, że pytasz. Ostatnio byłam z Werą na zakupach i widziałam taką cudowną miętową sukienkę. Oczywiście, że przymierzyłam i wyglądałam w niej fenomenalnie, ale niestety była za droga. Będę musiała czekać na jakieś promocję, bo muszę ją mieć. Potem Wera musiała wracać do domu, bo nie miał kto zostać z jej bratem. No więc niechętnie się z nią pożegnałam i zostałam sama, a wtedy moim oczom ukazał się ósmy cud świata..
  Z jej monologu uwolnił mnie dzwoniący telefon.
- Przepraszam, ale nie obrazisz się, że odbiorę? - z grzeczności zapytałem blondynkę.
- Jasne, nie ma problemu. Odbieraj. - odpowiedziała z przekąsem.


- Halo?- usłyszałem głos wydobywający się z komórki.
- Hej Martuś!
- Cześć Nikuś!
- Cóż to takiego się stało, że nasza gwiazda postanowiła do mnie zadzwonić?
- Chciałam się upewnić, że jutro odbierasz mnie punkt 18 z dworca.
- Tak, pamiętam. Bilety kupiłaś?
- Bilety leżą grzecznie na biurku i czekają na spożytkowanie.
- To super. Już się nie mogę doczekać. A jak ci minął dzień?
- Nuda straszna. Dzisiaj malowaliśmy jakiś pejzaż. Pole pełne zboża. Zero inwencji twórczej, kreatywności.  Po raz kolejny przekonałam się, że jestem jednostką wybitną i marnuje się na tym ASP.
- Sama chciałaś tam iść, więc nie narzekaj.
- No wiem, wiem. Ale to męczące, gdy nieustannie twoja wizja i kreatywność jest zabijana, ponieważ nie da się inaczej namalować pola z zbożem!
- Nie powiem, że znam ten ból, bo nie znam, ale jestem z tobą.
- Dobra, nie ważne.
- Marta.. Gdy kobieta mówi, że coś jest nie ważne to znaczy, że ewidentnie jest ważne.
- Zmiana tematu, start. Co u ciebie? Jak studia?
- Było świetnie dopóki moja niezdarność nie wzięła górę nade mną. Potem pojawił się Moniuszko i było już za późno. Pokłóciłem się z wykładowcą. Muszę napisać karny referat. Reasumując, katastrofa.
- Szczerze to nadal nie wiem czemu ty się wstydzisz swojego nazwiska. Świetne jest.
- Uwierz mi, nie chciałabyś mieć znanego nazwiska.
- Oszalałeś. Wyobraź sobie. Marta Tyszkiewicz. Mogłabym każdemu dawać 10. Albo może Marta Lopez. Wtedy mój tyłeczek byłby nieźle ubezpieczony. A może by tak..
- Marta dość. Znowu cię ponosi.
- No bo ty Nikuś, skarbie głupiutki jesteś. No, ale jak kto lubi. Martą da Vinci też bym nie pogardziła.
- Ehhh dobra. Widzę, że odpłynęłaś, więc się żegnam. Napisz mi kiedy wyjedziesz z Warszawy. Cześć.
- Pa celebryto!
- Marta..
- Buziaki!

  Jak można kogoś tak lubić i nienawidzić jednocześnie. Marta jest ewenementem. Na całe szczęście jest moim ewenementem. Muszę zrobić zakupy przed jej przyjazdem. Moja lodówka świeci pustkami, a Marta bardzo lubi jeść. I ma przy tym niesamowitą figurę. Nie wiem jak ona to robi, ale jest niesamowita w całym swym jestestwie.
  Z rozważań wybił mnie dźwięk auta dostawczego parkującego z tyłu sklepu.
- Nikodem, mamy przechlapane.. - powiedziała Daria, teatralnie kładąc sobie dłoń na czole.
- A liczyłem, że chociaż zdążę zjeść suchara.. - żałośnie zakwiliłem.
  Z tym optymistycznym akcentem udaliśmy się na zaplecze przywitać się z kartonami pełnymi produktów.

 
                                                               ***************




  Do domu wróciłem po siedemnastej. Byłem niesamowicie zmęczony po pracy, ale też przekonany o dobrze wykonanej robocie. Będąc na klatce schodowej minąłem drzwi od mieszkania Olka. Wiedziałem, że jeszcze tego samego dnia będę szedł pomóc mu w remoncie. Po mimo ogromnego zmęczenia bardzo się z tego cieszyłem. Nie wiem dlaczego, ale mieszkanie numer 5 bardzo mnie przyciąga.
  Wchodząc do mieszkania od razu rzuciłem w kąt torbę i skierowałem się do łazienki. Szybki prysznic to było to, czego potrzebowałem. Zrelaksowany poszedłem do kuchni przygotować sobie kanapki, bo dzień na uczelni, a potem w Pulsie wydatnie dał się we znaki mojemu żołądkowi.  W tamtym momencie kanapka z serem oraz szynką pachniała i smakowała jak pieczony kurczak. Więcej do szczęścia nie potrzebowałem.
  Przebrany, zwarty i gotowy zszedłem piętro niżej do sąsiada. Zastałem otwarte drzwi, więc wszedłem do mieszkania. Pierwsze co mnie spotkało to dźwięki Skłamałam Edyty Bartosiewicz wydobywające się z głośników sąsiada. 

"Skłamałam skłamałam
Z palca wyssałam
Skłamałam ot tak całkiem niewinnie
Byś chwilę był mój byś tylko był przy mnie
Nie dowiesz nie dowiesz nigdy się
Co prawdą co prawdą a co kłamstwem jest
I nim cokolwiek teraz ci powiem
Najpewniej znów zmyśliłam to sobie
Bezczelnie znów kręcę
Skruszona nie jestem"
 

  Natomiast w salonie nie było żywej duszy. Zdezorientowany udałem się w stronę kuchni, lecz przed wejściem do pomieszczenia zatrzymały mnie dźwięki rozmowy znajomych mi osób.
- ...No i dlatego się bardzo obawiam. Nie chcę, żeby skończyło się tak jak ostatnio. - powiedział głos należący do Olka.
- Ale wtedy to nie była twoja wina. Nikt nie przewidział, że to się tak skończy. Powinieneś cieszyć się z szansy, którą dostałeś. - odpowiedział mu najprawdopodobniej Alan.
- Może masz rację. Ale nie umiem zapomnieć. 
- To trudne, ale dasz radę. Pamiętaj, że masz mnie. - próbował umocnić go na duchu Alan.
- Dziękuje ci bardzo za wszystko, ale tym razem muszę zrobić to sam. - powiedział Olek, po czym dodał - Ja naprawdę bardzo go lubię..
  I w tym momencie zrobiłem kolejną tego dnia najgłupszą rzecz w swoim życiu. Z racji tego, że jestem bardzo mocnym alergikiem, a w przedpokoju było mnóstwo kurzu od prac remontowych, to najzwyczajniej w świecie głośno kichnąłem, jednocześnie wydając swoją obecność. Alan na mój widok zrobił zakłopotaną minę, a gospodarz skulił się jak małe dziecko. Nie wiem kto zrobił się bardziej czerwony, ja czy Olek. Wiem, że zachowałem się jak idiota, bo podsłuchiwałem ich prywatne rozmowy. Czułem się podle.
- Cześć. Właśnie przyszedłem pomóc, tak jak obiecałem. Mam nadzieję, że nie przeszkadzam? - zapytałem próbując sprostować jakoś całą zaistniałą sytuację.
- Nie. Właśnie omawialiśmy kwestię transportu mebli. - ewidentnie skłamał Olek, co z jednej z strony mnie zabolało, lecz z drugiej to przecież ja zawiniłem.
- To na czym stanęło? - zapytałem, starając się udawać, że nie słyszałem ich prawdziwej rozmowy.
- Mój ojciec przywiezie je swoim autem dostawczym, tylko będzie trzeba pomóc je wnieść. - wyjaśnił Alan.
- Nie ma sprawy. - odparłem.
- Dobra, panowie bierzemy się do roboty. - po dłuższym milczeniu odezwał się Olek.
  Jak powiedział tak zrobiliśmy.






                                                                                                                                              

No i jest czwarty :D  Pisanie trwało bardzo długo, bo w połowie uświadomiłem sobie, że to nie jest tak jak być powinno, więc było wciśnij-usuń.  Bardzo się obawiam tego rozdziału. W końcu zmieniłem cały projekt. Mimo wszystko mam nadzieję, że się spodoba modli się w duchu. 
Pojawia się kilka nowych postaci D, wątki stopniowo się rozwijają.
No i niedługo przyjeżdża Marta moja ulubiona postać, wybacz Niko, która może pomoże, a może i jeszcze bardziej namiesza w życiu Nikiego. 
Liczę na Waszą opinię odnośnie rozdziału, bo to mega motywują do dalszej pracy :D

Enjoy i do następnego!
Uros


PS.

 

 

 Tak właśnie mógł czuć się nasz Niko podczas rozmowy  z wykładowcą biedny. :D









piątek, 12 czerwca 2015

Bądź duży

Rozdział 3 -Bądź duży

14.03.2015 r.                                          NIKODEM

  Znów obudziłem się w rewelacyjnym nastroju i dobrze wiedziałem czym było to spowodowane oraz kto był za to odpowiedzialny. Mimo, że bardzo starałem się oderwać od tego co było kiedyś, nie mogłem nadal siebie oszukiwać. Nauczony wydarzeniami sprzed dwóch lat, obiecałem sobie być czujniejszym i bardziej odpowiedzialnym. Nie chciałem po raz kolejny cierpieć fizycznie i psychicznie. Chciałem być tylko szczęśliwy i podświadomie czułem, że jestem tego szczęścia bardzo blisko. Od razu gdy wstałem, udałem się do łazienki. Gdy się ubrałem, zjadłem szybko tosty i biegiem ruszyłem na zajęcia.

  Stojąc na przejściu dla pieszych podszedł do mnie straszy pan, który rozdawał Metro. Chętnie przyjąłem gazetę i schowałem ją do torby. Sam kiedyś rozdawałem ulotki i wiem jak trudna jest ta praca, więc doceniam rozdających i zawsze przyjmuję ulotki czy gazety nie wyrzucając ich przy pierwszym napotkanym śmietniku. Niby błaha rzecz, a rozdającym bardzo ułatwia pracę.

  Zajęcia na uczelni bardzo mi się dłużyły. Tym bardziej, gdy okazało się, że profesor Olszewski zachorował i zajęcia z nim zostaną odwołane. Normalnie każdy student by się z tego ucieszył, ale nie w środę, gdy był to przedostatni wykład, co równało się tym, że czekało nas okienko. Nie wiedziałem co ma zrobić podczas godzinnej przerwy, bo do domu nie opłacało mi się wracać, więc udałem się do uniwersyteckiej biblioteki z zamiarem poczytania jakiejś książki. Gdy dotarłem do oszklonego budynku biblioteki, skierowałem się w stronę ławek. Otwierając torbę przypomniałem sobie o gazecie, którą dostałem, więc stwierdziłem, że najpierw ją przejrzę, a potem wypożyczę książkę. Na pierwszej stronie w oczy rzucał się napis „NOWE FAKTY W SPRAWIE ŚMIERCI PIOTRA Z.”. Kiedyś słyszałem o tej sprawie. Dwa miesiące temu we Wrocławiu w Odrze znaleziono zwłoki młodego mężczyzny. Mając przed sobą gazetę zawierającą artykuł na ten temat postanowiłem go przeczytać.

NOWE FAKTY W SPRAWIE ŚMIERCI PIOTRA Z.

12 stycznia bieżącego roku wrocławska policja udała się nad rzekę Odrę z powodu zgłoszenia przez jednego z miejscowych wędkarzy znalezienia ciała znajdującego się w wodzie. Według wstępnej analizy było to ciało młodego chłopaka o jasnych włosach. Miał na sobie jedynie czarne spodnie i granatową koszulkę z podłużną dziurą na boku, która mogła wskazywać na cięcie nożem. Na szyi miał zawieszony srebrny medalik w kształcie litery „S”. Po tygodniu ujawniono fakt, że ofiarą jest Piotr Z. Znaleziona osoba miała na ciele ranę ciętą, w miejscu w którym koszulka była rozdarta. Rodzina ofiary zidentyfikowała zwłoki. Obecnie znajduje się pod opieką psychologa. Jak udało nam się dowiedzieć ofiara była znana w mieście w niektórych kręgach i posiadała licznych nieprzyjaciół. Jeden z krewnych wspomina o braku akceptacji samego siebie przez zmarłego. Śledczy nie wykluczają tego faktu jako jednego z motywów zabójstwa. Tym wydarzeniem wstrząśnięte było nie tylko miasto, ale i cała Polska. Śmierć tak młodego człowieka zawsze było, jest i będzie szokiem dla wszystkich. Miejmy nadzieję, że policja odkryje wszystkie fakty związane ze śmiercią Piotra Z.

   Czytając tekst poczułem pustkę i smutek. Tak jakby to zmarł ktoś z moich bliskich. Bardzo uderzył mnie fakt, że ktoś w moim wieku traci swoje życie w tak okrutny sposób. Niesprawiedliwość sprawia, że świat staje się miejscem smutku i bólu. Śmierć od zawsze bardzo mocno na mnie działała. Gdy mój dziadek przegrał walkę z rakiem, bardzo to przeżyłem i zamknąłem się w sobie. Dziadzio zawsze mi powtarzał, że należy żyć tak, by niczego nigdy nie żałować. Uczył mnie żyć w zgodzie z samym sobą. pielęgnowania swojej osobowości, życia pełnego szczęścia i radości. Po jego śmierci całkowicie się załamałem. Podczas pogrzebu nie podszedłem nawet do trumny pożegnać  ukochanego dziadka. Straciłem swój autorytet, najlepszego przyjaciela do rozmów, nauczyciela. Kogoś komu nie umiałem odmówić. Od tego momentu zauważyłem, że wyraźnie się zmieniłem. Przestałem wierzyć w szczęśliwe życie skoro odbiera się mi osobę, która kochałem. Po wesołym i uśmiechniętym chłopaku zostały tylko wspomnienia i zdjęcia, które były jedynym źródłem poznania dawnego mnie - wiecznie uśmiechniętego dzieciaka, który był ciekawy świata. Był, bo już nie jest. Suma wszystkich kolejnych wydarzeń sprawiła, że stałem się tym kim jestem teraz - oschłym, mało towarzyskim, zamkniętym w sobie i wiecznie zamyślonym w swoich melancholijnych rozważaniach chłopakiem, bo nie nazwałbym siebie jeszcze mężczyzną. Z nauk dziadka pozostał w mnie tylko szacunek dla starszych. Jedyną osobą, która umiała przywrócić w mnie to chodzące słońce jest Marta. Przy niej potrafiłem chociaż na chwilę stać się dawnym sobą. Mogliśmy spędzać całe dnie na rozmowach, oglądaniu filmów, zakupach, graniu w gry i nigdy nam się nie nudziło. Kiedyś wzbraniałem się całym sobą przed tym, abyśmy zostali przyjaciółmi, ponieważ nie chciałem jej krzywdzić. Ale nie umiałem już dłużej udawać, że czarnowłosa nie jest mi obojętna. Z czasem wszyscy w szkole nazywali nas parą, co nie było prawdą, chociaż kiedyś poważnie nad tym myślałem i mało brakowało, żeby faktycznie tak było. Nie tłumaczyliśmy wszystkim, że jesteśmy tylko przyjaciółmi. Miało to swoje dobre strony. Skoro i tak byliśmy nierozłączni to przynajmniej plotki na nasz temat były wspólne i każdy traktował nas jako duet. Oczywiście do pewnego momentu, ponieważ po tamtym wydarzeniu, wszyscy jak jeden mąż zmienili o mnie opinię. Nie było mnie bez Marty i Marty beze mnie. I inni musieli to zaakceptować. Przypomniałem sobie nasze pożegnanie pod koniec września przed studiami, gdy kierowałem się na pociąg w kierunku Pomorza, a dziewczyna do stolicy. Obojgu nam chciało się płakać, lecz nie daliśmy do końca po sobie tego poznać.

23.09.2014 r.

- Nikoś, głuptasku, to koniec pewnej historii. Ale zaczyna się nowa, będąca kontynuacją poprzedniej. To co tu przeżyliśmy, to nasze. Nikt nam tego nie odbierze. A nowe życie oznacza nowe możliwości. Nikt nie będzie oceniał Ciebie przez pryzmat wydarzeń z poprzedniego roku. Nareszcie będziesz wolny. Ciesz się!
- Wiem, wiem. Z jednej strony nie mogę się doczekać nowego życia, ale z drugiej bardzo się obawiam czy sobie poradzę.
- Pamiętaj jakby coś się działo to dzwoń a ja przylatuje do ciebie na skrzydłach miłości albo nienawiści, zależy czy trafisz na "te dni". 
- Marta!
- No co Nikoś. Przecież tak tylko żartuje. Dla ciebie zawsze są te przepełnione tęczą.
- Marta przestań...
- Dobra tylko tak się z tobą droczę.
Nikodem kochał ją jak przyjaciółkę. Nawet przyzwyczaił się do jej uszczypliwości, chociaż długo mu to zajęło. Wiedział, że Marta zawsze ironizuje, gdy jest zdenerwowana.
- Będzie mi ciebie cholernie brakować, wiesz?
- Mi ciebie też.   W ciszy czekając na pociąg patrzyli sobie głęboko w oczy widząc w nich wszystkie najważniejsze, wspólnie spędzone chwile. Gdy nadjechał kierujący się w stronę Mazowsza, przyjaciele w ostatni raz połączyli się w mocnym uścisku.
- Do zobaczenia Nikoś. Daj znać jak dojedziesz.
- Pa Martuś. Ty też się odezwij.

Gdy czarnowłosa stanęła przed swoim wagonem i weszła do pociągu mającego rozdzielić ją ze mną, swoim najlepszym przyjacielem, czułem w sobie cholerną pustkę. Wiedziałem, że po mimo tego, iż wokół mnie będzie mnóstwo ludzi, to i tak będę samotny. Przez te wszystkie lata przyzwyczaiłem się już do tego uczucia, ale pragnąłem i miałem nadzieję, że już zawsze będę kogoś przy sobie miał. A teraz ten ktoś pojechał zostawiając mnie samego. Samego wśród ludzi. 
                    
                                                               ***************


   Po godzinie 14 zapukałem w drzwi mieszkania pani Skrzyneckiej. Tak jak się spodziewałem, musiałem trochę poczekać, aby ktoś mnie wpuścił do środka. Ale warto było czekać, gdyż w drzwiach powitał mnie uśmiechnięty od ucha do ucha Aleksander.

- Niko... Znaczy się Nikodem. Jak super, że już jesteś. - przywitał się ze mną brunet, a ja postanowiłem mu odpuśić.
- Możesz mówić na mnie Niko. Już mi przeszło, a nawet mi się podoba, gdy tak mnie nazywasz. - powiedziałem z lekkim uśmiechem, co w Nikodemowej skali jest oznaką wybuchu szczęścia.

   Na twarzy starszego pojawił się, o ile to możliwe, jeszcze szczerszy uśmiech, który razem z czarnym podkoszulkiem pobrudzonym farbą tworzył dziwną, ale kompatybilną całość. W dodatku brak rękawów podkreślał fakt, że chłopak na pewno spędza dużo czasu na siłowni. Ja, jak to zwykle ze mną bywa, zapatrzyłem się na ten przyjemny dla oka widok. Reakcja chłopaka, a mianowicie kolejny wybuch śmiechem wybudziła mnie z trybu obserwatora.

- Zawsze się tak szczerzysz? Nie znamy się długo, ale przez większość czasu uśmiech nie schodzi ci z twarzy. - zapytałem ironicznie.
- Uśmiecham się tak jak każdy. Z reguły wtedy, gdy jestem szczęśliwy, a uwierz mi, naprawdę dawno nie byłem tak szczęśliwy jak teraz. - odpowiedział po raz kolejny optymistycznie.
- Naprawdę, aż uszczęśliwia ciebie remontowaniu pokoju? - zapytałem z kolejną dawką ironii.
- Właśnie zaczęło. - odpowiedział mrugając jednym okiem.
- Jesteś niepoprawnym optymistą. Powinieneś się leczyć. - rzuciłem nadal stojąc przed mieszkaniem.
- Możliwe, ale chyba to właśnie we mnie najbardziej lubisz, doktorze? Czy może są to moje bicepsy? - mówiąc to napiął mięśnie w lewej ręce, po czym ucałował je.
- Widziałem większe. Nie robią jakiegoś oszałamiającego wrażenia. - odwróciłem teatralnie wzrok na bok.
- Jak możesz.. - na te słowa brunet zrobił minę zbitego psa, udając smutek.
- Dobra bierzmy się do roboty, bo szkoda czasu Panie Bicek.

   Po wejściu do mieszkania sąsiadki, zastałem wszechobecny bałagan. Meble w większości były już porozkręcane. Została tylko jedna duża trzydrzwiowa szafa, której chłopak najwyraźniej sam nie dał rady wynieść. Od razu wzięliśmy się do pracy. Gospodarz szybciej zaczął malować ścianę przy drzwiach, więc mi przypadła ta przy oknie. 

- Kupiłeś fioletową farbę? - zapytałem się chłopaka.
- To jest lawendowa. Przynajmniej tak mówi babcia, kasjerka i opakowanie. - odpowiedział uśmiechając się.
- Fakt. Marta zabiłaby mnie za to, że nadal nie odróżniam kolorów. - powiedziałem bardziej do siebie niż do bruneta.
- Marta? - zapytał wyraźnie zaciekawiony Aleksander.
- Tak to moja bratnia dusza. Nie wyobrażam sobie bez niej życia. - powiedziałem rozmarzony.
- To fajnie. - rzucił zdawkowo.

  W głosie bruneta można było doszukać się zawodu i zmieszania, lecz mało inteligentnie nie zwróciłem na to uwagi, bo pochłonięty byłem nakładaniem emulsji na ścianę. Nie podobała mi się ta cisze, więc postanowiłem zagadać.

- Marta przyjeżdża do mnie w weekend. Jeżeli będziesz chciał, może będziesz miał możliwość i przyjemność ją poznać. - powiedział chłopakowi.
- Nie wiem czy znajdę czas w weekend. - odpowiedział nawet się nie odwracając.
- Jak chcesz.

  Przez następne pół godziny pracowaliśmy w ciszy. W powietrzu czuć było napięcie. Ewidentnie to odczuwałem jednak jeden nie znał powodu zachowania chłopaka, a on najprawdopodobniej nie chciał się do czegoś przyznać. Po następnym piętnastu minutach Aleksander nie wytrzymał tej dołującej ciszy i włączył muzykę z laptopa. Z głośników zaczęła płynąć piosenka Natalii Nykiel "Bądź duży".


"Bądź dużym chłopcem i
Przestań do mnie słać pytania
Twe słowa to ciągi liczb
Nie ułożę z nich równania
Nie umiem być suką a
A Ty sypiesz mi piach w oczy
Mam dosyć już chłopców co
Nie potrafią mnie zaskoczyć

Miesiąc już,
Zostawiam bez słów
Zwiotczałe twoje próby
Nie chcę byś kradł
Mój cenny czas
Na uprawianie nudy
Ty to nie wiatr,
Co sprawia, że
Łopoczą moje żagle
Chcę mężczyzny, co
Wywróci mój świat i
Porwie nagle"

  Nuciłem odruchowo wraz z rytmem muzyki. Gdy piosenka się zakończyła kątem oka dostrzegłem, że bruneta naszła myśl, aby nacisnąć replay, ale po chwili zastanowienia, zrezygnowany włączył automatyczne odtwarzanie piosenek i wrócił do pracy. Ja nadal cicho podśpiewywałem zmieniające się co chwilę melodie. Po pięciu kolejnych piosenek Aleksander nareszcie zdecydował się przerwać milczenie i zadać pytanie, którego chyba się obawiał.

- Ta Marta jest twoją dziewczyną? - rzucił szybko i bez emocji, sprawiając wrażenie, że wcale go ten fakt nie interesuje.

  Kompletnie zaskoczyło mnie to pytanie i zamiast odpowiedzieć, zacząłem się śmiać, co kompletnie zmyliło Olka. Nie zdarzało mi się uśmiechać, a co dopiero wybuchać śmiechem. Brunet najprawdopodobniej nie wiedział co ma o tym myśleć, bo natychmiast speszony wrócił do pracy. Po chwili jednak zlitowałem się nad swoim towarzyszem i wyjaśniłem mu.

- Nie, nie jesteśmy razem. Marta to moja najlepsza przyjaciółka. - powiedziałem chłopakowi, a ten momentalnie się obrócił w moją stronę.
- To dlaczego się śmiałeś? - w jego głosie słyszalna była nutka ulgi i radości.
- Bo przypomniałeś mi teraz ludzi z mojej rodzinnej miejscowości. W szkole wszyscy myśleli, że jesteśmy razem, bo papużki nierozłączki z nas były. - mimowolnie się uśmiechnąłem.
- I wy nigdy nic z tych rzeczy? - zapytał nie pewnie brunet.
- Kiedyś nawet o tym myślałem, ale sporo się od tego czasu zmieniło i nie wyobrażam sobie  teraz zmiany naszej relacji na inną. Nie w tym przypadku. Równie dobrze mógłbym być z rodzoną siostrą. Nie przeszłoby. 
- Rozumiem. - powiedział zadowolony z odpowiedzi.

  Reszta pracy minęła nam bardzo szybko, ponieważ umilaliśmy ją sobie rozmową. Nawet się nie obejrzałem, a pierwsza warstwa farby pokryła cały pokój. Zadowoleni ze swojej pracy i jednocześnie zmęczeni spoczęliśmy na podłodze.

- Dobra robota. Całkiem ładny ten kolor. - powiedziałem zadowolony z siebie chłopak.
- Wygląda bardzo fajnie. W przeciwieństwie do mnie, bo ja nie mam już siły na nic. - odpowiedziałem resztką sił. 
  Faktycznie moja kondycja, a właściwie jej brak, dawał o sobie przypomnieć. Po brunecie natomiast nie było widać żadnych oznak zmęczenia.
- Właśnie widzę. - powiedział śmiejąc się ze mnie chłopak. - Co byś powiedział na pizzę? 

  Nim zdążyłem odpowiedzieć zrobił to mój żołądek. Po pustym pokoju przeszło echo burczenia w brzuchu. Obydwaj natychmiast zaczęliśmy się śmiać. Dopadła nas głupawka ze zmęczenia. 

- Nie musisz odpowiadać. Reakcja twojego kolegi w środku wystarczy. To ja coś zamówię, a ty może pójdź do siebie się odświeżyć i wracaj do mnie szybko.
- Sugerujesz, że śmierdzę? - spojrzałem na niego spode łba.
- Sugeruję, że jesteś cały umazany farbą. Masz nawet urocze fioletowe pasemko na grzywce. - mówiąc to dotknął moich włosów.
- Dobra, masz rację. Zaraz wracam. - dmuchnąłem we włosy i wstałem z podłogi.
- Już tęsknię, wiesz?
- Głupi jesteś, wiesz?
- Po raz kolejny mi to powtarzasz.
- I nic się jeszcze nie nauczyłeś Olku. - powiedziałem, a potem zdałem sobie sprawę z tego, że po raz pierwszy nazwałem go Olkiem.
- O to już nie jestem Aleksandrem? - podskoczył z podłogi chłopak.
- Do zobaczenia. - zignorowałem pytanie bruneta i opuściłem pokój.

  Wychodząc od, niech już mu będzie, Olka poczułem olbrzymi zmęczenie. Ale perspektywa pizzy rekompensowała mi brak sił. Po wejściu do mieszkania od razu pozbyłem się ubrań i wskoczyłem pod prysznic. Ciepły strumień wody był dla mnie w tym momencie niesamowicie kojący. Dokładnie spłukałem farbę z włosów i z ciała. Mógłbym tak stać pod nim cały dzień, ale bardzo chciałem wrócić już do mieszkania sąsiadki. Oczywiście nie chodziło mi o samo mieszkanie ani o pizzę, po mimo wielkiego głodu. Choć nie chciałem się do tego przyznać, chciałem znów zobaczyć nowego sąsiada. Minęło kilka chwil od naszego ostatniego spotkania, a ja już nie mógł się doczekać kolejnego spotkania. Doszczętnie oszalałem.

  W pewnym momencie, gdy zdałem sobie sprawę co robię, stałem się na twarzy cały czerwony,  a moje policzki pokryły rumieńce. I to nie z powodu gorącej wody. Zorientowałem się, że podczas rozmyślań o koledze, moja dłoń spoczęła na moim swobodnie zwisającym penisie. Jak oparzony zabrałem rękę z tego miejsca i od razu zmieniłem temperaturę wody na zimną. Zrobiło mi się cholernie głupio. Nie mogłem sobie pozwolić na takie rzeczy. To mój potencjalny kolega. Nie po to wyjeżdżałem, żeby znowu się pakować w kłopoty. Dostałem po dupie, więc powinienem wiedzieć, że to nie prowadzi do niczego dobrego. Na potwierdzenie tych słów zbeształem swoją dłoń delikatnie uderzyłem moje członka, po czym wyszedłem z kabiny. Zgarnąłem po drodze ręcznik, którym wytarłem swoje włosy i twarz, a następnie owinąłem się nim w pasie i przeszedłem się po pokoju w celu znalezienia świeżych ubrań. Ciągle czułem się dziwnie z powodu swojego zachowania pod prysznicem. Nie chciałem tego, ale prawdziwe pragnienia nie zawsze są wygodne dla samego siebie. Postanowiłem przestać się tym zadręczać. Szybko się ubrałem i udałem się wprost do mieszkania sąsiadki. Drzwi otworzył mi Olek, który tak samo jak ja przeznaczył wolny czas na odświeżenie się. Chłopak wpuścił mnie do mieszkania i skierował do pokoju w którym obecnie mieszkał. Tam jednak czekała na mnie niespodzianka. I nie była to niestety pizza. Był to czarnowłosy chłopak. Początkowo nie kryłem zaskoczenia z powodu obecności jeszcze jednej osoby w mieszkaniu. Nieznany mi chłopak wstał, podszedł do mnie i podał mi rękę.


- Cześć jestem Alan. Miło mi cię poznać. Olek dużo mi o tobie opowiadał. - powiedział sympatycznie wysoki chłopak.
- Cześć. Nikodem. Olek nie wspominał, że ktoś jeszcze będzie. - powiedziałem szukając wzrokiem Aleksandra.
- No wiem, - wynurzył się z korytarza chłopak - ale Alan zadzwonił, że jest w domu dzień szybciej i może nam pomóc od dzisiaj, a przyszedł zaraz po tym jak wyszedłeś, więc pomoże nam tylko w zjedzeniu pizzy. - szybko zaczął tłumaczyć gospodarz, lecz przerwał mu dzwonek do drzwi. - O pizza przyszła. Zostawiam was na chwilę.


  Wykorzystując chwilę ciszy szybko zlustrowałem Alana. Był on zdecydowanie najwyższy z naszej trójki. Miał krótsze od moich czarne włosy. Jego oczy były czarne jak dwa małe węgielki, które skrywały się za okularami w czarnych oprawkach. Nie był tak umięśniony jak Olek, ale widać było, że takie miejsce jak siłownia nie jest mu obce. Sądząc po wyglądzie i ubraniu sprawiał wrażenie kogoś kto posiada kilkunastokrotnie więcej środków finansowych na koncie niż przeciętny student. Z racji tego, że wyglądał na dobrego znajomego Olka, stwierdziłem, że co mi szkodzi i postanowiłem poznać bliżej chłopaka. Nie chciałem, żeby sąsiadowi było przykro z powodu sztywnej atmosfery.

- Jak długo się znacie z Olkiem? - przerwałem.
- W zasadzie to od dzieciaka. 
- Ale przecież on jest z Wrocławia, prawda? - chciałem się upewnić.
- No tak.
- Więc jak to znacie się od dziecka? 
- To długa historia. W dużym skrócie Olek co roku w wakacje przyjeżdżał do swojej babci, która była sąsiadką moich dziadków. Przez 7 lat cały lipiec spędzaliśmy razem. Jednak po śmierci moich dziadków ojciec postanowił sprzedać mieszkanie i kontakt nam trochę osłabł. Ale za sprawą Facebooka nadal często pisaliśmy i rzadsze widzenie się nie przeszkodziło nam w kontynuowaniu przyjaźni.
- Pewnie sporo macie wspólnych wspomnień, co? - byłem ciekawy ich relacji.
- Oj żebyś wiedział! Sporo razem przeżyliśmy, sporo widzieliśmy i mogę z pełnym przekonaniem powiedzieć, że nic i nikt nas nie rozdzieli. - powiedział dumny z tego faktu Alan.
- W sumie to mam głupie pytanie. - powiedziałem rozbawiony widząc konsternację wysokiego chłopaka.
-Tak?
- Od zawsze się tak szczerzy? Co na niego spojrzę to on się uśmiecha. Jak można być takim optymistą? - zapytałem z niedowierzaniem.
- Heh, no rzeczywiście uśmiech na twarzy Olka jest uzupełnieniem jego wyglądu. Bardzo często nuci "You're Never Fully Dressed Without a Smile", więc coś w tym jest. Ale nie zawsze był taki radosny. - powiedział całkowicie poważnie chłopak. - Kilka miesięcy temu byś go nie poznał. Ale na całe szczęście chyba już wrócił dawny Oluś, więc jest świetnie.

   W drzwiach pojawił się brunet, który ze zdziwieniem patrzył to na mnie, to na Alana.

- Już chciałem wytłumaczyć Alanowi, że mało mówisz, a tu niespodzianka. Nikodem! Ty umiesz rozmawiać z ludźmi. - powiedział zdziwiony brunet i dodał dla żartu - Chyba, że czymś go otrułeś albo dosypałeś mu do soku nasze kolorowe tabletki.
- Kurcze, Olek.. Miałeś nikomu o nich nie mówić. - odpowiedział mu chłopak - A tak na poważnie to dobrze się z tobą rozmawia Nikodemie, więc nie wiem czemu Olek tak przesadzał.
- Mów mi Niko. - powiedział do Alana i wytknąłem język do bruneta
- No nie. Czy ja śnię? Alan uszczypnij mnie. - szok na twarzy długowłosego przyprawił nas o kolejną dawkę śmiechu - Gdy ja go tak nazwałem to mnie zbeształ. A tobie sam proponuje, żebyś go tak nazywał. Dzięki Nikodem, dzięki.
- Oj przestań się dąsać i dawaj to pizzę. - zachęcił gospodarza czarnowłosy.
- Nadal w to nie wierzę... - skomentował brunet i otworzył karton, z którego wydobywający się zapach przyprawił nas o ścisk w żołądku spowodowany głodem.




                                                                                                                                             


No i jest trzeci rozdział nareszcie. Pojawia się w nim Alan. Z początku niepozorna postać, ale na pewno namiesza w życiu bohaterów a szczególnie w życiu jednego z nich. Pojawia się też fragment gazety z artykułem o zabójstwie młodego chłopaka. Bardzo się nad nim męczyłem, żeby brzmiał autentycznie nie wyszło.  Akcja powoli bardzo powoli się rozkręca, ale musicie mi to wybaczyć. Mam nadzieję, że da się to czytać. Z czasem na pisanie też ostatnio różnie, więc wpisy będą się pojawiać nieregularnie za co przepraszam. Liczę na wasze komentarze, bo bardzo motywują do pisania :D

PS. Przepraszam za wszystkie błędy w opowiadaniu, ale rozdziały nie są betowane.
PS. 2 W zakładce N.O.M.A.D.A. pojawił się opis nowego bohatera a poprzednie zostały uaktualnione. Będę tak robił za każdym razem, gdy w opowiadaniu pojawi się nowa postać.
Do następnego!


Uros EDIT: Z uwagi na zmianę sposobu narracji na pierwszoosobową początkowe rozdziały zostały edytowane i poprawione. Za wszelkie zmiany bardzo przepraszam, lecz były one konieczne, aby zachować jednolitość fabuły.








czwartek, 4 czerwca 2015

Shy guy

Rozdział 2 - Shy guy

13.03.2015 r.


                                           NIKODEM


  Nie mogłem zasnąć. Wierciłem się bezcelowo w łóżku, ale żadna pozycja nie wydawała się wystarczająco komfortowa, aby spać.  Nie miałem pojęcia co się ze mną dzieje. Gdy po raz kolejny tej nocy wylądowałem na prawym boku, irytacja osiągnęła poziom maksymalny.  Czułem się wybrakowany emocjonalnie, rozszarpany, przemaglowany. Czułem pustkę w sercu. Pozwoliłem sobie na powrót uczuć od których tak bardzo chciałem uciec. Nie chciałem więcej cierpieć. Za dużo kosztowało mnie wyrwanie się, by znowu dać omamić się uczuciom. Nie po to wyjeżdżałem z rodzinnej miejscowości, aby teraz wracać do punktu wyjścia. Najgorsze było to, że domyślałem się czym było to spowodowane. Wydawało mi się niemożliwe, że zareagowałem tak na teledysk. Przecież widziałem go setki razy.. A jednak coś zadziałało.. Może to przez pogodę? Znowu jakieś skoki ciśnienia? I dlaczego akurat wtedy, gdy musiałem się uczyć.. Pomyślałem, że coś zjem. Będzie mi lepiej. Jednak zmieniłem zdanie. I nie mam pojęcia dlaczego to zrobiłem. Nie wiem.. Dlaczego nic nie wiem.. Musiałem wreszcie wziąć się w garść. Koniec marudzenia i użalania się nad sobą. W końcu jestem facetem, a nie roztrzęsioną nastolatką. Musiałem spróbować zasnąć, chociażby na godzinę..

Gdy się obudziłem, spojrzałem na zegarek w telefonie i załamany zobaczyłem, że jest już po 13, a to oznaczało, że na uczelnię już nie zdążę. Znowu czekać mnie będzie kombinowanie z notatkami. Ale nie ma tego złego. Postanowiłem wykorzystać dzień na porządki. Dawno nie sprzątałem z czym moja dusza pedanta nie mogła się pogodzić, codziennie przypominając mi, że okna nie są umyte,  a pościel niewyprana. Jestem jedną z tych osób, które sprzątanie odpręża i relaksuje. Jedyne za czym nie przepadam to sprzątanie toalety, ale nie ma chyba ludzi, lubiących czyścić ubikację. Okazało się jednak, że mycie sedesu jest świetnym sposobem, aby wrócić do rzeczywistości i skupić się na bardziej przyziemnych rzeczach niż rozpaczanie. Gdy zadowolony ze swojej pracy umyłem ręce, zadzwonił telefon. Wytarłem, więc dłonie w najbliższy ręcznik i podążyłem za dźwiękami piosenki Jamesa Baya "Hold Back The River".

Once upon a different life
We rode our bikes into the sky
But now we crawl against the tide
Those distant days are flashing by

Hold back the river, let me look in your eyes
Hold back the river so I
Can stop for a minute and be by your side
Hold back the river, hold back”


  Dotarcie do urządzenie zajęło mi chwilę, lecz gdy spojrzałem na wyświetlacz telefonu i przeczytałem na wyświetlaczu "Marta" z radością odebrałem połączenie.

- Halo? Nikuś? Czemu się nie odzywasz? - usłyszałem głos przyjaciółki.
- Marta, wiesz jak to jest. Studia, praca, nauka i nawet nie mam czasu dla siebie. - pożaliłem się na wstępnie.
- Nawet dla mnie? Chlip chlip.. - brunetka udawała zrozpaczoną.
- No fakt, ostatnio trochę Cie zaniedbałem. - przyznałem jej rację, bo w istocie tak było.
- Właśnie! Mam super mega wspaniały szalony najlepszy na świecie pomysł! - wykrzyczała do swojego telefonu, przez co ja musiałem oddalić słuchawkę od ucha, ponieważ bardzo lubiłem mój słuch.
- Zaczynam się bać. Tylko nie wiem tego, że masz jakiś świetny pomysł czy, że przez ciebie szybciej ogłuchnę. - powiedział ironicznie. - Jaki szatański plan wykiełkował w twojej pięknej główce?
- Następny weekend. Ty. Ja. U Ciebie. Pizza. Piwo oczywiście bezalkoholowe! Pamiętam! Jak za dawnych  lat! Co Ty na to? - wyrecytowała szybko niczym karabin.
- Oczywiście już wszystko dawno ustaliłaś, więc moje argumenty nie mają racji bytu? - zapytałem w gwoli ścisłości, więc byłem pewny co zaraz usłyszę.
- Dokładnie. - powiedziała, na co ja bezsilnie spuściłem brodę.
- Nienawidzę Cie, wiesz? - powiedziałem retorycznie.
- Tak, wiem, że mnie bezgranicznie kochasz i nie możesz nic na to poradzić. - odpowiedziała pewna swego przyjaciółka.
- Tsaaa..
- Dobra kochaniutki, ja się rozłączam. Projekty na mnie czekają. Do usłyszenia, kochanie! - powiedziała po raz kolejny zdecydowanie za głośno i rozłączyła się zanim zdążyłem zareagować.
- Pa. - rzuciłem pusto w powietrze.




  Marta to zdecydowanie najbardziej irytująca osoba na świecie. Głośna, kolorowa, wyrazista. Dokładnie moje przeciwieństwo. Jest zdecydowanie jedyną osobą, które potrafi poprawić mi humor nie robiąc nic. W sumie szkoda, że nam się nie udało.. Pamiętam gdy pierwszy raz zobaczyłem tą szczupłą dziewczyną, której śliczna twarz ukryta była za wielką burzą czarnych loków, nie mogłem od niej oderwać wzroku. Całe gimnazjum i liceum zawsze razem. Uśmiech nigdy nie schodzi z jej twarzy. Bije od niej taka aura dobra. I co najważniejsze zawsze osiąga to co sobie zaplanuje. Zazdroszczę jej tego. Nie mogłem się doczekać, gdy znów ją zobaczę.

 Rozwód na temat mojej jedynej przyjaciółki sprawił, że zdałem sobie sprawę jaki jest samotny w nowym mieście. Na swoim roczniku rozmawiałem tylko kilka razy z jednym ze studentów, ale jest on zdecydowanie zbyt nachalny jak dla mnie. Nawet nie wie jak ma na imię. Ja z resztą też nic o nim nie wiem. Ale przynajmniej może będę od kogo pożyczać notatki. Będę musiał się do niego odezwać niestety. A poza tym znajomym-nieznajomym to nie mam tu żadnych kolegów. Uznałem, że w sumie to wypadałoby to zmienić. Zdecydowałem, że pójdę dzisiaj to pubu. Potem zdałem sobie sprawy, że tylko ofiary chodzą same do pubu. Następnie wpadłem na pomysł, ale uznałem, że to zły plan. Przecież na pewno wczoraj rzucił ten tekst o wyjściu całkowicie bez pokrycia i zapomniał o tym. Poza tym na pewno jest zajęty. Nie będę robił z siebie głupka. 
  Dopiero po chwili zorientowałem się co ja do cholery właśnie robię. Trzymałem w dłoni telefon, ale nie to mnie zdziwiło, bo przecież rozmawiałem przed chwilą. Sprawił to fakt, że otwarty był pewien kontakt. Tak był to „Irytujący Aleksander”. Dlaczego podświadomie otworzyłem jego numer? Nie mam pojęcia. Ale nie zastanawiałem się nad tym zbyt długo, tylko postanowiłem pójść za ciosem i zadzwonić. Raz się żyje, Geronimo!
  Wybrałem połączenie i czekałem dwa sygnały, aż usłyszałem zasapany głos.


- Halo? Nikodem?! Siemano! Nie spodziewałem się, że zadzwonisz. - usłyszałem zaskoczony, lecz uradowany głos bruneta.
- Tsaa ja też nie. - przyznałem mu rację. - Przeszkadzam?
- Nie! Właśnie skończyłem biegać i siedzą na ławce. 
- Ok.
- Dzwonisz w jakiejś konkretnej sprawie? - zapytał brunet.
- W sumie nie wiem. Nie. To znaczy tak. - klepnąłem się dłonią w czoło, a tego odgłos na pewno dotarł do Aleksandra. - Propozycja z wyjściem nadal aktualna? - wreszcie to powiedziałem.
- Jasne, że tak! - usłyszałem coś jakby wybuch radości.
- Ale nie na piwo. - zaznaczyłem.
- Dobra dobra. Pójdziemy gdzieś indziej. - obiecał nadal uradowany brunet.
- Gdzie?
- Jakiś klub? Wiesz, gdzie jest coś fajnego w okolicy? - zapytał brunet i wprawił mnie tym w konsternację, bo rzeczywiście nie znam miasta, w którym mieszkam.
- Szczerze to nie mam pojęcia.. - przyznałem zmieszany.
- Mieszkasz tu ponad pół roku i nie wiesz takich rzeczy?! Oj to zdecydowanie musisz nadrobić braki w swojej wiedzy. - zaskoczony odpowiedzią chłopak w mojej opinii chyba stawał się zbyt optymistyczny.
- Nie lubię klubów. To nie mój klimat.
- Znajdziemy coś co zaspokoi twoje wygórowane wymagania. - ironicznie powiedział.
- Ej nie rób ze mnie potwora. - powiedziałem lekko zniesmaczony kierunkiem rozmowy.
- Wcale nie robię. Dobra, będę po ciebie około 18. Ubierz się ładnie, jeżeli chcesz zrobić tam dobre wrażenie.
- Tam? - zapytałem, gdyż nie miałem pojęcia o czym on mówi.
- Oj zobaczysz dziecko. - powiedział wesoło.
- Sam jesteś dziecko! - zareagowałem jak dziecko..
- Mistrz riposty z Ciebie. Ja się ewakuuje. Do zobaczenia po 18.

  I w ten o to sposób mój krąg potencjalnych trójmiejskich znajomych-znajomych wzrósł z zera do jednego. Po mimo całej irytacji to się w sumie ucieszyłem z tego, że gdzieś wychodzę. Gorzej, że to akurat Aleksander, bo nie mam pojęcia czego się po nim spodziewać. Modliłem się w duchu, żeby ni był mordercą lub pedofilem.

  Nie miałem zamiaru jakoś nadzwyczajnie się ubierać, skoro miało być to zwykłe wyjście ze znajomym. Szczerzo to nie no nie wierzyłem, że idę do klubu z potencjalnym znajomym. Ja i klub. Ja i znajomy. Chyba mam gorączkę.

  Aleksander przyszedł do mnie tak jak obiecał, kilka minut po 18. Poczuł chwilowe ukłucie zazdrości z powodu tego jak wyglądał. Ubrany był w przylegający do ciała t-shirt w motyw liści i ciemne spodnie. W ręku trzymał kurtkę w kolorze khaki. Zawsze taką chciałem, ale gdy jest się studentem twoje marzenia są na poziomie kebaba. Ja za to ubrałem zwyczajną białą koszulkę i granatową bluzę. Ot co cały ja.


- Gotowy na najlepszy wieczór w twoim życiu? - powiedział brunet, a ja spojrzałem na niego spode łba.
- Masz na myśli ten w którym skończę te cholerne studia i zacznę normalnie zarabiać? - odpowiedziałem biorąc klucze z półki.
- Tak Nikodem, to właśnie miałem na myśli. - zakończył ten temat zrezygnowany Aleksander.

  Zamknąłem drzwi na klucz i poszedł za Aleksandrem. Chłopak wyprowadził nas poza bramę wyjściową i skręcił w lewo.

- To jak, gdzie idziemy? - zapytałem możliwe, że zaciekawiony.
- Proponuję Red Light. Nie ma tam nigdy tłumów, więc spokojnie znajdziemy miejsce. - powiedział o miejscu, którego nazwa brzmiała niczym legendarna "Błękitna Ostryga".
- Byłeś tam kiedyś? - wolałem się upewnić, gdzie mnie zaprowadza.
- Kiedyś przyjeżdżałem do babci co roku podczas wakacji, więc korzystałem z uroków miasta. Nadal się dziwię, że Ty jeszcze nigdzie nie byłeś.
- Mówiłem ci już, że nie przepadam za wychodzeniem z domu. Poza tym nieustannie studia, praca, studia. - powiedziałem z lekka rozżalony. - Ciężko jest.
- No rozumiem.

  Podczas drogi do klubu, dowiedziałem się, że Aleksander przyjechał na dwa tygodnie, ponieważ będzie remontować babci pokój. Meble miały już swoje lata, a ściany były w niektórych miejscach bez farby. W związku z tym pani Skrzynecka jutro wyjeżdża do swojej córki, czyli mamy chłopaka, a on w tym czasie wyremontuje babci pokój i zamieni go w jej prywatne królestwo.

  Gdy dotarliśmy na miejsce moim oczom ukazał się klub znajdujący się w jednej z kamienic. Z racji tego, że była to boczna uliczka nie była najpopularniejszym miejscem w mieście, co uznałem za plus. Wchodząc do środka od razu skupiłem się na tym, że w zasadzie wszystko jest tam w różnych odcieniach czerwieni, więc nazwa Red Light ma swoje uzasadnienie. Od świateł, przez ściany, po bar - wszystko było czerwone. Jedynie krzesła przy barze były czarne, Po chwili zdałem sobie sprawę, że zamiast siedzeń przy stolikach znajdują się czarne łóżka, co wydawało mi trochę się dziwne i przyczyniło się do ponownego niepokoju co do miejsca. Następnie uświadomiłem sobie jeden przerażający fakt. Dokładnie taki sam mebel znajdował się w jednym z mieszkań w moim rodzinnym mieście i to, że mam z nim traumatyczne oraz bardzo bolesne wspomnienia...
  Aleksander poprowadził nas do wolnego stolika, który znajdował się na piętrze. Zajęliśmy miejsce koło wyjścia prowadzącego do palarni, ale żaden z nas nie wydziwiał z tego powodu. Nie chciałem za bardzo siadać na tym łóżku, ale nie miałem wyboru. Po chwili chłopak poszedł do baru zamówić dla siebie mojito, a dla mnie colę, ponieważ po mimo usilnych próśb bruneta, nie dałem się skusić na coś mocniejszego.

  Czekałem na towarzysza, rozglądając się po lokalu. Trochę się nudziłem, nie powiem, a Olka jeszcze nie było i niecierpliwiłem się już trochę, więc wsłuchałem się w muzykę lecącą z głośników.

I don't want no fly guy
I just want a shy guy
That's what I want yeah
You know what I want yeah..”


   Po chwili zdałem sobie sprawę, że znam tą piosenkę, więc zacząłem nucić "Shy Guy" razem z Dianą King, jednocześnie zamykając oczy, aby bardziej się wczuć w klimaty piosenki.

Oh Lord have mercy mercy mercy
Di man dem in a di party party party
Di whole a dem sexy sexy sexy
Watch dem just a
Follow me follow me follow me

Everywhere me go di man dem a rush me
Yes a whole eep a pretty boy wah fi love me
A me dem love, yes a me dem love

True them know me sweet and me sexy
Everywhere me go me say me ever ready
A me dem love, yes a me dem love

But I don't want somebody
Who's loving everybody
I need a shy guy
He's the kinda guy, who'll only be mine

Oh Lord have mercy mercy mercy
Di man dem in a di party party party
Di whole a dem sexy sexy sexy
Watch dem just a
Follow me follow me follow me
Have mercy mercy mercy
But none a dem no move me move me move me
Shy guy a weh me wanty wanty wanty
Only him can make me irie irie irie”





  Gdy piosenka się skończyła, otworzyłem oczy i pisnąłem przerażony, gdyż przede mną siedział Aleksander popijając spokojnie drinka.

- Sorry, poniosło mnie trochę.. - powiedziałem zmieszany - Od dawna tu siedzi i bezczelnie mnie podsłuchujesz? - natychmiast zmieniłem temat rozmowy.
- Od minuty, może dwóch. Całkiem nieźle śpiewasz, a to był tak miły widok, że nie chciałem Ci przeszkadzać. Mam nadzieję, że nie jesteś zły, czy coś? - powiedział szczerze chłopak, co mnie zaskoczyło.
- Nie, spoko. Nic się nie stało. - odpowiedziałem zgodnie z prawdą, ponieważ stwierdził, że dobrze śpiewam, a lubię komplementy.
- To super. Śpiewasz albo śpiewałeś kiedyś? - zapytał zaciekawiony.
- Tylko dla siebie. Nie lubię specjalnie być w centrum uwagi, a śpiewając niewątpliwie bym był.- odpowiedziałem popijając gazowany i zdecydowanie niezdrowy napój.
- Szkoda, po miły dla ucha masz głos. Obiecaj, że kiedyś mi coś zaśpiewasz! - zaskoczył mnie tą prośbą Aleksander.
- Może kiedyś. - odpowiedziałem bez przekonania, sącząc colę.


  Czułem się trochę zażenowany sytuacją, ale z drugiej strony usłyszałem komplement od bruneta co przyjemnie połechtało mojego niepocieszone ego. Atmosfera jednak stałą się luźniejsza i mogliśmy w sumie normalnie porozmawiać. Przynajmniej jakiś pozytyw.


- Czyli przyjechałeś na dwa tygodnie? - powróciłem do rozmowy.
- Wstępnie tak, ale ten termin nie jest wiążący. Możliwe, że zostanę dłużej jeżeli mi się spodoba. I tak aktualnie nie mam co robić. - wyjaśnił zwięźle chłopak.
- No tak, bo w końcu przerwałeś studia. - mam nadzieję, że celnie dodałem.
- Tak, ale sumie dobrze się stało.. - powiedział bardzo mało przekonująco i dodał. - Zrobię babci remont, odpocznę, zresetuje się trochę.
- No tak. Masz sporo czasu, żeby odpocząć, a przy okazji uszczęśliwisz babcię. Wzorowy wnuk. - możliwe, że zażartowałem, ale nikt poza mną się nie uśmiechnął, więc chyba tylko mi się zdawało.
- Właśnie jak już jesteśmy przy temacie remontu.. - zaczął niepewnie. -  Nie znalazłbyś trochę czasu, żeby mi pomóc. Poprosiłem też mojego przyjaciela, który tu mieszka, ale Alan dopiero w czwartek po południu będzie mógł przyjść.- poprosił mnie chłopak, co mnie bardzo zaskoczyło.
  Oczywiście znam panią Skrzynecką, ale panoszenie się po jej mieszkaniu z prawie obcym mi facetem brzmiało dziwnie. Jednak szybko analizując wszystkie za i przeciw zdecydowałem się pomóc. 
- Jeżeli nie będę miał dużo nauki w związku ze studiami, to nie ma problemu. Chętnie pomogę, zwłaszcza, że twoja babcia zawsze była dla mnie taka miła. - zgodziłem delikatnie się uśmiechając.
- Dzięki wielkie! Chodzi mi głównie o malowanie ścian i potem wnoszenie i skręcanie mebli, bo wtedy szybciej by poszło. A malować chciałbym zacząć już jutro. Większość mebli rozkręciłem dzisiaj przed wyjściem, więc w sumie można już się brać za malowanie. - wyjaśnij pokrótce nowy sąsiad.
- Kupiłeś już wszystkie potrzebne rzeczy? Pędzle, wałki? Farbę już masz? - chciałem wiedzieć na czym stoję.
- Tak, tak. Razem z babcią wczoraj kupiliśmy farbę, a narzędzia są w piwnicy, więc wszystko gotowe. - zapewnił mnie chłopak.
- To możesz na mnie liczyć. O której mam być u ciebie?
- O której chcesz. Ja zaczynam z samego rana. - powiedział zadowolony brunet.
- Jutro środa, więc na uczelni jestem do 13. Jak wrócę to coś zjem, przebiorę się i od razu jestem u ciebie. Pasuje?
- Pewnie. Dzięki wielkie za pomoc! - szczerze się uśmiechnął i przybił mi piątkę.
- Nie ma sprawy. Żaden problem. - odpowiedziałem w duchu zadowolony z siebie.



  Rozmawiali jeszcze o życiu i wielu innych zabójczo ciekawych tematach jak śmierć Kasi z "M jak Miłość". Na całe szczęście Aleksander nie chciał rozmawiać o przeszłości co było mi bardzo rękę. Gdy uświadomił sobie, że jego szklanka jest już pusta, poszedł po jeszcze jedno mojito, natomiast ja pozostałem przy swojej coli, której nadal nie wypiłem.
  Po chwili brunet wrócił z wyraźnym zafrasowaniem na twarzy oraz szklanką w dłoni, w której zamiast miętowego napoju znajdowała się jak na moje oko sama wódka. Mimo, że starał się to zamaskować, nie do końca mu to wyszło. Nie chciałem się wtrącać w jego sprawy, jednak ciekawość wzięła górę.

- Aleksander. - powiedziałem w końcu, gdyż jego obojętny wzrok nie dawał mi spokoju.
- Tak? - zareagował chłopak, jednak nadal był w innym miejscu niż pierwsze piętro knajpki.
- Co jest? Jakiś dziwny nagle się zrobiłeś. - stwierdziłem z ledwo słyszalną nutą troski, która mnie samego zaskoczyła.
- Nic ważnego w sumie. Nie wiem tylko co robić ze swoim życiem. - powiedział i zatopił wzrok w szklance z alkoholem.
- Co masz na myśli? - nie odpuszczałem.
- Ciągle widzę w tym klubie osobę, która bardzo mi się podoba, ale nie mogę nic z tym zrobić.. - w końcu z siebie wyrzucił, a ja poczułem chłód spowodowany najprawdopodobniej otwieranymi drzwiami.
- Może podejdź i zagadaj? -  mało inteligentnie zaproponowałem.
- Problem w tym, że nie mogę tego zrobić.. - powiedział ciszej brunet.
- Dlaczego? - zdziwiłem się.
  Nie znałem chłopaka zbyt dobrze, ale z tego co zdążyłem zauważyć, raczej nie miał problemów interpersonalnych, a wręcz przeciwnie. Sprawiał wrażenie bardzo otwartego.
- Bo to byłoby nie fair i znowu źle by się skończyło. - odpowiedział ledwo słyszalnie i pociągnął siarczysty łyk alkoholu.


  Przez moment zauważyłem na twarzy Olka skrzywienie. Jego oczy przepełniły się smutkiem. Widziałem w nich pustkę. Brakowało w nich tej iskry, która jest dla niego bardzo charakterystyczna. Jednakże tak szybko jak się pojawiła, tak szybko i zniknęło. Chciałem pomóc chłopakowi, ale nie miałem pojęcia jak. Nie znam się na ludziach, ale on najprawdopodobniej się w kimś zadłużył. I ta osoba tutaj była. Przez mikrosekundę poczułem lekkie uczucie zazdrości, lecz od razu je odrzuciłem, bo było to niesamowicie głupie.
   Bo przecież może i nie znamy się długo, ale Aleksander na pewno jest mężczyzną, który nie stroni od towarzystwa pięknych kobiet. Więc gdzie mi do niego. Poza tym jest jeden dość ważny szczegół. Nie jestem kobietą. No i przecież nie miało być żadnych uczuć. Obiecałem sobie wyjeżdżając, więc miałem zamiar obietnicę dotrzymać.


- Słuchaj, nie uważasz, że na dzisiaj już Tobie wystarczy? - powiedziałem wstając od stolika.
- Co? Nie? Dlaczego? - powiedział zdezorientowany i zaskoczony brunet.
- Z tego co widzę masz bardzo słabą głowę. A jutro przecież chciałeś zaczynać remont. - wyjaśniłem mu.
- Ej nie zachowuj się jak moja matka. Jestem dużym chłopcem. Potrafię o siebie zadbać i znam swój limit. - powiedział naburmuszony.
- Jak chcesz. - odpowiedziałem będąc przy schodach. - Faktycznie to nie moja sprawa, ale ja już będę się zmywał. Mam jutro na ósmą, więc muszę wstać szybko.
- Hmmm.. Skoro już się zbierasz to wracam z Tobą. - powiedział zabierając kurtkę i lekko chwiejnym krokiem skierował się za mną.


  Powrót do domu minął bez większych komplikacji. Mieszkamy 15 minut od klubu, więc zdecydowaliśmy się na powrót pieszo. Tym bardziej, że chłopakowi dobrze zrobi przejście się na powietrzu. Po drodze Aleksander zapytał się mnie czy mi się podobało. Odpowiedziałem, że nie było, aż tak źle jak myślałem, że będzie. Na twarzy starszego pojawił się niekontrolowany, lecz szczery uśmiech. Widok radosnego bruneta był dla mnie o wiele przyjemniejszy niż ten, który objawił mi się przez chwilę podczas wizyty w klubie. Omówili jeszcze kilka kwestii związanych z remontem pokoju i następnie nietrzeźwy chłopak zbluzgał kierowcę, który przejechał na czerwonym świetle, o mało nie potrącając starszego mężczyzny.
  Gdy wreszcie znaleźliśmy się na klatce i nadszedł moment pożegnania żałowałem, że dzień się już kończy, bo naprawdę dobrze się bawiłem. Będąc już pod drzwiami mieszkania babci chłopaka, wyciągnięciem rękę do pożegnania. Jednak ten ją odtrącił i zrobił coś czego się absolutnie nie spodziewałem. Brunet zwinnie wyminął moją dłoń i delikatnie ucałował mnie w policzek.

- Dobranoc – rzekł Olek i szybko wszedł do mieszkania pozostawiając mnie zdezorientowanego  przed drzwiami.


  Stałem tam jak głupi przez kilka chwil, trzymając się za jeszcze ciepłe miejsce, na którym spoczęły usta chłopaka. Niemiłosiernie paliła mnie twarz, ale nie wiedziałem czy to od gorąca czy od buziaka nowego sąsiada. Mimowolnie uśmiech pojawił się na mojej czerwonej od zażenowania twarzy i wraz z nim udałem się do swojego mieszkania


                                                                                                                                              

Przy okazji drugiego rozdziału postanowiłem zrobić kilka zmian na blogu, więc może być na nim lekki chaos. Dodałem spis treści dla większej przejrzystości bloga oraz dział muzyka w którym udostępniam będę piosenki z opowiadania :D

Drugi rozdział i już buziak na pożegnanie :O Jak widać Olek nie należy do dyskretnych. Jednak Nikodemowi to nie przeszkadza ^^ W następnym rozdziale pojawi się kolejna postać, która namiesza w i tak już skomplikowanym życiu bohatera :X 
Mam nadzieję, że rozdział się spodoba i liczę na komentarze. Bez względu na to czy będą one pozytywne czy negatywne :D 
Do następnego! ~ Uros

 

EDIT: Z uwagi na zmianę sposobu narracji na pierwszoosobową początkowe rozdziały zostały edytowane i poprawione. Za wszelkie zmiany bardzo przepraszam, lecz były one konieczne, aby zachować jednolitość fabuły.