piątek, 24 lipca 2015

Wiggle

Rozdział 7 - Wiggle
16.03.2015 r.


                                     MARTA

  Byłam cholernie zmęczona. Brak snu wyraźnie odbił się na moim wyglądzie. Wiedziałam, że nie ważne co zrobię, sine oczy i tak będą krzyczały o swojej obecności. Oczywiście, że genialnie to przewidziałam, więc wzięłam z domu krem na noc. A tak mi się przynajmniej wydawało, bo rzeczywistość okazała się inna, gdyż pewnie leżał na nocnej szafce i szyderczo się ze mnie śmiał. Pogodzona ze sromotną porażką, wyszłam z łazienki do pokoju, który przygotował dla mnie Niki. Po raz kolejny spróbowałam znaleźć ładowarkę w mojej torebce, ale nie było tam nic poza błyszczykiem, ołówkami, portfelem, słuchawkami, kolejnymi ołówkami i notesem/szkicownikiem/kalendarzem. Gdyby ktoś stworzył notes-kalendarz-szkicownik-ładowarkę, oddawałabym mu cześć do końca swoich dni.
  Gdy po raz kolejny zdałam sobie, że damska torebka powinna być wielkości torby podróżnej, do drzwi zapukał mój przyjaciel.
- Marta? Wstałaś? - usłyszałam stłumiony głos przez drzwi.
- Tak, ale nie wchodź, bo mój wskaźnik flawless znajduje się gdzieś w okolicach zera. - ostrzegłam przyjaciela.
- Aż tak źle? - zapytał Nikodem.
- Nawet nie pytaj. - odpowiedziałam zażenowana przeglądając się w lusterku. - Daj mi dziesięć minut, a w tym czasie, gdy ja będę się robić na, mam nadzieję, bóstwo, ty zrobisz dobre - mocniej zaakcentowałam to słowo.- śniadanie.
- Dobrze. Czekam na ciebie w kuchni.
- Oki doki.
  Jak ja kurna zazdroszczę Nikodemowi, że nie musi codziennie nakładać tego całego gówna na twarz. Facet wychodzi tak jak się obudzi i ma wszystko gdzieś. Laska za to zawsze musi wyglądać perfekcyjnie. Nie ważne, że ostatniej nocy spała dwie godzinny, a całą resztę przegadała z przyjacielem, objadając się chrupkami i popcornem podczas oglądania durnowatych komedii.
  Rozejrzałam się po stylowo urządzonym kremowym pokoju. Zapewne poprzednia właścicielka załamałby się jego obecnym stanem. Zawartość mojej torebki walała się beztrosko po ziemi czując smak wolności. Ubrania, które wzięłam ze sobą leżała grzecznie na biurku i czekały na swoją kolej. Jeden dzień, jedna noc, a huragan Marta rujnuje uporządkowany pokój Nikodema. Jestem zajebista.
  Postanowiłam ujawnić światu swoje prawdziwe oblicze tj. bez makijażu. Związałam tylko długie kręcone włosy w niechlujny kok. Niech Nikodem nie myśli, że kobiety budzą się w pełnym makijażu i z idealną fryzurą. Pewnie ta informacja mu się nie przyda, bo gustuje w innych dziurach, jednak to dobrze, żeby jakieś podstawy życia znał.
  Napotkałam blondyna w kuchni pochłaniającego kanapkę z serem i ketchupem, czyli typowym zestawem studenta. Tak, znam to, aż za dobrze.
- Nawet nie próbuj się ze mnie śmiać. - powiedziałam na starcie, siadając do stołu.
- Nie miałem takiego zamiaru. - odpowiedział chyba szczerze biorąc gryza.
  Przynajmniej tak mi się wydawało, ponieważ moja czujność, spowodowana brakiem snu, była na żenująco niskim poziomie.
- Masz szczęście. Widzę, że zapas pysznych kanapek skończył się wczoraj? - zapytałam smutna, bo poprzednie wyglądały lepiej niż te leżące przede mną.
- Masz do wyboru a) chleb z serem i ketchupem lub b) chleb z ketchupem i serem.
Wybieraj do woli.
- Szalony.
- Jak zwykle. - odpowiedział zadowolony.
   Oczywiście nie wydziwiałam, tylko zajęłam się swoją kanapką. Przy okazji poruszyliśmy tematy wczorajszej rozmowy.
- Czyli plan jest taki, że idziemy około czternastej na plażę. Ja opalam swoje seksowne ciało, a ty tradycyjnie uciekasz przed słońcem. Potem ty spotykasz się z Danem o szesnastej na plaży między wejściami 211 i 212, a ja w tym czasie nadal siedzę sobie na kocu, podziwiam roznegliżowane ciacha i kątem oka kontroluje sytuację u ciebie. - powtórzyłam konspiracyjny plan.
- Mnie więcej tak. - zgodził się blondyn.
  Oczywiście nie muszę wspominać kto jest autorem tego błyskotliwego, genialnego i bezbłędnego planu. Takie pomysły wymagają supportu sporej dawki wiśnióweczki i dwóch paczek paprykowych chipsów. I tak wszystko pójdzie w cycki, więc spoko.
  Nie wzięłam tylko pod uwagę tego, że marcowa pogoda może nie sprzyjać opalaniu się, a co gorsza nie zachęcić przystojnych facetów do przyjścia na plażę..
  Jedząc drugą kromkę pomyślałam o kwestii drugiego chłopaka.
- Słuchaj, a co zrobisz z Olkiem? Bo dzisiaj, jak mniemam, pożyczasz od Dana notatki i koniec spotkania?
- W zasadzie tak. Może powinienem mu się jakoś za nie odwdzięczyć, ale wolałbym zrobić to innym razem. - odpowiedział wstając od stołu, a następnie wkładając pusty talerz do zlewu.
- Czyli skupiasz się na Olku? - zapytałam przesadnie radośnie.
- Nie. - odpowiedział z grobową powagą. - Skupiam się na studiach.
- Ze studiami to ty rodziny nie założysz.
-  Z chłopakiem też nie. - mrugnął do mnie porozumiewawczo.
  Z całych sił próbowałam wymyślić coś błyskotliwego, ale moje nieudolne próby zakończyły się kapitulacją z pola bitwy.
- Masz mnie. Punkt dla ciebie. - odpowiedziałam w końcu niezadowolona.
- Typowe.
- Przestań. - naburmuszyłam się. - Idę na balkon malować. Przekąski mile widziane. - cmoknęłam w powietrze i w podskokach wyszłam z kuchni.
 
  Rozkładanie podręcznej sztalugi i przygotowywanie się do pracy, zawsze było dla mnie największą karą. Monotonia zajęcia ewidentnie mi nie służy. Po rozłożeniu całego sprzętu zorientowałam się, że nie wzięłam z biurka węgla. Z racji tego, że balkon przylega do pokoju, w którym aktualnie pomieszkuje, spróbowałam najpierw użyć bezskutecznie telekinezy, a potem wystrzelić pajęczą nić niczym Spiderman, ale moje plany spaliły na panewce. Pogodzona z kolejną już dzisiaj porażka zwyczajnie podeszłam do biurka i wzięłam to czego potrzebowałam. Muszę jeszcze trochę potrenować, a na pewno mi się to kiedyś uda.
  Długo szukałam inspiracji. Niestety studia na ASP moją inwencję twórczą ograniczają pola ze zbożem żyta albo czasami nawet pszenicy. Jak szaleć to szaleć!
  Patrzyłam w dal szukając pomysłu na obrazek. Moja wrodzone i niewykryte ADHD dało o sobie znać. To bardzo dokuczliwa przypadłość jak na malarkę. Nie pozwala się skupić nad malowaniem. Jest tak samo denerwujące jak piasek w majtkach. Żeby nie umrzeć z nudów zaczęłam śpiewać, a w moim przypadku nazywa to się rozpaczliwym wyciem głodnego szczeniaka. Moja serenada była bardzo wyjątkowa. Piosenka Miód Natalii Przybysz też jest bardzo wyjątkowa.


"Śniło mi się, że mam wielki biust
Poruszam nim i wszyscy się gapią.
Śniłam też, że mam nogi jak miód
Ciągnęły się od szyi po kanapie."


  Nie minęło pięć sekund, a mój kameralny koncert piosenki został przerwany przez Nikiego, który wpadł na balkon.
- Rozwiązuje sobie krzyżówkę, a tu nagle słyszę twoje wyznania. Coś się stało? - zapytał szczerze zmartwiony Niko.
  Spojrzałam na niego z niedowierzaniem.
- Tylko śpiewałam. Wiesz, że mam wyjątkowy głos.
- Ty cała jesteś przecież wyjątkowa.
- Oj przestań! Bo się jeszcze zarumienię. Rzygam słodkością. - powiedziałam z udawanym obrzydzeniem.
- Co malujesz? - zapytał zmieniając temat Nikoś.
- Jeszcze nic. Nie mam weny. Jestem wybrakowana twórczo. Chyba się starzeję. - opadłam teatralnie na krzesło.
- Skoczyć do apteki po coś na hemoroidy? - zapytał przyjaciel, ale zamiast odpowiedzi dostał poduszką w głowę.
- Dobra, dobra. Nie odzywam się. Miłej pracy. - powiedział blondyn i wyszedł.
  Ach Nikoś. Jego naiwność kiedyś go zgubi. Bardziej niż ostatnio. Dlatego tak bardzo potrzebuje mnie. Ktoś musi trzymać rękę na pulsie. Niby jesteśmy w tym samym wieku, ale on jakby ominął połowę swojego życia i pojawił się nagle nieświadomy świata. Na całe szczęście jest silny, bardziej niż się wydaje. Nie wiem czy dużo nastolatków przeżyło to co on. Całe szczęście, że go wtedy znalazłam. Ciągle się chce mi płakać, gdy myślę o tym jak mało brakowało, a nie byłoby go już z nami.
  Nie byłam w stanie nic kreatywnego stworzyć, więc wróciłam do pokoju i położyłam się na twardym łóżku i pozwoliłam sobie zrekompensować nieprzespaną noc i choć na chwilę udać się w objęcia Morfeusza.



                                          NIKODEM 

  Plan wymyślony przez Martę być całkiem dobry. Nie rozumiałem tylko po co te konspiracje, skoro Dan miał mi tylko pożyczyć notatki z wykładu. Ale z doświadczenia wiem, że ona zawsze ma rację, więc zdecydowałem się zrobić tak jak ona chce. Bardziej martwi mnie sprawa z Olkiem. Niby napisał, że wszystko jest dobrze, ale to nawet ja wiem, że nie jest. I to wszystko z mojej winy.
  Spojrzałem w zawartość mojego portfela i widok tego co zastałem nie napawał optymizmem, a wręcz przeciwnie. Chyba niepotrzebnie poprosiłem o wolny weekend w Pulsie. W ciągu tygodnia będę musiał pracować po zajęciach, a wtedy znowu nie spotkam się z Olkiem i nie wyjaśnię mu całej sprawy. Cholera, jestem fenomenalny w komplikowaniu sobie życia. Zdecydowanie mógłbym udzielać wykładów na ten temat. Doradca w sprawie bycia porażką życiową brzmi dumnie.
  Zacząłem się pakować do wyjścia. Koc, sudoku, krem z mocnym filtrem, czapka i okulary. Nie zbyt dużo rzeczy, ale to nie ja mam zamiar się wylegiwać na słońcu. Osobiście nie przepadam za plażą. Opalanie się nie jest dla mnie, polskie morze nie nadaje się do pływania, bo ciągle jakieś zakazy, sportów wodnych i plażowych też nie lubię. Jedyny pozytywny aspekt związany z plażą to gofry. Najlepsze można dostać właśnie tam. Głupio się przyznać, ale spieczony gofr z bitą śmietaną i polewą malinową jest najlepszą rzeczą pod słońcem. Szkoda tylko, że taka przyjemność, aż tyle kosztuje..
  Miałem jeszcze trochę czasu, więc szybko zacząłem robić sudoku.
- Tam mam dwie jedynki, więc tu być nie może - tradycyjnie zaczynam mówić na głos, gdyż tak jest mi łatwiej. - Skoro tam być nie może, to będzie tam.
  Gdyby życie było tak logiczne i oczywiste jak sudoku. Narodziło się już tyle geniuszy i nikt nie stworzył jeszcze wzoru ułatwiającego życie, jakiegoś schematu, instrukcji obsługi, czegokolwiek. Znam tylko wzór na chodzące nieszczęście. Brzmi następująco:
173 centymetry + blond włosy + chory i zakazany układ + związek "X" 
  Wróciłem do sudoku, lecz coś mi nie pasowało. Szybko przeanalizowałem każdą kolumnę i znalazłem błąd.
- Źle wstawiłeś Olka. - powiedziałem sam do siebie.
Zrezygnowany odszedłem od stolika. I wtedy mnie naszło co takiego powiedziałem.
- Jakiego znowu Olka?! Osiem. O-siem. O-S-I-E-M. - zacząłem powtarzać na głos.
  Zwariowałem. Ewidentnie zwariowałem. Podszedłem szybkim krokiem do zlewu i nalałem sobie trochę wody. Moja głupota czasem mnie przeraża. Ostatni raz tak się czułem w trzeciej klasie liceum.


20.12.2013 r.
  Po wigilii klasowej ja, Marta, Bartek i jeszcze dwie dziewczyny, bliźniaczki Kasia i Basia, zostaliśmy posprzątać salę. Marta pakowała ciasta na blachę, siostry chowały talerze i sztućce, a ja odstawiałem krzesła na miejsca. Bartek poszedł wynieść śmieci. Był on jedynym chłopakiem w klasie, z którym zdarzało mi się popisać lub gdzieś wyjść. Zwyczajny, niczym nie wyróżniający się chłopak.
  Po kilku minutach siostry pożegnały się i szybko opuściły salę 28. We troje, więc dokończyliśmy sprzątanie sali, co poszło nam w miarę sprawnie.
  Gdy wszystko zrobiliśmy chcieliśmy się zbierać. Problem w tym, że nikt z nas nie miał klucza. Wziął go ze sobą nasz wychowawca, trzydziestoletni brunet pan Szymon Orłowski. Zdecydowaliśmy, że Bartek, który ma auto odwiezie Martę, a ja poczekam na nauczyciela, bo mieszkam w przeciwnym kierunku niż oni. Przyjaciółce, z nieznanych mi wtedy powodów, nie do końca spodobało mi się, że mam sam czekać na wychowawcę, ale nie pozostawiłem jej wyboru. Podwózka Bartka była mocnym argumentem. Przytuliłem się do niej na pożegnanie, a z chłopakiem uścisnęliśmy sobie dłonie, życząc wzajemnie wesołych świąt.
Gdy tylko zniknęli za drzwiami, spocząłem na jednym z krzeseł. Czekałem około pięciu minut na nauczyciela, po którym nadal nie było śladu. Znudzony wstałem i podszedłem do tablicy samorządu klasowego. Na samej górze dumnie wisiała karteczka z napisem "Gospodarz - Marta Nowakowska". Moja miłość do perfekcji dała mi znać, że karteczka nie wisi równolegle do obramowania tablicy. Skoro i tak się nudziłem to postanowiłem to poprawić. Przysunąłem, więc sobie krzesełko na które się wspiąłem, aby odczepić pineski.
  W tym momencie do sali wszedł mój wychowawca, a ja zdezorientowany straciłem równowagę i upadłem z głośnym hukiem na ziemię.
- Nikodem! - wykrzyknął mój nauczyciel, a potem natychmiast do mnie podbiegł i przytrzymał mnie. - Wszystko dobrze?
  Nie było dobrze. Czułem krew sączącą się z nosa i z ust. Najpewniej przygryzłem sobie wargi. Poza tym czułem ból w plecach.
- Tak. Nic mi nie jest. - skłamałem. Chciałem jak najszybciej wrócić do domu.
- Przecież widzę, że krwawisz. - mówiąc to dotknął palcem mojej wargi i zebrał z niej sącząca się powoli krew.
  Po moim ciele przeszedł dreszcz. Nie był spowodowany strachem. Był wynikiem rosnącego napięcia między nami.
- Panie profesorze.. - wypowiedziałem ledwo słyszalnie.
  Napięcie przeistoczyło się w podniecenie i paraliż. Czułem, że cały płonę. Moje policzki były rozgrzane do czerwoności.
- Cii..nic..nie..mów.. - wyszeptał wprost w moje usta, a następnie złożył na nich delikatny pocałunek.
  Czas się dla mnie zatrzymał. Znieruchomiałem. Byłem w szoku. Orłowski był bardzo delikatny. Spanikowany oddałem pocałunek. Ta sytuacja niesamowicie mnie krępowała i jednocześnie otwierała przede mną nowy świat. Nie wiedziałem co mam robić, więc wpijałem się w jego usta. Pragnąłem go więcej i więcej. W jednej chwili stał się dla mnie kimś kogo pragnę. Nauczyciel przerwał pocałunek delikatnie zbierając resztkę krwi palcem z moich ust. Subtelnie przejechał od moich warg do brody, po czym zabrał palec. Czułem podcienienie w całym ciele. Bałem się spojrzeć mu w oczy, po mimo że wiedziałem, iż on patrzy w moje.
  Moją twarz pokryła purpura. Żaden z nas nie był w stanie się ruszyć, więc siedzieliśmy tak przez jakiś czas. Wreszcie nauczyciel nie wytrzymał napięcia i powiedział.
- Przepraszam. Nie powinienem tego robić. Jesteś moim uczniem, a ja twoim nauczycielem. - nadal uparcie na mnie patrzył.
- Ermmm.. chyba tak. - nie byłem w stanie powiedzieć nic więcej.
  Mój pierwszy pocałunek odbyłem w wieku osiemnastu lat i do tego z mężczyzną, a ponadto z nauczycielem...
- Udawajmy proszę, że to się nigdy nie wydarzyło. Tak będzie najlepiej. - odwrócił wzrok i wstał górując nade mną.
- Tak.. chyba tak.. - powiedziałem nadal siedząc na podłodze.
- Może odwieźć cię do domu? - zaproponował speszony całą sytuacją nauczyciel.
- Chyba lepiej będzie jak wrócę sam. - odpowiedziałem, chociaż szczerze pragnąłem być z nim blisko.
  Chciałem znów czuć jego usta na swoich. Czuć zapach jego męskich perfum. Czuć go obok siebie.
- Masz rację. - zgodził się ze mną, a następnie sięgnął po kluczyki od auta. - Na pewno nic ci nie jest?
- Wszystko w porządku. Niech pan już jedzie. - powiedziałem patrząc w okna, za którymi śnieg prószył na ogołocone drzewa tworząc świąteczną aurę.
- Nikodemie.. - powiedział tak jakby chciał coś jeszcze dodać, ale usłyszałem tylko. - Wesołych Świąt.
- Wzajemnie - delikatnie się uśmiechnąłem pierwszy raz patrząc na mężczyznę, który właśnie wychodził.
  Spędziłem jeszcze w sali kilka minut dotykając swoich ust, po czym weszła do sali sprzątaczka, która kazała mi się wynosić, marudząc, że będzie musiała sprzątać bałagan, który zrobiłem.
  Wracając polną drogą do domu, jako towarzysza miałem tylko i wyłącznie padający śnieg. Każdy płatek dotykający mojej rozpalonej skóry sprawiał, że przechodziły mnie dreszcze. Nawet nie patrzyłem dokąd idę, kierowałem się intuicją. Wiedziałem tylko jedno.
  Najprawdopodobniej pierwszy raz w życiu się zakochałem.


  Co za ironia. Głupi żart. Nie dałem rady dłużej o tym myśleć. Nie teraz. Nie rozumiałem tylko dlaczego to musiało się tak potoczyć.
  Liczyłem, że ja i Olek będziemy dobrymi przyjaciółmi. Nie myśli się o przyjacielu podczas rozwiązywania sudoku. Nie myśli się o przyjacielu podczas prysznica. Nie myśli się o przyjacielu podczas snu. Na myśl o przyjacielu nie ma się motyli w brzuchu. A ja miałem je za każdym razem, gdy o nim pomyślałem..



                                                                ***************


  Po godzinie czternastej przybyliśmy na jedną z trójmiejskich plaż. Pogoda była piękna. Na niebie nie było widać ani jednej chmurki, delikatna morska bryza przyjemnie chłodziła twarze. W odległości stu metrów od nas nie było nikogo, a to spotkało się z pomrukami niezadowolenia mojej przyjaciółki.
  Marta, po mimo marca, zdecydowała się zdjąć bluzkę i być tylko w czarnej górze od stroju, który uwydatniał jej duże i kształtne piersi. Ja za to pozostałem w białej koszulce i czarnych spodniach. Mój stały strój plażowy.
  Przez następną godzinę brunetka bezskutecznie próbowała się opalać, niestety efekty były mizerne, więc poddała się i zasnęła na kocu obok mnie. Ja natomiast nadal wierny swojemu sudoku dzielnie i sukcesywnie je rozwiązywałem. W pewnym momencie kilkadziesiąt metrów przed nami rozpoczął się trening windsurferów. Pięciu ubranych w czarnoniebieskie kombinezony mężczyzn wnosiło swój sprzęt na wodę. Gdy już weszli do wody i zaczęli pływać, przyglądałem się im ukradkiem. Szybko jednak odrzuciłem gazetkę z łamigłówkami na rzecz windsurferów. Zerkanie przerodziło się z ostentacyjnie patrzenie połączone z podziwem. Szczególnie jeden z nich zrobił na mnie piorunujące wrażenie. Miał on w przeciwieństwie do reszty żółty żagiel, który w promieniach słońca mienił się niczym żywe złoto. Pływał on na desce niczym na tafli wody, a żagiel stanowił nierozerwalną jedność wraz z ciałem. Sprzęt był mu całkowicie posłuszny i oddany. Z przyjemnością patrzyłem jak z gracją godną mistrza przecina fale i dryfuje pośród towarzyszy, którzy byli jak na moje oko o klasę gorsi. Ćwiczyli tak około czterdziestu minut, przez które nieustannie podziwiałem umiejętności chłopaków.
  W pewnym momencie zakończyli pływanie i wyszli ze sprzętem na brzeg. Po chwili jeden z nich ostentacyjnie spojrzał na nas, a zaraz za nim uczyniła to cała reszta. Szybko odwróciłem wzrok i zacząłem panicznie szukać mojego sudoku. Najprawdopodobniej wyglądało to bardzo sztucznie, ale nie myślałem o tym. Udawałem, że zaciekle je rozwiązuję. Odwróciłem się w stronę śpiącej przyjaciółki.
  Po chwili za mną pojawił się olbrzymi cień, który przysłonił mi słońce. Automatycznie obróciłem się, aby sprawdzić kto narusza naszą przestrzeń osobistą.
  Nie mogłem uwierzyć w to co zobaczyłem. A raczej kogo. Wyraz mojej twarzy był na pograniczy zdziwienia, niedowierzania oraz radości. Przede mną stał chłopak w czarnoniebieskim kombinezonie, który dzierżył w dłoni deskę i olbrzymi żółty żagiel. Nie to było dla mnie największym szokiem. O tuż był go ten, na którego czekałem. Tak, przede mną stał Dan.
- Dan? - powiedziałem zszokowany widokiem chłopaka.
- We własnej osobie. - szczerzył się chłopak.
- Nie wiedziałem, że.. - zabrakło mi w ty momencie odpowiedniego słowa, więc powiedziałem tylko - pływasz!
- Nie żartuj! - odpowiedział, równie zdziwiony co ja, brunet.
- No nie żartuję. Nie miałem pojęcia, że jesteś windsurferem i to do tego tak dobrym. - powiedziałem z podziwem.
-A to wiele wyjaśnia! - zaśmiał się chłopak w taki sposób jakby był właśnie kąpiącym się Archimedesem, który krzyczy właśnie "Eureka!" - Dlatego nie wiedziałeś jak mam na imię. W gwoli wyjaśnień jestem młodzieżowym mistrzem Europy w windsurfingu. - powiedział dumnie, przy okazji napinając mięśnie pod kostiumem. - A przy okazji jestem też ambasadorem jednej z firm zajmującej się kremami i balsamami. Ta piękna buźka, na którą właśnie patrzysz znajduje się na jednym z kremów z filtrem. - zakończył wyniośle wydymając dolną wargę brunet.
  Kurcze, byłem pod wrażeniem. Nie miałem pojęcia, że Dan jest jakimś mistrzem, a w dodatku można kupić krem z jego wizerunkiem. Dyskretnie spojrzałem na swój balsam i odetchnąłem z ulgą. Nie było na nim. jego twarzy. Umarłbym ze wstydu, gdybym smarował swoje ciało białą mazią wyciskaną z Dana. Poza tym czułem się dziwnie będąc świadomym, że pożyczam notatki od mistrza Europy. A biorąc pod uwagę założenia Marty. O jeżu, to byłby mezalians! Właśnie Marta, zapomniałem o śpiącej obok brunetce.
- Poczekaj chwilę - powiedziałem do chłopaka i delikatnie szturchnąłem przyjaciółkę w bok, a ta podniosła się jakbym ukłuł ją w brzuch. Dziewczyna miała ledwo trzymające się na jednym uchu okulary, przez co wyglądał bardzo komicznie. Gdy otrząsnęła się ze snu i poprawiła okulary spojrzała na mnie, spode łba.
- Marta to jest..
- Ja Cię znam! - pisnęła na widok bruneta dziewczyna. - Ty jesteś Dan.
- A widzisz mówiłem, że ludzie mnie kojarzą. - przechwalał się mój rówieśnik.
- Nonsens. Wczoraj jej o tobie wspomniałem. - wyjaśniłem chłopakowi.
- Ale nie dodałeś, że to ten Dan! - powiedziała z pretensjami brunetka. - Nie mówiłeś, że umówiłeś się z mistrzem surfingu!
  Gdy tylko to powiedziała spaliłem wielkiego raka, a chłopak bezczelnie uśmiechnął się pod nosem, jakby mu to schlebiało.
- Ja chyba nawet mam, gdzieś przy sobie twój krem. - zawołała i zaczęła grzebać w torebce w torebce, a ja chciałem zamienić się w strusia, schować głowę w piasek i udawać, że mnie tu nie ma.
  Po chwili cała uradowana wyjęła białą tubkę, na której faktycznie widniała podobizna bruneta. Na zdjęciu był trochę młodszy, ale nadal bardzo podobny. Tak jak teraz miał ubrany wisiorek z koralików. Dopiero wtedy zdałem sobie sprawę, że zauważyłem go już w kawiarni, ale zapomniałem o niego zapytać.
- Miło mi, że go używasz. - powiedział kokieteryjnie do mojej przyjaciółki na co ona się lekko zaczerwieniła po czym dodał. - Ale musisz mi wybaczyć, że porywam tego tutaj blondyna, ale obiecałem mu coś pożyczyć.
- Jasne bierz go. - powiedziała Marta, zupełnie zapominając o planie, który de facto sama obmyśliła.
- To zbieraj się. - powiedział do mnie, po czym dodał uśmiechając do dziewczyny. - Niedługo ci go oddam.
  Nie mając wyboru pozbierałem swoje rzeczy z piasku i ruszyłem za brunetem niosącym żółty żagiel. Szliśmy kilkadziesiąt metrów, aż dotarliśmy do białego budynku, który już dzisiaj mijałem. Chłopak wszedł do otwartego pomieszczenia, w którym leżał już sprzęt pozostałych windsurferów.
- To baza naszego klubu. Tu trzymamy nasz sprzęt, a u góry mamy całą siedzibę teamu. - wyjaśnił pakując deskę oraz wielki żagiel do zamykanego suwakiem worka. - Dobra, możemy już iść na górę. - powiedział i poszedł po schodach.
  Trochę zdezorientowany niespodziewaną wizytą w siedzibie klubu udałem się za nim. Wnętrze budynku także było białe. W środku znajdowała się tylko brązowa kanapa i biały stolik wyłożony ulotkami klubu. Z pomieszczenia wychodził korytarz, którym przechodziło właśnie czterech chłopaków, których spotkałem na plaży. Przybili sobie z Danem żółwiki, a na mnie nawet nie zareagowali. Tylko ostatni z wychodzących, chłopak mojego wzrostu o rudych włosach i całej twarzy pokrytej piegami, powiedział mi:
- Powodzenia.
  Nie rozumiałem zbytnio sensu tej wypowiedzi, ale z grzeczności podziękowałem.
  Gdy zostaliśmy sami, brunet wskazał mi drogę korytarzem. Poszedłem, więc pierwszy, a moim oczom ukazała się szatnia wraz z oddzielonymi niską zasłonką prysznicami. Na półce było włączone radio, z którego leciało Wiggle.

"Shake what your mama gave you
Misbehave you
I just wanna strip you, dip you, flip you, bubble bath you
What they do
Taste my rain drop, K boo
Now what you will and what you want and what you may do
Completely separated, till my deeply penetrated
Then I take I out, and wipe it off
Eat it, ate it, love it, hate it
Overstated, underrated, everywhere I been
can you wiggle, wiggle for the D, O, double G, again

Come on baby
Turn around (Turn around, turn around, turn around)
You're a star girl
Take a bow (Take a bow, take a bow, take a bow)
It's just one thing that's killing me
How you get that in them jeans?

You know what to do with that big fat butt"

  To chyba najgłupszy teksy jaki powstał. Seksistowskie słowa, które są niesmaczne. Nienawidzę takich piosenek.
  W samej szatni czuć było zapach mieszanki żelów, więc wywnioskowałem, że mijający nas chłopacy kąpali się po treningu.
- Poczekaj zaraz dam ci zeszyt tylko się wykąpię. - powiedział Dan i bez skrępowania zaczął zdejmować górę kombinezonu.
- To może ja poczekam na korytarzu? - powiedziałem speszony, starając nie patrzeć się na rozbierającego się bruneta.
- Możesz zostać tutaj. Nie wyrzucam cię. - odpowiedział ostentacyjnie chłopak, przerywając rozbieranie w połowie, aby wziąć ręcznik wiszący obok mnie.
  Cholera chciałem jak najszybciej stamtąd wyjść. Miał mi tylko pożyczyć notatki, a nie robić przede mną striptiz. Na całe szczęście przed całkowitym zdjęciem kombinezonu wszedł na zasłonkę. Po chwili czarnoniebieski strój leżał na podłodze przede mną, a ja odetchnąłem z ulgą. Starałem się nie patrzeć na stojącego pod strumieniem wody bruneta. Moje szczęście jednak nie trwało długo, bo po chwili zawołał.
- Kurcze, Nikodem. Mógłbyś podać mi żel? Leży na ławce obok.
  Rzeczywiście czerwona tubka leżała obok mnie. Niechętnie chwyciłem ją w dłoń i ruszyłem na przód. Nie miałem wyboru i spojrzałem na czekającego na mnie Dana. Chłopak miał wyraźnie zarysowany sześciopak, choć nie można powiedzieć, że przypakowany. Miał też uroczy.. NIE.. Zwyczajny pieprzyk nad lewym sutkiem. Na całe szczęście zasłonka zakrywała go od pępka w dół, więc mój wzrok sięgał do wąskiego paska włosów kierującemu się ku dołowi.
  Chciałem szybko podać mu żel nad zasłonką, lecz on nagle wyszedł zza niej i stanął do mnie tyłem ukazując mi swojego jędrne i proporcjonalnie do ciała opalone pośladki. Zrobiłem się cały czerwony i zacisnąłem mocno oczy. Podałem mu na ślepo tubkę i wróciłem na swoje miejsce, po czym głęboko odetchnąłem. Ten jakby nigdy nic zaczął się myć.
- To co musisz zrobić z tymi notatkami? - usłyszałem głos pośród strumienia wody.
- Mam zrobić Krzywickiemu referat z tego wykładu. - odpowiedziałem patrząc uparcie na ogromną mewę siedzącą na parapecie z drugiej strony.
- To masz przechlapane. - zaśmiał się szyderczo Dan i zmieniał temat. - Uprawiasz jakiś sport? Ćwiczysz cokolwiek?
- Jeżeli rozwiązywanie sudoku można nazwać sportem lub ćwiczeniem to tak. Jakby nie patrzeć ćwiczę wtedy swój mózg, a przy okazji i nadgarstek.
- Ja swój nadgarstek ćwiczę w inny sposób! - zaśmiał się sam ze swojego żartu.
- Jesteś obrzydliwy, wiesz? - powiedziałem zdegustowany i spojrzałem zniesmaczony na chłopaka, co było błędem.
- No co? Nie mów, że nie jeździsz czasa..
- Dość. - przerwałem stanowczo, co mnie bardzo zaskoczyło.
- Nie bądź taki drętwy. - powiedział i pomachał kilka razy biodrami.
- Phi. - parsknąłem
  Na całe szczęście zasłonka uchroniła mnie przed widokiem dyndającego przyrodzenia bruneta.
  Po chwili usłyszałem zakręcaną wodę i odgłos bosych stóp kroczących po kafelkach. Skupiłem całą swoją uwagę na tej durnej mewie, byleby tylko nie spojrzeć na bruneta. Po chwili obok mnie wylądował mokry ręcznik. Dan najwyraźniej podszedł do ławeczki i zbyt szukał bielizny w plecaku, lecz ja nadal wpatrywałem się w białego ptaka, choć pewna część mnie miała ochotę zerknąć na nagiego chłopaka. Zamknąłem na chwili oczy, jednak nie dałem dłużej rady i odwróciłem wzrok w stronę chłopaka, który właśnie poprawiał gumkę od bokserek. Najwyraźniej nie spodobało mu się moje zachowanie i to, że się odwróciłem, gdy się przebierał.
- Jak chcesz to możesz iść do poczekalni. Zaraz przyjdę. - powiedział sięgając po ręcznik,  wyraźnie niezadowolony z grymasem na twarzy Dan.
- Dobrze. - wstałem, biorąc plecak i z ulgą wyszedłem z szatni.
  Czekałem na niego około pięciu minut. Ciągle miałem przed oczyma widok nagich pośladków chłopaka. Co gorsza podobał mi się ten widok i żałowałem trochę, że tak szybko odwróciłem wzrok. Gdy podszedł do mnie, nadal był markotny i nieszczęśliwy jak mały szczeniaczek. Nie chciałem jednak wnikać w jego problemy i sprawy. Chciałem tylko głupie notatki, a dostałem nagiego i przystojnego mistrza windsurfingu. Co za niefart.
- Mogę wreszcie ten zeszyt? - zapytałem nieco już poirytowany.
- Tak. Już ci daję. - lecz zamiast to zrobić ruszył schodami w dół.
  W geście bezradności podniosłem ręce i po raz kolejny już tego dnia, ruszyłem za Danem.
  Stanęliśmy dopiero przy wejściu na plażę, z którego widziałem moją  przyjaciółkę siedzącą na ławce z jakimś czarnowłosym chłopakiem. Zdenerwowany już niekończącymi się prośbami o zeszyt zapytałem wprost.
- W co ty do cholery grasz? - zaatakowałem słownie bruneta. - Nie możesz mi ich normalnie oddać.
- Mogę, mogę. Ale to byłoby mi nie na rękę. - powiedział Dan, uśmiechając się pod nosem.
- O czym ty mówisz? - zapytałem zdezorientowany.
- O tym, że nie mógłbym zrobić tego. - powiedział jakby to było oczywistą oczywistością.
- Tego? To znaczy?
- Tego.
  I zrobił to. Szybkim i sprawnym ruchem podszedł bliżej, a następnie agresywnie, nie zważając na otaczających nas ludzi, naparł na mnie swoimi ustami..




                                     MARTA

  Nadal nie mogłam uwierzyć, że mój mały Nikoś umówił się z tym gościem. Dan Laskowski naprawdę był znanym chłopakiem, więc w sumie powinien się cieszyć. To tak jakby wygrał w totka, a nagroda była ponadto zapakowana w bardzo przystojne opakowanie. Kurcze, zazdrościłam mu i to cholernie.
  Po tych żenujących rozmyślaniach zdałam sobie sprawę, że długo nie wracają. Miał wziąć notatki i wracać. Zaczynałam się już trochę martwić. Odczekałam jeszcze pięć minut, po czym wpakowałam wszystko do torebki i ruszyłam w kierunki białego budynku, do którego weszli. Dojście do niego prowadziło przez drogę rowerową, której niestety nie zauważyłam i było już za późno. Usłyszałam tylko paniczny krzyk.
- Uważaj! - wykrzyknął pędzący na rolkach brunet, który jakimś cudem mnie wyminął, ale niestety wylądował przez to w krzakach.
  Natychmiast podbiegłam do chłopaka i pomogłam mu się z nich wygramolić. Gdy udało mu się podnieść okazało się, że mój prawie morderca jest naprawdę bardzo wysoki. Od razu zauważyłam, że tak niefortunnie wpadł w krzaki, że poharatał sobie trochę twarz oraz ręce, no i co najgorsze, wygięły mu się okulary.
- Najmocniej przepraszam. - powiedziałam speszona do chłopaka. - Nic ci nie jest?
- Raczej nic. - odpowiedział, po czym dotknął lewy policzek. - Oj jednak jest.
- Chodź na ławkę, mam przy sobie wodę utlenioną. - powiedziałam i pociągnęłam go na najbliższą ławkę.
  Brunet posłusznie zajął miejsce i czekał, aż ja, czyli przyczyna jego kłopotów, znajdę w torebce potrzebną rzecz. Nerwowo grzebałam w torbie przerzucając jej zawartość na prawo i lewo.
- Mam! - zawołałam tryumfalnie i obróciłam się w stronę chłopaka. - Nie ruszaj się, może trochę zaboleć.
- Wiem. - powiedział i zamknął oczy.
  Gdy tylko delikatnie polałam mu ranę wodę utlenioną, syknął z bólu. 
- Spokojnie, zaraz przejdzie. - powiedziałam mu, mając nadzieję, że to go jakoś uspokoi.
- Wiem. - po raz kolejny odpowiedział w ten sam sposób. 
  Siedziałam tak wpatrując się w bruneta, dopóki nie otworzył oczu. Gdy tylko to zrobił pochyliłam się nad nim, żeby przyjrzeć się dokładnie stopniu poharatania twarzy.
- Nie jest tak źle. Za dwa tygodnie nie będzie po niej śladu. - powiedziałam mając nadzieję, że tak faktycznie będzie.
- Dzięki.
- Jakie dzięki?! - zawołałam machając lewą ręką. - To przez moje gapiostwo stało się to całe nieszczęście, więc to ja powinnam przeprosić, więc strasznie cię przepraszam. - powiedziałam zakłopotana.
- Wszystko dobrze.
  Chłopak najwyraźniej był speszony, bo ani razu nie sformułował pełnego zdania. Przyjrzałam mu się uważniej. Miał niesamowicie czarne oczy, które były identycznego koloru co krótkie włosy. Był wysoki i całkiem dobrze zbudowany. Ogólnie to było na czym zawiesić oko. Tylko te zadrapania..
- Mogę ci się jakoś odwdzięczyć? - zapytałam w ramach rekompensaty. - Jakaś kawa czy coś wchodzi w grę?
- Jeżeli masz ochotę. - odpowiedział znów speszony.
  Taki duży, a taki płochliwy. Chyba, że to ja jestem jakaś odrażająca..
- Czy ja jestem odrażająca? - zapytałam bez zastanowienia.
  Policzki chłopaka pokryły się wielkim rumieńcem, maskując trochę zadrapania.
- Nie. Absolutnie. - odpowiedział wpatrując się w krzywy chodnik.
  Nie mogłam uwierzyć w tego gościa. Chłopak wielki jak dąb, nawet przystojny, a nieśmiały bardziej niż mój Nikoś. 
  Nikodem..Całkiem o nim zapomniałam. Wychyliłam się zza bruneta i spojrzałam na drogę. Przed wejściem do budynku stał Niki i Dan. Chyba się o coś sprzeczali. Miałam nadzieję, że Niko nie zrobił czegoś głupiego. 
  W tym momencie poczułam, że brunet na rolkach wstaje. Podniósł plecak, do którego włożył okulary i odwrócił się do mnie, aby się pożegnać. Postanowiłam działać.
- Jestem Marta, a ty? - zapytałam chłopaka.
- Jestem A..
  Nie dokończył, bo w tym momencie krzyknęłam.
- Nikodem, kurwa!
  Zaskoczony brunet obejrzał się za siebie i zobaczył to samo co ja..
  Nikiego i Dana całujących się na środku chodnika.

                                                                                                                                              

Witam z siódmym rozdziałem!





Nareszcie coś zaczyna się dziać w końcu :D

                                       

Sam rozdział pisało mi się bardzo dobrze. Chyba nawet najlepiej z wszystkich dotychczasowych. Pewnie dlatego, że przez połowę rozdziału narratorem była Marta. Kreowanie tej postaci sprawia mi wielką frajdę :P

Teraz co do samej akcji. Poznajemy część historii Nikiego, a dokładniej bardzo mały skrawek. Pocałunek z nauczycielem to dopiero początek góry lodowej. Potem pocałunek z Danem, który widzieli Marta i A... Jakieś pomysły kto może kryć się za "A"? ^^ Olek grzeczny w domu, a Niko się jakiś całuśny zrobił.


Miała być konfrontacja i jest, choć trochę nietypowa, bo na innej płaszczyźnie :P


Przyznam się, że mam olbrzymie wątpliwości co do fragmentu z prysznicami. Miał być trochę grzeczniejszy, ale skoro występuje w nim Dan, to chyba nie może być zwyczajniej :P


Dan wkracza do akcji :P

 Przy okazji publikacji Wiggle uaktualniłem zakładkę N.O.M.A.D.A.  Dodałem opis Dana, a resztę zmieniłem dodając poszczególne kategorie. Jeżeli macie jakieś pytania i prośby co do kategorii, zapraszam do komentowania w zakładce. 

Tradycyjnie przepraszam za wszystkie błędy!
 
Do następnego!
Uros

środa, 15 lipca 2015

Jealous


Rozdział 6 - Jealous
15.03.2015 r.


                                             OLEK



  Piątek miał być dla mnie świetnym dniem. I faktycznie zaczął się dość dobrze. Wstałem zwyczajowo po jedenastej. Obudziły mnie promienie słońca przepuszczone przez jasną roletę. Budzenie się w takiej atmosferze jest bardzo przyjemne. Rozejrzałem się po pokoju, w którym aktualnie mieszkałem. Był on przeznaczony specjalnie dla mnie. Babcia uznała, że skoro mieszka sama, to nie potrzebuje, aż tyle pokoi, więc jeden z nich został kilka lat temu odnowiony i czekał na moje coroczne przyjazdy. Z racji tego, że byłem wtedy dzieckiem, pokój ma niebieskie ściany i wykładzinę we wzór ulicy, która służyła mi za miejsce zabaw w deszczowe dni. W kącie stoi wielki kremowy miś z czerwonym sercem w łapach, na którym odznaczał się złoty napis Olek. Oczywiście, że mógłbym zmienić wystrój pokoju, ale przez te wszystkie lata przyzwyczajeniem się do niego i żal byłoby coś zmieniać. To miejsce przywołuje we mnie same najlepsze wspomnienia i chcę, żeby tak pozostało. Ehhh, sentymentalna bestia ze mnie.
  Zrobiłem szybkie śniadanie i przejrzałem aktualności z portali społecznościowych. Drużyna siatkarek z mojego rodzinnego miasta dostała się do półfinału krajowych rozgrywek. Przypomniało mi się, że jeszcze kilka miesięcy temu wraz z moim przyjacielem byliśmy w Klubie Kibica i jeździliśmy za drużyną w różne zakątki Polski i Europy. Rok temu dotarłem z nimi, aż do Omska i Zurychu. Teraz pozostały mi po tym tylko wspomnienia oraz pamiątki. W moim wrocławskim pokoju nad drzwiami wisi biało-zielony szalik z nazwą klubu. Liczę w duchu, że mimo wszystko, kiedyś jeszcze mi się przyda.
  Po skończeniu porannego rytuału zadzwoniłem do mamy zdać raport z prac. Po upewnieniu się, że wszystko w domu dobrze, wyszedłem na zakupy. Musiałem dokupić trochę prowiantu, bo ostatnio z Alanem i Nikim wyczerpaliśmy większość z zapasów mojej lodówki. Robiąc zakupy musiałem pamiętać o tym, że Alan jest wegetarianinem. Kiedyś odwiedził wraz z ojcem ubojnię świń i od tego czasu nie może zdzierżyć zapachu oraz widoku mięsa, bo od razu robi mu się nie dobrze. Po jego opowieściach, także chciałem zaprzestać jedzenia mięsa, lecz jestem mężczyzną z krwi i kości, więc nie wyobrażam sobie życia bez golonki czy kurczaka.
  Chciałem jakość odwdzięczyć się chłopakom za pomoc, więc postanowiłem zrobić spaghetti. Dla mnie i Nikiego zwyczajne, dla Alana wersję bez mięsa, z sosem serowym i brokułami.
  Nieskromnie mówiąc jestem bardzo dobrym kucharzem, czym zawsze imponowałem innym, a w szczególnie dziewczynom i mojemu przyjacielowi. Często zdarzało mi się przyrządzać posiłki na różnego rodzaju imprezy. Zawsze wszystkim smakowało, co przyjemnie łechtało moje ego.
  Oczywiście postanowiłem je przyrządzić, gdy chłopacy już przyjdą. Nie chciałem, żeby jedli zimny obiad. O ile z Alanem nie miałem kłopotów, bo miał przyjść około południa to Niki miał wpaść pomóc, gdy tylko skończy zajęcia, bo przyjaciółka go odwiedza. Swoją drogę bardzo zaczęło mi zależeć na tym, żeby ją poznać. Głupie, wiem, ale nic na to nie mogę poradzić. Oczywiście to nie zazdrość! To tak tylko z.. ciekawości. Niko sporo mi o niej opowiadał. Na przykład o tym, że jest bardzo urodziwą dziewczyną i dużo razem przeżyli. Moja chęć spotkania się z nią wzrastała z każdą minutą. To żenujące, ale chyba zacząłem się martwić o siebie. Poczułem, że moja pozycja numero uno w Trójmieście została poważnie zachwiana. A dokładniej mówiąc, zaczęła mi zagrażać. Najchętniej bym ją poznał, rozeznał się co do zamiarów względem Nikiego i odprowadził na najbliższy pociąg nie ważne gdzie, byle dalej od blondyna.
- Tak Olek. To jest właśnie myślenie typowego dwudziestojednoletniego mężczyzny. - powiedziałem zażenowany na głos.

                                                               ***************


  Malowanie sufitu w samotności okazało się niezwykle nudnym zajęciem. Czekanie na Alana jeszcze nudniejszym. Czekanie na jakiś sygnał od Nikiego najnudniejszym. Skumulowana nuda doprowadziła, że moje malowanie sufitu zamieniło się  kontemplowanie i podziwianie go. Niegdyś biała, a w chwili obecnej pożółkła farba okazała się nadzwyczaj ciekawa. Mało konstruktywne zajęcie, ale gdy się martwię, to mój poziom racjonalnego zachowania jest równy szczeniakowi. A martwiłem się i to dość mocno. Chciałem, żeby wszystko wypaliło. Żeby Niko przyszedł i żeby mu smakowało. No Alan oczywiście też, tak, ale nie ukrywałem przed sobą, że to nie brunet, po mimo całej naszej długoletniej znajomości, był tym dla którego tak bardzo się starałem. Alan zawsze był, jest i będzie świetnym przyjacielem, ale absolutnie nigdy nie rozpatrywałem go w kategorii coś więcej niż przyjaciel. Natomiast, gdy ujrzałem tego niskiego, bladego, chudego blondyna poczułem, że muszę pokazać się z najlepszej możliwej strony, czyli w moim przypadku zrobić z siebie totalnie skończonego idiotę. Na całe szczęście Niko chyba wtedy nie zorientował się jak bardzo i jak szybko zaczęło mi odbijać. Co innego później, gdy wszedł podczas mojej rozmowy z Alanem, na co ja prawie zareagowałem omdleniem z przerażenia, że podsłuchał coś czego nigdy nie powinien usłyszeć. Serce mi wtedy stanęło w gardle. Znamy się  przecież tylko kilka dni, ale jestem przekonany, że on też może lubić mnie trochę bardziej niż kolega, kolegę. Bardzo bym tego chciał. Cholera, dzięki niemu znowu się uśmiecham, znowu potrafię być szczęśliwy, znowu umiem być sobą. Brakowało mi mnie.
  Wpadłem w tamtym momencie na, jak mi się wydawało, genialny pomysł. Włączyłem na cały regulator Nazywam się niebo Natalii Przybysz i śpiewałem, a właściwie krzyczałem wraz z wokalistką.

"Wzięłam do ręki dziś moja rękę
Myślałam ze to za tobą tęsknie
Ale się okazało ze jednak nie
Tak bardzo brakowało mi mnie

Nazywam się niebo
Mam wszytko co trzeba
To ja jestem księżyc i słońce
Choć usta masz miękkie
I ciało gorące
Zasypiasz a ja dalej biegnę
Choć usta masz miękkie
I ciało gorące
Zasypiasz a ja dalej biegnę"


  W tamtym momencie bardzo tego potrzebowałem. Potwierdzenia w sobie samym, że to ja, Olek, jestem kowalem własnego losu. Że nareszcie nadszedł ten wyczekiwany od miesięcy moment, w którym mogę spokojnie spojrzeć w lustro i ujrzeć w nim prawdziwego mnie. Tego optymistycznego i uśmiechniętego drania. Sia miała rację - I'm never fully dress without my smile.
  Czas mijał, sufit nadal był niepomalowany, Nikodem się jeszcze nie odezwał. Za to Alan miał zaraz być, więc musiałem ruszyć moje seksowne cztery litery i przygotować sos do spaghetti. 
  Tak jak się spodziewałem ledwo co wstawiłem wodę w czajniku, do moich uszu dotarł dźwięk domofonu. Były to trzy szybkie sygnały, więc byłem pewien, że to mój przyjaciel. Odkąd tylko pamiętam, zawsze tak dzwonił do drzwi, co później stało się dużym ułatwieniem.
  Szybko przywitałem się z ubranym na brązowo brunetem i zaprosiłem go do kuchni.
- Mam dla ciebie niespodziankę. - zacząłem z radością - Pomagasz mi, a przecież nie musisz tego robić. Nie przerywaj! - zagroziłem, gdy tylko zauważyłem, że chłopak chce coś powiedzieć - Więc chociaż w jakimś stopniu postanowiłem się odwdzięczyć. Od dzisiaj do końca prac remontowych szef Olek Gessler, będzie robić dla was obiady. - powiedziałem z nieukrywanym entuzjazmem.
  Oczywiście mogłem zrobić coś bardziej wyszukanego niż domowe obiadki, ale uznałem, że po dniu ciężkiej pracy nie ma nic lepszego niż pożywny posiłek. Poza tym panuje opinia, że gotujący facet jest seksownym widokiem. Żyję nadzieją, że na innych mężczyzn też to działa
- Olek, nie musisz sprawiać sobie kłopotu. Przynajmniej jeżeli chodzi o mnie. - powiedział mój przyjaciel zerkając niepewnie na swoje nowe czarne buty. - Pomagam tobie dlatego, że jesteś moim przyjacielem, a nie dlatego, że oczekuję czegoś w zamian. - mówiąc to odlepił wzrok od sznurówek i spojrzał głęboko w moje oczy i dodał - Chociaż w sumie możesz coś dla mnie zrobić.
- Jasne. Co takiego? - zapytałem lekko zaciekawiony o co może mu chodzić.
- Mogę skorzystać z toalety, bo w domu nie zdążyłem. - powiedział speszony brunet.
- Ale ty głupi jesteś. Przecież wiesz, że nie musisz się pytać o takie głupoty. - dodałem uśmiechając się szczerze do przyjaciela.
- Tego wymagają dobre maniery, więc zapytałem. - zręcznie się wymigał.
- Właź i nie pierdol głupot draniu. - wesoło wykrzyknąłem wpychając ludzkie drzewo do toalety.

  Alan to niezwykły chłopak. Jest on niewątpliwie najbardziej upartą osobą jaką znam. Nawet bardziej niż ja. Na pierwszy rzut oka sprawiał wrażenie kogoś nieśmiałego, który po mimo swojego potężnego wzrostu, woli skryć się w kącie z książką fantasy lub konsolą do gry niż być na świeczniku. I taki rzeczywiście był. Jednak gdybym miał go opisać jednym słowem, byłoby to serce. Jest to człowiek odznaczający się niesamowitą miłością do ludzi, zwierząt, roślin. Nigdy nie widziałem, żeby zabił chociażby upierdliwego komara. W wolnych chwilach jest wolontariuszem w ZOO, gdzie zajmuje się mini zagrodą dla kóz, młodych antylop i królików, z którymi dzieci się bawią i karmią je. Bierze też udział w różnych akcjach jak na przykład maratony, podczas których podaje między innymi wodę uczestnikom biegu, czy odwiedza samotne osoby w domach starości. Ten niepozorny drągal większość pieniędzy, które dostaje od ojca przeznacza na akcje charytatywne. Marzy o tym, by zostać lekarzem, ponieważ w ten sposób także będzie mógł pomagać potrzebującym. Idealny materiał na przyjaciela, dlatego niezmiernie się cieszę, że trafiliśmy ns siebie. Jedyny problem jaki ma, to poznawanie osób, dlatego bardzo zdziwiłem się, że tak szybko odnalazł nić porozumienia z Nikim. Nawet z dziewczynami ma problem, dlatego gdy pytam go o jakąś, nasza rozmowa wygląda następująco:
- Ty, a co sądzisz o tej brunetce koło fontanny? - zapytałem patrząc na zgrabną dziewczynę, której kruczoczarne włosy subtelnie powiewały na wietrze.
- Nie. To nie jest mój ideał. - zaraz mi odpowiada, nawet nie zerkając na dziewczynę z naprzeciwka.
- To jaki jest ten twój ideał? - pytam drążąc temat. Wiem, że może się do tego nie przyzna, ale bardzo chce kogoś mieć.
- Jeszcze nie poznałem. - odpowiada zdawkowo i kończy rozmowę.
I tak to wygląda za każdym razem, ale absolutnie nie mam do przyjaciela pretensji. 

  Wychodząc z toalety zauważył mój głupkowaty uśmiech na twarzy, nad którym nie umiałem zapanować.
- Co cię tak bawi?
- To, że ciebie mam. - gdy tylko to powiedziałem, zdałem sobie sprawę z dwuznaczności moich słów, na skutek których blade policzki Alana zabarwiły się na ciemnoróżowy kolor, więc szybko dodałem, klepiąc go w plecy - Oczywiście jako przyjaciela!
- No w to nie wątpię. - odpowiedział mi speszony przyjaciel, który najprawdopodobniej zapomniał w tym momencie jak się oddycha.
- Oj przestań. Stary, przecież wiesz, że ja do ciebie nigdy nic, więc nie masz co się martwić. - zapewniłem bruneta, który chyba jednak nie odnotował tego faktu, bo nie oglądając się na mnie udał się do pokoju, który remontowaliśmy.
  Chłopak spojrzał na sufit, który obiecałem pomalować przed jego przyjściem, a następnie swój wzrok skierował na mnie.
- Widzę, że dzisiaj nie próżnowałeś, tylko wziąłeś się ostro do roboty. - powiedział Alan z wyraźną dozą sarkazmu.
- Ermmm.. Miałem drobne.. komplikacje. - rzuciłem niepewnie, jednocześnie dziwiąc się skąd w przyjacielu takie pokłady ironii.
- Drobne? Nie zrobiłeś absolutnie nic! - chyba pierwszy raz od miesięcy lat się zdenerwował.
- Nie mogłem się skupić. - próbowałem się tłumaczyć.
- A no tak. Zapomniałem żeś zakochany.
- Ej, to nie tak! Nie jestem zakochany, ok? - po raz kolejny starałem się wybronić.
- Nie wnikam. A teraz do roboty szeregowy Skrzynecki.
- Tak jest kapitanie Turowicz!


                                                               ***************

  Gdy trzy czwarte pracy było za nami, a Nikiego nadal nie było, zdecydowanie zacząłem się martwić i irytować. W sumie to było coś pomiędzy. Blondyn nie dawał znaku życia, po mimo tego, że ponoć zawsze jest punktualny i słowny. Siedząc z Alanem  na podłodze pośród kurzu w połowie pomalowanym, słabo oświetlonym pokoju rozmyślałem o tym, dlaczego go nie ma ze mną. To znaczy z nami.
- Nikodem miał dzisiaj przyjść? - po dłuższej chwili ciszy odezwał się Alan, który najprawdopodobniej czytał mi w myślach.
- Miał. - odpowiedziałem zdawkowo.
- Coś nie tak? Pokłóciliście się? - zapytał ewidentnie zmartwiony Alan, ponieważ zawsze, gdy czymś się przejmuje jego brwi się przyciągają oraz minimalnie podnoszą i tak właśnie było tym razem.
- Raczej nie. Nawet nie mieliśmy kiedy, bo ciągle jesteśmy w trzech... - powiedziałem nieco rozżalony i za późno zdałem sobie sprawę z wydźwięku tych słów.
  Od razu na twarzy Alana pojawił się grymas bólu, który nieumiejętnie starał się zamaskować delikatnym, nerwowym uśmiechem.
- Kurczaki, fatalnie to zabrzmiało. -  wydawało mi się, że Alan nie słucha co do niego mówię, ponieważ uparcie wpatrywał się w czarne skarpetki. - Nie gniewaj się, proszę. Chodziło mi o to, że wiedziałbyś o jakiejkolwiek kłótni z Nikim, bo zawsze jesteś z nami. I nie mam o to najmniejszych pretensji. Ja wiem, że to może nie jest najbardziej komfortowa sytuacja, bo czasami to może wyglądać, że jesteś piątym kołem u wozu, ale wcale tak nie jest. Z Nikodemem nawet nie wiem czy coś mi wyjdzie. A z tobą już mi wyszło, wspaniała przyjaźń. I nie mam zamiaru wybierać między wami. Wiesz, że on jest dla mnie..
- Wiem i to szanuję. Dlatego nie chcę się wtrącać w to co jest między wami. To dla mnie też nie jest do końca komfortowa sytuacja, więc proszę cię, nie komplikuj. - powiedział spokojnie, po raz kolejny patrząc mi głęboko w oczy.
- Alan, obiecaj mi coś - powiedziałem lekko drżącym głosem - Jeżeli tylko będziesz czuć się jak przyzwoitka lub dostawka, to po pierwsze spuść mi na głowę kowadło - na te słowa brunet delikatnie się uśmiechnął i co najważniejsze, była to szczera reakcja - a po drugie po prostu mi o tym powiedz.
- Co do pierwszego to już kupuję kowadło na Allegro. - powiedział brunet, a ja na jego słowa zacząłem się śmiać.
- Ej, wiesz, ja tylko żartowałem z tym kowadłem.
- A ja nie.
  To był jeden z tych momentów, gdy nie umiałem rozróżnić u przyjaciela sarkazmu od prawdy. Turowicz to niekwestionowany mistrz sarkazmu, a jednocześnie i szczerości, dlatego czasami nie jestem w stanie odróżnić kiedy żartuje, a kiedy jest śmiertelnie poważny.
  Gdy już miałem poprosić go o pewną przysługę, na podłodze rozbrzmiał dźwięk telefonu sygnalizujący nową wiadomość. Od razu chwyciłem za komórkę i przeczytałem treść smsa.
Cześć, tu Nikodem. Niestety dzisiaj nie dam rady wpaść pomóc. Mam nadzieję, że nie będziesz zły.
  Byłem zły. Byłem zawiedziony. Postarałem się, przygotowałem dla niego obiad, a on napisał, że nie da rady przyjść. Poczułem ukłucie w sercu, jakby ktoś grał w rzutki, a ja byłbym tarczą i trafił idealnie w 50. Nie jestem najlepszym aktorem na świecie, więc Turowicz od razu zauważył, że coś ze mną nie gra.
- Nikodem? - wypowiedział tylko jedno słowo.
- Tak. - odpowiedziałem poirytowany całą sytuacją.
- Nie przyjdzie? - po raz kolejny brunet przeczytał mi w myślach, co stawało się powoli przerażające.
- Nie przyjdzie. - zrezygnowany przekręciłem głową. - Nie przyjdzie. Nie przyjdzie! - uderzyłem pięścią w podłogę.
- Olek, zachowujesz się jak piętnastolatka. Trochę nie przystoi, nie uważasz? - trafnie zauważył mój przyjaciel.
  Fakt, moje zachowanie było wtedy żałosne, ale ja sam jestem żałosny, więc się zgadza.
  Wstukałem szybko w klawiaturę.
Alan mnie nie zawiódł i razem dokończymy remont. W luj mi przykro. Myślałem, że jesteś inny. Myślałem, że mnie lubisz. Jednak się myliłem. Dzięki za pomoc. 
  Gdy miałem dotknąć przycisk wysłania, zaczęły targać mną wyrzuty sumienia. Może rzeczywiście stało się coś ważnego i po prostu nie dał rady przyjść. Szybko skasowałem wiadomość, dziękując w duchu, że zachowała się jakaś racjonalna cząstka we mnie.
- Masz może pomysł co ja mam mu odpisać? - zapytałem trochę desperacko przyjaciela.
  Na jego twarzy znowu pojawił się cień zmartwienia i skupienia. Tak jakby wiedział co ma odpowiedzieć, ale nie chciał tego zrobić.
- Napisz mu, że nic się nie stało. - powiedział szybko na jednym oddechu po czym westchnął. - I zapytaj się czy jutro przyjdzie.
  Za radą przyjaciela napisałem i wysłałem wiadomość.
Nie ma sprawy. Jakoś sobie poradzimy ;) Jutro wpadniesz? :D
  Po chwili zdałem sobie sprawę z gafy jaką popełniłem. Przecież przyjechała do niego przyjaciółka, więc cały weekend spędzi z nią. Głupio mi się zrobiło, że pomyślałem, iż zatrzymała go jakaś błahostka.
  Mój telefon znów rozbrzmiał. Byłem jednak pewien, że blondyn tłumaczy się przyjazdem Marty. W pełni go rozumiałem. W końcu to jedna z najważniejszych osób w jego życiu.
- Nie przeczytasz? - zapytał Alan.
- Domyślam się co napisał w odpowiedzi. - mówiąc do niego, chwyciłem telefon i przeczytałem na głos treść wiadomości. -  Szczerze to nie wiem, bo przyjaciółka do mnie przyjeżdża na weekend, - tak jak się spodziewałem, lecz niestety był jeszcze ciąg dalszy - A jeszcze umówiłem się z kolega z kierunku, więc nic nie obiecuje.

  Gdy to przeczytałem ogarnął mną ogromny smutek. Czułem się oszukany i wykorzystany, mimo że nie miałem do tego podstaw. Nikodem to przecież wolny człowiek i może umawiać się z kim chce. Ale poczucie zdrady było silniejsze ode mnie. Wzrok Alana także nie pomagał. Patrzył na mnie z politowaniem.
- Jak zwykle kurwa miałeś rację! - wykrzyknąłem do przyjaciela. - Zachowuje się jak jakaś pizda. Czekam na niego z obiadkiem podczas, gdy on umawia się z innymi. Pierdolę to wszystko. - mówiąc to wyszedłem z pokoju, nie oglądając się za siebie i trzasnąłem drzwiami.
  Nie powinienem wyżywać się na Alanie, ale w tamtym momencie wszystko było mi jedno. Poziom wkurwienia sięgnął zenitu. Wiedziałem, że za szybko chcę go mieć. Alan mówił mi, że może jeszcze nie jestem gotowy, że powinienem dać sobie jeszcze trochę czasu. I jak zwykle miał rację, a ja po raz kolejny zrobiłem z siebie idiotę. 
  Zamknąłem się w pokoju i włączyłem radio. I kurwa jak na złość musiało lecieć Jealous.


"I don’t like the way he’s looking at you
I’m starting to think you want him too
Am I crazy, have I lost ya?
Even though I know you love me, can’t help it

I turn my chin music up
And I’m puffing my chest
​I'm getting ready to face you
Can call me obsessed
It’s not your fault that they hover
I mean no disrespect
It’s my right to be hellish
I still get jealous"


  Nienawidziłem tego dnia coraz bardziej..

  Po chwili usłyszałem delikatne pukanie do drzwi.
- Olek, mogę? - powiedział mój przyjaciel i nie czekając na odpowiedź wszedł do środka - Słuchaj, to może nie tak jak myślisz. Wiem, że nie wygląda to najlepiej, ale pewnie istnieje jakieś logiczne wytłumaczenie. Może musi mu coś oddać albo zrobić wspólnie jakiś projekt. Nie zakładaj od razu, że to randka. - powiedział wyraźnie kładąc akcent na ostatnie zdanie Alan, próbując mnie uspokoić.
- Nie wiem. Naprawdę nie wiem. - przykucnąłem i schowałem twarz w dłoniach. - Ostatnim razem skończyło się to tragicznie. Teraz myślałem, że los dał mi drugą szansę. A jednak drugi raz się ze mnie nabija. Może to znak, że bycie z innym mężczyzną nie jest mi pisane. Związek z Anką nie dawał mi tego co z Ziołem. - mówiąc o tym zrobiłem większą pauzę, aby złapać oddech - Ale dawał mi poczucie bezpieczeństwa. A tego chyba najbardziej potrzebuje.
- Aleksandrze - powiedział Alan i wziął głęboki oddech, a po moim ciele przeszły ciarki. Za każdym razem, gdy się tak do mnie zwraca, wiem że jest śmiertelnie poważny i ma mi coś ważnego do powiedzenia. - Najważniejsze jest to, byś był sobą. Udawanie kogoś innego nie przyniesie nic dobrego. - odwrócił wzrok i spojrzał na okno za mną - To ty masz być szczęśliwy, a nie inni. Ja wiem, że może po tym co się stało, - znów spojrzał mi głęboko w oczy - nie jest łatwo ci zaufać, żyć dalej, zapomnieć. Ale bycie z kimś na siłę nie prowadzi do niczego dobrego. Dobrze o tym wiesz..
  Oczywiście, że dobrze o tym wiem. Gdybym znał granicę, wszystko byłoby dobrze, nic by się nie stało. Mógłbym żyć jak dawniej, moglibyśmy żyć jak dawniej..
- Daj telefon. - poprosił nieoczekiwanie przyjaciel.
- Co? Po co? - zdziwiłem się jego prośbą.
- Zaufaj mi, proszę. - powiedział poważnie Alan.
  Nie miałem powodów, żeby mu nie ufać, więc podałem mu swoją komórkę. Widziałem tylko jak chłopak wpisuje, krótki tekst i odkłada telefon na półkę.
- Co zrobiłeś?
- Napisałem do Nikodema.
- Co zrobiłeś?! - powtórzyłem, tym razem zdecydowanie głośniej, nie dowierzając własnym uszom.
- Tak, napisałem do niego. Nie, nawet nie próbuj go dotykać. - powiedział emanując spokojem, podczas gdy ja sięgałem po moją własność. - Chodź malować dalej. Wszystko jakoś się ułoży. Zobaczysz. - powiedział z nadzieją w głosie, a ja go posłuchałem.
  Jednak nadal byłem ciekawy co on takiego napisał. W końcu wysłał to jako ja. Jeżeli było to coś głupiego lub żenującego, obiecałem sobie, że to ja użyję tego kowadła.
-  A i jeszcze jedno - dodał wychodząc mój przyjaciel - Ja jutro też nie dam rady przyjść. Zróbmy sobie jeden, dwa dni przerwy. Zrelaksujesz się. Dobrze to tobie zrobi.
- W sumie to nie takie głupie. - odpowiedziałem zerkając przez bark na zamykające się drzwi. - Ale na pewno nie mogę zobaczyć co napisałeś?
- Na pewno. Nie marudź już, tylko bierzemy się do roboty. - przyjacielsko popchnął mnie w przód.

                                                               ***************


  Alan posiedział u mnie jeszcze trzy godziny. Przyznam, że tego dnia zrobiliśmy więcej niż we wszystkie inne razem wzięte. Wzięliśmy się ostro do pracy i efekty były bardzo zadowalające. Wszystkie ściany były pomalowane na lawendowy kolor, a biel sufitu była nieporównywalnie piękniejsza od poprzedniczki.
  Gdy tylko ode mnie wyszedł, jak dziki wbiegłem do mojego pokoju i chwyciłem za telefon. Ciekawość mnie zżerała od środka co on takiego napisał.
Wszedłem, więc w wiadomości i przeczytałem.
Ok. Baw się dobrze. ;)
- Tylko tyle? - zapytałem się sam siebie na głos. - Alan, mogłeś się bardziej postarać. To do ciebie niepodobne..



                                                                                                                                              

Witam wraz z 6 rozdziałem! :D
Jak widzicie na blogu nastąpiło parę zmian. Zmieniłem trochę szablon, aby był bardziej czytelny mam nadzieję, że się udało :P Zacząłem także edycję początkowych rozdziałów, tak aby stanowiły jedną całość. Jeżeli ktoś jest zainteresowany przeczytaniem nowej, uzupełnionej pewnymi informacjami wersji to zapraszam! :D
Co do Jealous
Postanowiłem opisać ten sam dzień co w poprzednim rozdziale, ale z perspektywy Olka. Taka nowość :P  W ten sposób chciałem przedstawić wam bliżej postaci najlepszych przyjaciół, Olka i Alana. Czy tylko przyjaciół? :O
 
Czuję nadchodzące spotkanie dwóch osób. Ale kto to może być? Jakieś pomysły? :D chyba będzie się działo
Czy Alan dobrze robi wtrącając się w relację dwóch facetów? Ponoć gdzie dwóch się bije, tam trzeci korzysta. W tym przypadku to czwarty skorzysta, ale nikt nic nie wie!
Mam nadzieję, że przed publikacją siódmego rozdziału zdążę edytować wszystko, tak aby całość współgrała :D
Do następnego!
Uros


EDIT: Z uwagi na zmianę sposobu narracji na pierwszoosobową początkowe rozdziały zostały edytowane i poprawione. Za wszelkie zmiany bardzo przepraszam, lecz były one konieczne, aby zachować jednolitość fabuły.


piątek, 3 lipca 2015

Lean on


Rozdział 5 - Lean on

16.03.2015 r.

                                          NIKODEM 

  Wytrzymałem już dwa wykłady, więc połowa za mną. Niesamowicie mi się nie chciało, ale myśl o tym, że nareszcie spotkam się z moją przyjaciółką pozwalała mi przetrwać te katusze. Tym razem na szczęście obyło się bez głupich wpadek z mojej strony. Tradycyjnie starałem się nie rzucać w oczu, ale tym razem to nie wychodziło tak dobrze jak kiedyś. Już przed pierwszymi zajęciami podeszła do mnie jakaś dziewczyna, której  imienia oczywiście nie zdążyłem zapamiętać. Chciała być miła, ale jej intencje były aż nadto widoczne. Podobna rozrywka spotkała mnie jeszcze 4 razy, ale za każdym razem odpowiadałem, że nie jestem zainteresowany dalszą rozmową, bo nie widzę w niej sensu i odchodziłem. Będę najgorszym pedagogiem na świecie. Maruda, zrzęda, niezdara, chodzące nieszczęście. Tak to cały ja. Nikodem Moniuszko-Borkowski.
  Gdy po piętnastej opuszczałem gmach uniwersytetu nie mogłem się  doczekać przyjazdu mojej przyjaciółki. Zapasy jedzenia zrobione, filmy ściągnięte, pokój przygotowany. Nic tylko czekać na moją piękną.
  Wracając do domu postanowiłem wstąpić do sklepu z prasą kupić sudoku oraz bilety tramwajowe, ponieważ ja mam kartę miejską, ale moja przyjaciółka nie mieszka w trójmieście, więc jej nie posiada. Ledwo wstąpiłem do jednej z sieciówek specjalizującej się w prasie już pożałowałem tego wyboru.
- Cześć Moniuszek! - usłyszałem głos, którego właściciel działa mi na nerwy.
- Witaj Dan. - odpowiedziałem szybko kierując się w stronę krzyżówek wymijając bruneta.
- Co za zbieg okoliczności, że jesteśmy się w tym samym sklepe. - entuzjazmował się chłopak.
- Bardzo. Absolutnie nie spodziewałem się spotkać kogoś w sklepie koło uniwersytetu. - odpowiedziałem mu z dużą dawką ironii, której najwyraźniej jej nie wyczuł.
- Co kupujesz? I w ogóle co u ciebie? Opowiadaj! - powiedział brunet, na co wytrzeszczyłem wzrok.
  Naprawdę nie pamiętam, żebym kiedykolwiek dał mu poznać, że jest moim znajomym, nawet tym wirtualnym, więc z jakiej racji mam mu cokolwiek mówić.
- Sudoku. Wybacz, ale nie mam zamiaru ci się zwierzać. Wczoraj potraktowałeś mnie jak nową osobę, która dopiero co się pojawiła, mimo, że jesteśmy na tym samym kierunku od kilku miesięcy, więc nie licz na przejawy jakiejkolwiek sympatii z mojej strony.
  O dziwo bardzo się tym zmieszał. Ale podświadomie chciałem tego. Ma wszystko co chce, więc jesteśmy z dwóch różnych światów. Od zawsze denerwowały mnie takie osoby i postanowiłem stronić od nich tak bardzo jak tylko się da.
- Przepraszam cię. - powiedział chłopak, a mnie wmurowało.
- Co? - zapytałem się zszokowany.
- Przepraszam cię za wczoraj. To nie miało tak wyglądać. - powtórzył brunet, a w jego oczach widziałem szczera skruchę.
  Nie wierzyłem w to co się przed chwilą stało. Pierwszy raz w życiu ktoś kto w hierarchii społecznej ma stanowisko boga przeprasza mnie za coś. Mnie, kogoś kto jest nikim, jednym z wielu. Dziwne, niespotykane i nowe dla mnie uczucie.
- Poczekaj. Pogadamy jak wyjdziemy. - powiedziałem brunetowi wyjmując portfel.
  Nie kupując biletów zapłaciłem za sudoku i opuściłem sklep. Zaraz za mną poszedł Dan.
- Dobra. Przeprosiłeś. Między nami okay. A teraz przepraszam, ale ja wracam do domu. Muszę się przygotować na przyjazd mojej przyjaciółki. - wytłumaczyłem.
- Kiedy przyjeżdża?
- Dzisiaj. Wspominałem wczoraj, że nie przyjdę na imprezę, ponieważ przyjaciółka przyjeżdża.
- A faktycznie. Sorry, znowu nie zatrybiłem. - roześmiał się Dan ukazując równe i białe zęby. - Ale może znajdziesz teraz czas na przeprosinową kawę?
- Przestań. Nie trzeba. Czekam na Martę. Poza tym masz pewnie plany. - starałem się grzecznie odmówić.
- O której ona przyjeżdża?
- O osiemnastej.
- Stary! Jest po piętnastej! Masz jeszcze ponad dwie godziny. - nie odpuszczał Dan - No chodź. Znam tutaj taką świetną kawiarnię. Ja stawiam.
  Te ostatnie dwa wyrazy mnie przekonały. Nic na to nie poradzę, że materialna bestia ze mnie.
- No dobra. Niech ci będzie. Prowadź.
  Szliśmy około pięciu minut podczas których Danowi nie zamykały się usta. Ciągle nawijał o tym, że nie chce być pedagogiem, ale ojciec mu karze, więc nie miał wyboru, na co ja tylko przytakiwałem. Miałem ochotę na ciepłą kawę, więc dla celów własnych zniosłem trajkot bruneta. 
  Kawiarnia do której mnie zaprowadził znajdowała się w rzędzie kolorowych kamienic. Ta w której znajduje się PoLatte jest w błękitnym budynku. Do wejścia prowadziło kilka schodków, a przed nimi gości witała tablica z nazwą kawiarni oraz tym co polecają. Wnętrze było bardzo przyjemne dla oka. Kremowe ściany kontrastowały błękitnymi obiciami foteli oraz zasłonkami. Nad każdym stolikiem wisiała też błękitna lampa. Dan wybrał stolik na uboczu pod ścianą. Gdy się rozsiedliśmy, zaraz podeszła do nas młoda dziewczyna ubrana w błękitny fartuszek.
- Witamy w PoLatte. Karty dla panów. - podała nam kelnerka Alicja, przynajmniej tak miała napisane na plakietce.
- Możesz coś nam polecić? - zapytał się Dan.
- Osobiście proponuję waniliowe latte. - poleciła uroczo uśmiechając się dziewczyna.
- To ja poproszę. - odpowiedział mój towarzysz, także się uśmiechając.
- A dla pana? - zapytała mnie już mniej uroczo.
- Frappe karmelowe. - zamówiłem, gdyż miałem ochotę na coś zimnego.
- To wszystko dla panów? - zapytała Alicja.
  Chłopak wymownie spojrzał na mnie, a ja skinął mu głową na znam aprobaty.
- Tak, to wszystko. Dziękujemy. - powiedział Dan do kelnerki, która zostawiła nam jedną kartę i poszła przekazać zamówienie.
  Siedząc i czekając na nasza napoje napisałem SMS do Olka.

Cześć, tu Nikodem. Niestety dzisiaj nie dam rady wpaść pomóc. Mam nadzieję, że nie będziesz zły.
  
  Po chwili kelnerka Alicja podała nam nasze kawy, przy okazji po raz kolejny uśmiechając się do Dana.
- To co u ciebie? - odezwał się Dan.
- Względnie dobrze jak na mnie. - odpowiedziałem z przekąsem.
- Słuchaj, a jak w ogóle skończyła się ta sprawa z Krzywym? - zapytał wyraźnie zaciekawiony.
- Muszę odpokutować robiąc referat z tamtego wykładu. - powiedziałem popijając moje frappe - Tylko najpierw muszę pożyczyć od kogoś notatki.
- Wiesz jak chcesz to mogę dać ci moje. - zaproponował chłopak.
  Nie spodziewałem się po nim tego. W sumie to chciałem pożyczyć notatki od takiej jednej dziewczyny, która zawsze ma wszystko przejrzyście zapisane, ale narzekać nie będę.
- Wielkie dzięki. Jeżeli nie będzie to dla ciebie problem to z chęcią pożyczę. - powiedziałem z częściową ulgą, że nie będę musiał szukać notatek u innych.
- Nie ma problemu. - powiedział i zaczął szukać w plecaku, lecz za chwilę teatralnie klepnął się w czoło. - Kurcze, bardzo cię przepraszam, ale zostawiłem je na biurku. -powiedział wyraźnie niepocieszony.
- Trudno. Nic się nie stało. - szybko mu odpowiedziałem.
- W sumie to mogę ci je podrzucić. - zaproponował Dan i napił się swojej kawy.
- Chce ci się specjalnie do mnie jechać? - zapytałem z ciekawością.
- No to możemy gdzieś się umówić na mieście. Tylko wpadnę podrzucić ci notki i znikam. Pasuje?
- Jasne. Pewnie.
- Dobra, to gdzie? - zapytał Dan wyjmując telefon.
- Planowałem jechać jutro z Martą na plażę, więc może tam byśmy się spotkali?
- Spoko. - zgodził się Dan i dodał. - Ale dopiero około siedemnastej, bo rano nie ma szans, żebym się wyrwał z domu.
- Rodzice cię nie wypuszczą? - zapytałem, delikatnie się śmiejąc.
- Powiedzmy. - rzucił chłodno w kierunku kubka, w który się zapatrzył.
  Zbiło mnie trochę z tropu, lecz do końca spotkania nadal rozmawialiśmy o naszym kierunku studiów. Nawet nie zauważyłem, gdy minęło czterdzieści minut. W obawie, że spóźnię po swoją przyjaciółkę, dopiłem szybko pyszne frappe.
- Ja się już będę zbierał. - powiedziałem do Dana. - Na pewno chcesz zapłacić? 
- No w końcu to ja ciebie wyciągnąłem, prawda? - mówiąc to mrugnął ostentacyjnie jednym okiem.
- Prawda, prawda. - odpowiedziałem trochę z przekąsem, wstając od stołu. - Dziękuje za kawę.
- Poczekaj dam ci swój numer, żebyśmy się zgadali co i jak z jutrem - powiedział i podał mi dziewięciocyfrowy ciąg, który wstukałem w klawiaturę telefonu. - Puść mi szczura.
  Zrobiłem tak jak prosił. Komórka chłopaka zaczęła wibrować, a z głośniczka usłyszałem refren Lean On


"Blow a kiss, fire a gun
We need someone to lean on
Blow a kiss, fire a gun
All we need is somebody to lean on"


- Dobra to dziękuje jeszcze raz i do zobaczenia jutro. - pożegnałem się z siedzącym brunetem.
- Paaa blondasku - odpowiedział mi na co zareagowałem udawanym poirytowaniem i wyszedłem z PoLatte. 
  Zacząłem chować telefon do kieszeni, gdy moja dłoń zaczęła wibrować. Spodziewałem się jakiegoś głupiego smsa od Dana albo wiadomości od Marty.

 Nie ma sprawy. Jakoś sobie poradzimy ;) Jutro wpadniesz? :D

  Zupełnie zapomniałem o Olku i remoncie. 

 Szczerze to nie wiem, bo przyjaciółka do mnie przyjeżdża na weekend, a jeszcze umówiłem się z kolega z kierunku, więc nic nie obiecuje.

  Trochę głupio mi się zrobiło, bo obiecałem pomóc, a znowu wymiguję się od pracy. Było to zupełnie nie w moim stylu. Nie chciałem, żeby pomyślał, że nie jestem słowny. Ale z drugiej strony potrzebuję tych notatek, a Marty zostawić samej nie mogę. Z rozważań wybił mnie sygnał telefonu.

  Ok. Baw się dobrze. ;) 

  Wiedziałem, że to się tak skończy. Obraził się na mnie i ma do tego powody. Będę musiał to jakoś odkręcić.



   
                                                               ***************



Na peronie byłem dziesięć minut przed czasem. Zwyczajowo wolę przyjść szybciej i poczekać chwilę na kogoś, niż miałbym się spóźnić. Stanąłem sobie w kącie nowo wyremontowanego peronu oczekując przyjazdu przyjaciółki. Oczywiście słuchałem też muzyki. Tym razem leciało Numb


"I'm tired of being what you want me to be
Feeling so faithless
Lost under the surface
I don't know what you're expecting of me
Put under the pressure
Of walking in your shoes

[Caught in the undertow, just caught in the undertow]
Every step that I take is another mistake to you
[Caught in the undertow, just caught in the undertow]

I've become so numb
I can't feel you there
I've become so tired
So much more aware
I'm becoming this
All I want to do
Is be more like me
And be less like you"


Zastanawiałem się jak udobruchać Olka. Nie znałem go długo, więc nie byłem pewien jak przekonać bruneta, że nie zrobiłem tego celowo. Skupiłem swój wzrok na przyjeżdżających i odjeżdżających pociągach. Ludzie wsiadają, wysiadają, nieustannie gdzieś się spieszą. Nie mają czasu dla siebie. Większość osób na peronie korzystała z tabletów i smartfonów, nawet gdy były z njmj osoby towarzyszące. Ten widok był dla mnie bardzo przykry. Sam nie mam wielu przyjaciół i bliskich mi osób, a ludzie tam siedzący mając obok drugiego człowieka, nie zauważają go. Nieumiejętność rozmawiania jest przerażająca. Sam nie jestem rozmowny, ale to z innego powodu.
  Pociąg z Krakowa przez Warszawę, Gdańsk, Sopot do Gdyni Głównej odjedzie z toru drugiego.
Udałem się, więc na drugi tor za głosem kobiety, która sympatycznie doprowadzała ludzi do bólu głowy. 
  Czekałem około dwóch minut, gdy nadjechało pendolino. Widziałem je pierwszy raz na żywo, więc z ciekawością patrzyłem na wielką maszynę. Nie interesuję się specjalnie pociągami, ale ten wyjątkowo zrobił na mnie wrażenie. Nie mogłem długo podziwiać wagonów, gdyż z jednego z nich biegła do mnie burza czarnych loków ciągnąc za sobą dwie walizki. Rzuciła się na mnie o mało mnie nie przewracając.
-Nikuś! Jak ja się za tobą stęskniłam! - krzyknęła mi do ucha przyjaciółka wprowadzając we mnie dwa razy w ciągu kilku sekund niepokój o własne życie.
- Ja za tobą też. 
  Przywitaniu nie było końca, ale w końcu się ode mnie odkleiła i wyjąłem z ust kilka jej czarnych włosów.
- Przyjechałaś na 3 dni a masz ze sobą dwie walizki? - zapytałem zdziwiony, podnosząc brwi.
- Oczywiście, że tak. W tej pięknej walizce po lewej mam ubrania, kosmetyki i jedzenie. A w tej drugiej, równie pięknej co jej siostra, mam rzeczy do malowania, rysowania i takie tam.
- Czekaj, czekaj. Brałaś ze sobą płótna? - zrobiłem wielkie oczy będąc zszokowany bagażem mojej przyjaciółki.
- No pewka. W pociągu nawet narysowałam dwa rysunki w szkicowniku, ale mój model wysiadł w Tczewie, więc nie skończyłam. - odpowiedziała Marta.
- Rysowałaś jakieś kolesia z przedziału? - byłem coraz bardziej zaskoczony Martą. Chociaż to do niej podobne.
- Si. Jeden normalny jak śpi w fotelu, a drugi jak śpi w fotelu, ale w formie aktu - powiedziała jakby była to najzwyczajniejsza rzecz na świecie.
-Marta. Jesteś nienormalna. - moje zażenowanie zachowaniem przyjaciółki rosło wraz z przekonaniem, że nie ma świecie drugiej takiej.
- Możliwe, ale gdybyś go zobaczył, sam byś się do niego przystawił. - mówiąc to szturchnęła mnie w bok i zamrugała oczami.
- Marta.. - spaliłem buraka.
- No co. To było silniejsze ode mnie. - zaczęła się śmiać i złapała mnie pod rękę.
  Idąc tak ludzie mogli brać nas za szczęśliwą parę. I rzeczywiście coś w tym było. Byliśmy szczęśliwa parą przyjaciół.
- Naprawdę był taki przystojny?
- No mówię ci! Brałbyś go, aż by ci się uszy trzęsły!



  
                                                               ***************




  Będąc w moim mieszkaniu przyjaciółka poszła się odświeżyć, a ja za to przygotowywałem dla nas kanapki. Sobie zrobiłem bułkę z sałatą i kiełkami brokuła, za to Marta jak na Martę przystało chciało z wędlinami. Gdy wyszła spod prysznica ubrana w przewiewną czarną sukienkę sięgnęła po kanapki.
- To opowiadaj Nikuś co u Ciebie.
- W sumie nic ciekawego. Zajęcia bardzo nudne. Potem Dan zaprosił mnie na kawę, więc poszliśmy.
- Ten twój sąsiad? - zapytała się wyraźnie zaciekawiona dziewczyna.
- Nie. Sąsiad to Olek. Dan to znajomy ze studiów. - wyjaśniłem przyjaciółce, a na jej twarzy pojawił się banan.
- O  J-A C-I-E! - wykrzyknęła Marta robiąc minę jak ryba i rzucając kanapkę na talerz. - Mój Nikuś ma dwóch adoratorów! Martusia jest dumna! Nareszcie dorastasz!
- Co?! Czekaj czekaj. Jakich dwóch? - odpowiedziałem prostując się jak porażony prądem.
- Ale ty jesteś głupiutki. Z tym Olkiem to oczywiste. Sam to widzisz prawda? 
- Możliwe, że Olek lubi mnie bardziej niż kolegę.
- Brawo Sherlocku. A teraz ten drugi. Który facet zaprasza innego faceta na kawę i jeszcze za niego płaci. Nikuś! Ogarniaj świat!
  Czułem się jakby spadło na mnie kowadło. No tak. To miało sens. Był dla mnie miły. Zaprosił mnie na kawę. I do tego jeszcze nieświadomie umówiliśmy się na jutro. 
- Ale ja jestem głupi. Nie zorientowałem się. I jeszcze umówiłem się z nim na jutro. I powiedziałem o tym Olkowi..
- Co zrobiłeś?! Czy ty zaczniesz kiedyś myśleć. Dostaniesz kiedyś Nobla w kategorii głupoty. Wiesz, że będziesz musiał kogoś wybrać? Absolutnie zabraniem ci grania na dwa fronty!
- Nie pocieszasz.. - powiedziałem rozżalony.
  Jak ja mogłem się nie zorientować.. Nigdy nie zrobiłbym specjalnie krzywdy Olkowi. Ale Dan przecież też nie zasłużył na takie traktowanie.. W co ja się wpakowałem..
- Najgorsze jest to, że przypadkowo, podświadomie wybrałem Dana. A on ma mi dać tylko notatki. 
- No to Nikuś masz problem. Ale w sumie to fajny problem. Już nie mogę się doczekać, aż się poznają.
- Nie, Marta. Oni nie mogą się poznać. Nigdy, przenigdy. Jutro wezmę od niego ten zeszyt i nie będę z nim rozmawiał. Potraktuję go jakbym nic nie wiedział i zostawię tę sprawę w martwym punkcie. Szybko mu przejdzie. Na pewno znajdzie sobie lepszy obiekt do adorowania.
- Nikuś..
- Ja naprawdę nikogo nie chcę. Jestem dużym chłopcem. Nie potrzebuję nikogo. Za pierwszym razem to skończyło się dla mnie tragicznie i nie chcę powtórki z rozrywki. Chociaż to nawet nie była rozrywka. I dopóki nie pojawił się Aleksander to wszystko szło po mojej myśli. Ale oczywiście musiało się spieprzyć. A ja przecież chciałem tylko studiować i żyć sobie spokojnie. Bez żadnych ekscesów. A na pewno nie w głowie mi romanse. Tym bardziej podwójne.
- Nikuuś..
- Ja naprawdę nie chcę, żeby się poznali. Dlaczego w ogóle znowu coś takiego musi mnie spotkać. Dostałem już przecież raz po dupie. I to dosłownie. Więc dlaczego znowu mam przez to przechodzić..
- Nikuuuś!
- Tak?
- Zrobisz mi jeszcze jedną kanapkę? Nie chcę ci przerywać, gdy się nakręcasz, ale tak mi smakowała, że chcę jeszcze jedną. - powiedziała, jakby nigdy nic brunetka.
- Nienawidzę cię wiesz. - powiedziałem idąc do kuchni.
- Tak, wiem, że to mnie kochasz kotenieńku...





                                                                                                                                             
Jest i piąteczka. Krótka, ponieważ nie miałem więcej czasu, a bardzo chciałem coś wstawić przed wyjazdem. Lipiec jak co roku jest dla mnie miesiącem z ograniczoną ilością internetu, więc notki będą pojawiać się bardzo nieregularnie :/ Tak samo jak czytanie waszych blogów, za co bardzo przepraszam :/ W sierpniu wracam do normalnego trybu życia :D

Marta ledwo co przyjechała i już wywróciła życie Nikodema do góry nogami biedny Nikoś.
No i zachowanie Dana. Czy jego intencje są szczere? Biedny Niko zawsze musi się w coś wpakować. Kogo wy byście wybrali na jego miejscu.? ^^ 
Tradycyjnie przepraszam za błędy i wszystkie niedociągnięcia.

Do następnego!
Uros