środa, 15 lipca 2015

Jealous


Rozdział 6 - Jealous
15.03.2015 r.


                                             OLEK



  Piątek miał być dla mnie świetnym dniem. I faktycznie zaczął się dość dobrze. Wstałem zwyczajowo po jedenastej. Obudziły mnie promienie słońca przepuszczone przez jasną roletę. Budzenie się w takiej atmosferze jest bardzo przyjemne. Rozejrzałem się po pokoju, w którym aktualnie mieszkałem. Był on przeznaczony specjalnie dla mnie. Babcia uznała, że skoro mieszka sama, to nie potrzebuje, aż tyle pokoi, więc jeden z nich został kilka lat temu odnowiony i czekał na moje coroczne przyjazdy. Z racji tego, że byłem wtedy dzieckiem, pokój ma niebieskie ściany i wykładzinę we wzór ulicy, która służyła mi za miejsce zabaw w deszczowe dni. W kącie stoi wielki kremowy miś z czerwonym sercem w łapach, na którym odznaczał się złoty napis Olek. Oczywiście, że mógłbym zmienić wystrój pokoju, ale przez te wszystkie lata przyzwyczajeniem się do niego i żal byłoby coś zmieniać. To miejsce przywołuje we mnie same najlepsze wspomnienia i chcę, żeby tak pozostało. Ehhh, sentymentalna bestia ze mnie.
  Zrobiłem szybkie śniadanie i przejrzałem aktualności z portali społecznościowych. Drużyna siatkarek z mojego rodzinnego miasta dostała się do półfinału krajowych rozgrywek. Przypomniało mi się, że jeszcze kilka miesięcy temu wraz z moim przyjacielem byliśmy w Klubie Kibica i jeździliśmy za drużyną w różne zakątki Polski i Europy. Rok temu dotarłem z nimi, aż do Omska i Zurychu. Teraz pozostały mi po tym tylko wspomnienia oraz pamiątki. W moim wrocławskim pokoju nad drzwiami wisi biało-zielony szalik z nazwą klubu. Liczę w duchu, że mimo wszystko, kiedyś jeszcze mi się przyda.
  Po skończeniu porannego rytuału zadzwoniłem do mamy zdać raport z prac. Po upewnieniu się, że wszystko w domu dobrze, wyszedłem na zakupy. Musiałem dokupić trochę prowiantu, bo ostatnio z Alanem i Nikim wyczerpaliśmy większość z zapasów mojej lodówki. Robiąc zakupy musiałem pamiętać o tym, że Alan jest wegetarianinem. Kiedyś odwiedził wraz z ojcem ubojnię świń i od tego czasu nie może zdzierżyć zapachu oraz widoku mięsa, bo od razu robi mu się nie dobrze. Po jego opowieściach, także chciałem zaprzestać jedzenia mięsa, lecz jestem mężczyzną z krwi i kości, więc nie wyobrażam sobie życia bez golonki czy kurczaka.
  Chciałem jakość odwdzięczyć się chłopakom za pomoc, więc postanowiłem zrobić spaghetti. Dla mnie i Nikiego zwyczajne, dla Alana wersję bez mięsa, z sosem serowym i brokułami.
  Nieskromnie mówiąc jestem bardzo dobrym kucharzem, czym zawsze imponowałem innym, a w szczególnie dziewczynom i mojemu przyjacielowi. Często zdarzało mi się przyrządzać posiłki na różnego rodzaju imprezy. Zawsze wszystkim smakowało, co przyjemnie łechtało moje ego.
  Oczywiście postanowiłem je przyrządzić, gdy chłopacy już przyjdą. Nie chciałem, żeby jedli zimny obiad. O ile z Alanem nie miałem kłopotów, bo miał przyjść około południa to Niki miał wpaść pomóc, gdy tylko skończy zajęcia, bo przyjaciółka go odwiedza. Swoją drogę bardzo zaczęło mi zależeć na tym, żeby ją poznać. Głupie, wiem, ale nic na to nie mogę poradzić. Oczywiście to nie zazdrość! To tak tylko z.. ciekawości. Niko sporo mi o niej opowiadał. Na przykład o tym, że jest bardzo urodziwą dziewczyną i dużo razem przeżyli. Moja chęć spotkania się z nią wzrastała z każdą minutą. To żenujące, ale chyba zacząłem się martwić o siebie. Poczułem, że moja pozycja numero uno w Trójmieście została poważnie zachwiana. A dokładniej mówiąc, zaczęła mi zagrażać. Najchętniej bym ją poznał, rozeznał się co do zamiarów względem Nikiego i odprowadził na najbliższy pociąg nie ważne gdzie, byle dalej od blondyna.
- Tak Olek. To jest właśnie myślenie typowego dwudziestojednoletniego mężczyzny. - powiedziałem zażenowany na głos.

                                                               ***************


  Malowanie sufitu w samotności okazało się niezwykle nudnym zajęciem. Czekanie na Alana jeszcze nudniejszym. Czekanie na jakiś sygnał od Nikiego najnudniejszym. Skumulowana nuda doprowadziła, że moje malowanie sufitu zamieniło się  kontemplowanie i podziwianie go. Niegdyś biała, a w chwili obecnej pożółkła farba okazała się nadzwyczaj ciekawa. Mało konstruktywne zajęcie, ale gdy się martwię, to mój poziom racjonalnego zachowania jest równy szczeniakowi. A martwiłem się i to dość mocno. Chciałem, żeby wszystko wypaliło. Żeby Niko przyszedł i żeby mu smakowało. No Alan oczywiście też, tak, ale nie ukrywałem przed sobą, że to nie brunet, po mimo całej naszej długoletniej znajomości, był tym dla którego tak bardzo się starałem. Alan zawsze był, jest i będzie świetnym przyjacielem, ale absolutnie nigdy nie rozpatrywałem go w kategorii coś więcej niż przyjaciel. Natomiast, gdy ujrzałem tego niskiego, bladego, chudego blondyna poczułem, że muszę pokazać się z najlepszej możliwej strony, czyli w moim przypadku zrobić z siebie totalnie skończonego idiotę. Na całe szczęście Niko chyba wtedy nie zorientował się jak bardzo i jak szybko zaczęło mi odbijać. Co innego później, gdy wszedł podczas mojej rozmowy z Alanem, na co ja prawie zareagowałem omdleniem z przerażenia, że podsłuchał coś czego nigdy nie powinien usłyszeć. Serce mi wtedy stanęło w gardle. Znamy się  przecież tylko kilka dni, ale jestem przekonany, że on też może lubić mnie trochę bardziej niż kolega, kolegę. Bardzo bym tego chciał. Cholera, dzięki niemu znowu się uśmiecham, znowu potrafię być szczęśliwy, znowu umiem być sobą. Brakowało mi mnie.
  Wpadłem w tamtym momencie na, jak mi się wydawało, genialny pomysł. Włączyłem na cały regulator Nazywam się niebo Natalii Przybysz i śpiewałem, a właściwie krzyczałem wraz z wokalistką.

"Wzięłam do ręki dziś moja rękę
Myślałam ze to za tobą tęsknie
Ale się okazało ze jednak nie
Tak bardzo brakowało mi mnie

Nazywam się niebo
Mam wszytko co trzeba
To ja jestem księżyc i słońce
Choć usta masz miękkie
I ciało gorące
Zasypiasz a ja dalej biegnę
Choć usta masz miękkie
I ciało gorące
Zasypiasz a ja dalej biegnę"


  W tamtym momencie bardzo tego potrzebowałem. Potwierdzenia w sobie samym, że to ja, Olek, jestem kowalem własnego losu. Że nareszcie nadszedł ten wyczekiwany od miesięcy moment, w którym mogę spokojnie spojrzeć w lustro i ujrzeć w nim prawdziwego mnie. Tego optymistycznego i uśmiechniętego drania. Sia miała rację - I'm never fully dress without my smile.
  Czas mijał, sufit nadal był niepomalowany, Nikodem się jeszcze nie odezwał. Za to Alan miał zaraz być, więc musiałem ruszyć moje seksowne cztery litery i przygotować sos do spaghetti. 
  Tak jak się spodziewałem ledwo co wstawiłem wodę w czajniku, do moich uszu dotarł dźwięk domofonu. Były to trzy szybkie sygnały, więc byłem pewien, że to mój przyjaciel. Odkąd tylko pamiętam, zawsze tak dzwonił do drzwi, co później stało się dużym ułatwieniem.
  Szybko przywitałem się z ubranym na brązowo brunetem i zaprosiłem go do kuchni.
- Mam dla ciebie niespodziankę. - zacząłem z radością - Pomagasz mi, a przecież nie musisz tego robić. Nie przerywaj! - zagroziłem, gdy tylko zauważyłem, że chłopak chce coś powiedzieć - Więc chociaż w jakimś stopniu postanowiłem się odwdzięczyć. Od dzisiaj do końca prac remontowych szef Olek Gessler, będzie robić dla was obiady. - powiedziałem z nieukrywanym entuzjazmem.
  Oczywiście mogłem zrobić coś bardziej wyszukanego niż domowe obiadki, ale uznałem, że po dniu ciężkiej pracy nie ma nic lepszego niż pożywny posiłek. Poza tym panuje opinia, że gotujący facet jest seksownym widokiem. Żyję nadzieją, że na innych mężczyzn też to działa
- Olek, nie musisz sprawiać sobie kłopotu. Przynajmniej jeżeli chodzi o mnie. - powiedział mój przyjaciel zerkając niepewnie na swoje nowe czarne buty. - Pomagam tobie dlatego, że jesteś moim przyjacielem, a nie dlatego, że oczekuję czegoś w zamian. - mówiąc to odlepił wzrok od sznurówek i spojrzał głęboko w moje oczy i dodał - Chociaż w sumie możesz coś dla mnie zrobić.
- Jasne. Co takiego? - zapytałem lekko zaciekawiony o co może mu chodzić.
- Mogę skorzystać z toalety, bo w domu nie zdążyłem. - powiedział speszony brunet.
- Ale ty głupi jesteś. Przecież wiesz, że nie musisz się pytać o takie głupoty. - dodałem uśmiechając się szczerze do przyjaciela.
- Tego wymagają dobre maniery, więc zapytałem. - zręcznie się wymigał.
- Właź i nie pierdol głupot draniu. - wesoło wykrzyknąłem wpychając ludzkie drzewo do toalety.

  Alan to niezwykły chłopak. Jest on niewątpliwie najbardziej upartą osobą jaką znam. Nawet bardziej niż ja. Na pierwszy rzut oka sprawiał wrażenie kogoś nieśmiałego, który po mimo swojego potężnego wzrostu, woli skryć się w kącie z książką fantasy lub konsolą do gry niż być na świeczniku. I taki rzeczywiście był. Jednak gdybym miał go opisać jednym słowem, byłoby to serce. Jest to człowiek odznaczający się niesamowitą miłością do ludzi, zwierząt, roślin. Nigdy nie widziałem, żeby zabił chociażby upierdliwego komara. W wolnych chwilach jest wolontariuszem w ZOO, gdzie zajmuje się mini zagrodą dla kóz, młodych antylop i królików, z którymi dzieci się bawią i karmią je. Bierze też udział w różnych akcjach jak na przykład maratony, podczas których podaje między innymi wodę uczestnikom biegu, czy odwiedza samotne osoby w domach starości. Ten niepozorny drągal większość pieniędzy, które dostaje od ojca przeznacza na akcje charytatywne. Marzy o tym, by zostać lekarzem, ponieważ w ten sposób także będzie mógł pomagać potrzebującym. Idealny materiał na przyjaciela, dlatego niezmiernie się cieszę, że trafiliśmy ns siebie. Jedyny problem jaki ma, to poznawanie osób, dlatego bardzo zdziwiłem się, że tak szybko odnalazł nić porozumienia z Nikim. Nawet z dziewczynami ma problem, dlatego gdy pytam go o jakąś, nasza rozmowa wygląda następująco:
- Ty, a co sądzisz o tej brunetce koło fontanny? - zapytałem patrząc na zgrabną dziewczynę, której kruczoczarne włosy subtelnie powiewały na wietrze.
- Nie. To nie jest mój ideał. - zaraz mi odpowiada, nawet nie zerkając na dziewczynę z naprzeciwka.
- To jaki jest ten twój ideał? - pytam drążąc temat. Wiem, że może się do tego nie przyzna, ale bardzo chce kogoś mieć.
- Jeszcze nie poznałem. - odpowiada zdawkowo i kończy rozmowę.
I tak to wygląda za każdym razem, ale absolutnie nie mam do przyjaciela pretensji. 

  Wychodząc z toalety zauważył mój głupkowaty uśmiech na twarzy, nad którym nie umiałem zapanować.
- Co cię tak bawi?
- To, że ciebie mam. - gdy tylko to powiedziałem, zdałem sobie sprawę z dwuznaczności moich słów, na skutek których blade policzki Alana zabarwiły się na ciemnoróżowy kolor, więc szybko dodałem, klepiąc go w plecy - Oczywiście jako przyjaciela!
- No w to nie wątpię. - odpowiedział mi speszony przyjaciel, który najprawdopodobniej zapomniał w tym momencie jak się oddycha.
- Oj przestań. Stary, przecież wiesz, że ja do ciebie nigdy nic, więc nie masz co się martwić. - zapewniłem bruneta, który chyba jednak nie odnotował tego faktu, bo nie oglądając się na mnie udał się do pokoju, który remontowaliśmy.
  Chłopak spojrzał na sufit, który obiecałem pomalować przed jego przyjściem, a następnie swój wzrok skierował na mnie.
- Widzę, że dzisiaj nie próżnowałeś, tylko wziąłeś się ostro do roboty. - powiedział Alan z wyraźną dozą sarkazmu.
- Ermmm.. Miałem drobne.. komplikacje. - rzuciłem niepewnie, jednocześnie dziwiąc się skąd w przyjacielu takie pokłady ironii.
- Drobne? Nie zrobiłeś absolutnie nic! - chyba pierwszy raz od miesięcy lat się zdenerwował.
- Nie mogłem się skupić. - próbowałem się tłumaczyć.
- A no tak. Zapomniałem żeś zakochany.
- Ej, to nie tak! Nie jestem zakochany, ok? - po raz kolejny starałem się wybronić.
- Nie wnikam. A teraz do roboty szeregowy Skrzynecki.
- Tak jest kapitanie Turowicz!


                                                               ***************

  Gdy trzy czwarte pracy było za nami, a Nikiego nadal nie było, zdecydowanie zacząłem się martwić i irytować. W sumie to było coś pomiędzy. Blondyn nie dawał znaku życia, po mimo tego, że ponoć zawsze jest punktualny i słowny. Siedząc z Alanem  na podłodze pośród kurzu w połowie pomalowanym, słabo oświetlonym pokoju rozmyślałem o tym, dlaczego go nie ma ze mną. To znaczy z nami.
- Nikodem miał dzisiaj przyjść? - po dłuższej chwili ciszy odezwał się Alan, który najprawdopodobniej czytał mi w myślach.
- Miał. - odpowiedziałem zdawkowo.
- Coś nie tak? Pokłóciliście się? - zapytał ewidentnie zmartwiony Alan, ponieważ zawsze, gdy czymś się przejmuje jego brwi się przyciągają oraz minimalnie podnoszą i tak właśnie było tym razem.
- Raczej nie. Nawet nie mieliśmy kiedy, bo ciągle jesteśmy w trzech... - powiedziałem nieco rozżalony i za późno zdałem sobie sprawę z wydźwięku tych słów.
  Od razu na twarzy Alana pojawił się grymas bólu, który nieumiejętnie starał się zamaskować delikatnym, nerwowym uśmiechem.
- Kurczaki, fatalnie to zabrzmiało. -  wydawało mi się, że Alan nie słucha co do niego mówię, ponieważ uparcie wpatrywał się w czarne skarpetki. - Nie gniewaj się, proszę. Chodziło mi o to, że wiedziałbyś o jakiejkolwiek kłótni z Nikim, bo zawsze jesteś z nami. I nie mam o to najmniejszych pretensji. Ja wiem, że to może nie jest najbardziej komfortowa sytuacja, bo czasami to może wyglądać, że jesteś piątym kołem u wozu, ale wcale tak nie jest. Z Nikodemem nawet nie wiem czy coś mi wyjdzie. A z tobą już mi wyszło, wspaniała przyjaźń. I nie mam zamiaru wybierać między wami. Wiesz, że on jest dla mnie..
- Wiem i to szanuję. Dlatego nie chcę się wtrącać w to co jest między wami. To dla mnie też nie jest do końca komfortowa sytuacja, więc proszę cię, nie komplikuj. - powiedział spokojnie, po raz kolejny patrząc mi głęboko w oczy.
- Alan, obiecaj mi coś - powiedziałem lekko drżącym głosem - Jeżeli tylko będziesz czuć się jak przyzwoitka lub dostawka, to po pierwsze spuść mi na głowę kowadło - na te słowa brunet delikatnie się uśmiechnął i co najważniejsze, była to szczera reakcja - a po drugie po prostu mi o tym powiedz.
- Co do pierwszego to już kupuję kowadło na Allegro. - powiedział brunet, a ja na jego słowa zacząłem się śmiać.
- Ej, wiesz, ja tylko żartowałem z tym kowadłem.
- A ja nie.
  To był jeden z tych momentów, gdy nie umiałem rozróżnić u przyjaciela sarkazmu od prawdy. Turowicz to niekwestionowany mistrz sarkazmu, a jednocześnie i szczerości, dlatego czasami nie jestem w stanie odróżnić kiedy żartuje, a kiedy jest śmiertelnie poważny.
  Gdy już miałem poprosić go o pewną przysługę, na podłodze rozbrzmiał dźwięk telefonu sygnalizujący nową wiadomość. Od razu chwyciłem za komórkę i przeczytałem treść smsa.
Cześć, tu Nikodem. Niestety dzisiaj nie dam rady wpaść pomóc. Mam nadzieję, że nie będziesz zły.
  Byłem zły. Byłem zawiedziony. Postarałem się, przygotowałem dla niego obiad, a on napisał, że nie da rady przyjść. Poczułem ukłucie w sercu, jakby ktoś grał w rzutki, a ja byłbym tarczą i trafił idealnie w 50. Nie jestem najlepszym aktorem na świecie, więc Turowicz od razu zauważył, że coś ze mną nie gra.
- Nikodem? - wypowiedział tylko jedno słowo.
- Tak. - odpowiedziałem poirytowany całą sytuacją.
- Nie przyjdzie? - po raz kolejny brunet przeczytał mi w myślach, co stawało się powoli przerażające.
- Nie przyjdzie. - zrezygnowany przekręciłem głową. - Nie przyjdzie. Nie przyjdzie! - uderzyłem pięścią w podłogę.
- Olek, zachowujesz się jak piętnastolatka. Trochę nie przystoi, nie uważasz? - trafnie zauważył mój przyjaciel.
  Fakt, moje zachowanie było wtedy żałosne, ale ja sam jestem żałosny, więc się zgadza.
  Wstukałem szybko w klawiaturę.
Alan mnie nie zawiódł i razem dokończymy remont. W luj mi przykro. Myślałem, że jesteś inny. Myślałem, że mnie lubisz. Jednak się myliłem. Dzięki za pomoc. 
  Gdy miałem dotknąć przycisk wysłania, zaczęły targać mną wyrzuty sumienia. Może rzeczywiście stało się coś ważnego i po prostu nie dał rady przyjść. Szybko skasowałem wiadomość, dziękując w duchu, że zachowała się jakaś racjonalna cząstka we mnie.
- Masz może pomysł co ja mam mu odpisać? - zapytałem trochę desperacko przyjaciela.
  Na jego twarzy znowu pojawił się cień zmartwienia i skupienia. Tak jakby wiedział co ma odpowiedzieć, ale nie chciał tego zrobić.
- Napisz mu, że nic się nie stało. - powiedział szybko na jednym oddechu po czym westchnął. - I zapytaj się czy jutro przyjdzie.
  Za radą przyjaciela napisałem i wysłałem wiadomość.
Nie ma sprawy. Jakoś sobie poradzimy ;) Jutro wpadniesz? :D
  Po chwili zdałem sobie sprawę z gafy jaką popełniłem. Przecież przyjechała do niego przyjaciółka, więc cały weekend spędzi z nią. Głupio mi się zrobiło, że pomyślałem, iż zatrzymała go jakaś błahostka.
  Mój telefon znów rozbrzmiał. Byłem jednak pewien, że blondyn tłumaczy się przyjazdem Marty. W pełni go rozumiałem. W końcu to jedna z najważniejszych osób w jego życiu.
- Nie przeczytasz? - zapytał Alan.
- Domyślam się co napisał w odpowiedzi. - mówiąc do niego, chwyciłem telefon i przeczytałem na głos treść wiadomości. -  Szczerze to nie wiem, bo przyjaciółka do mnie przyjeżdża na weekend, - tak jak się spodziewałem, lecz niestety był jeszcze ciąg dalszy - A jeszcze umówiłem się z kolega z kierunku, więc nic nie obiecuje.

  Gdy to przeczytałem ogarnął mną ogromny smutek. Czułem się oszukany i wykorzystany, mimo że nie miałem do tego podstaw. Nikodem to przecież wolny człowiek i może umawiać się z kim chce. Ale poczucie zdrady było silniejsze ode mnie. Wzrok Alana także nie pomagał. Patrzył na mnie z politowaniem.
- Jak zwykle kurwa miałeś rację! - wykrzyknąłem do przyjaciela. - Zachowuje się jak jakaś pizda. Czekam na niego z obiadkiem podczas, gdy on umawia się z innymi. Pierdolę to wszystko. - mówiąc to wyszedłem z pokoju, nie oglądając się za siebie i trzasnąłem drzwiami.
  Nie powinienem wyżywać się na Alanie, ale w tamtym momencie wszystko było mi jedno. Poziom wkurwienia sięgnął zenitu. Wiedziałem, że za szybko chcę go mieć. Alan mówił mi, że może jeszcze nie jestem gotowy, że powinienem dać sobie jeszcze trochę czasu. I jak zwykle miał rację, a ja po raz kolejny zrobiłem z siebie idiotę. 
  Zamknąłem się w pokoju i włączyłem radio. I kurwa jak na złość musiało lecieć Jealous.


"I don’t like the way he’s looking at you
I’m starting to think you want him too
Am I crazy, have I lost ya?
Even though I know you love me, can’t help it

I turn my chin music up
And I’m puffing my chest
​I'm getting ready to face you
Can call me obsessed
It’s not your fault that they hover
I mean no disrespect
It’s my right to be hellish
I still get jealous"


  Nienawidziłem tego dnia coraz bardziej..

  Po chwili usłyszałem delikatne pukanie do drzwi.
- Olek, mogę? - powiedział mój przyjaciel i nie czekając na odpowiedź wszedł do środka - Słuchaj, to może nie tak jak myślisz. Wiem, że nie wygląda to najlepiej, ale pewnie istnieje jakieś logiczne wytłumaczenie. Może musi mu coś oddać albo zrobić wspólnie jakiś projekt. Nie zakładaj od razu, że to randka. - powiedział wyraźnie kładąc akcent na ostatnie zdanie Alan, próbując mnie uspokoić.
- Nie wiem. Naprawdę nie wiem. - przykucnąłem i schowałem twarz w dłoniach. - Ostatnim razem skończyło się to tragicznie. Teraz myślałem, że los dał mi drugą szansę. A jednak drugi raz się ze mnie nabija. Może to znak, że bycie z innym mężczyzną nie jest mi pisane. Związek z Anką nie dawał mi tego co z Ziołem. - mówiąc o tym zrobiłem większą pauzę, aby złapać oddech - Ale dawał mi poczucie bezpieczeństwa. A tego chyba najbardziej potrzebuje.
- Aleksandrze - powiedział Alan i wziął głęboki oddech, a po moim ciele przeszły ciarki. Za każdym razem, gdy się tak do mnie zwraca, wiem że jest śmiertelnie poważny i ma mi coś ważnego do powiedzenia. - Najważniejsze jest to, byś był sobą. Udawanie kogoś innego nie przyniesie nic dobrego. - odwrócił wzrok i spojrzał na okno za mną - To ty masz być szczęśliwy, a nie inni. Ja wiem, że może po tym co się stało, - znów spojrzał mi głęboko w oczy - nie jest łatwo ci zaufać, żyć dalej, zapomnieć. Ale bycie z kimś na siłę nie prowadzi do niczego dobrego. Dobrze o tym wiesz..
  Oczywiście, że dobrze o tym wiem. Gdybym znał granicę, wszystko byłoby dobrze, nic by się nie stało. Mógłbym żyć jak dawniej, moglibyśmy żyć jak dawniej..
- Daj telefon. - poprosił nieoczekiwanie przyjaciel.
- Co? Po co? - zdziwiłem się jego prośbą.
- Zaufaj mi, proszę. - powiedział poważnie Alan.
  Nie miałem powodów, żeby mu nie ufać, więc podałem mu swoją komórkę. Widziałem tylko jak chłopak wpisuje, krótki tekst i odkłada telefon na półkę.
- Co zrobiłeś?
- Napisałem do Nikodema.
- Co zrobiłeś?! - powtórzyłem, tym razem zdecydowanie głośniej, nie dowierzając własnym uszom.
- Tak, napisałem do niego. Nie, nawet nie próbuj go dotykać. - powiedział emanując spokojem, podczas gdy ja sięgałem po moją własność. - Chodź malować dalej. Wszystko jakoś się ułoży. Zobaczysz. - powiedział z nadzieją w głosie, a ja go posłuchałem.
  Jednak nadal byłem ciekawy co on takiego napisał. W końcu wysłał to jako ja. Jeżeli było to coś głupiego lub żenującego, obiecałem sobie, że to ja użyję tego kowadła.
-  A i jeszcze jedno - dodał wychodząc mój przyjaciel - Ja jutro też nie dam rady przyjść. Zróbmy sobie jeden, dwa dni przerwy. Zrelaksujesz się. Dobrze to tobie zrobi.
- W sumie to nie takie głupie. - odpowiedziałem zerkając przez bark na zamykające się drzwi. - Ale na pewno nie mogę zobaczyć co napisałeś?
- Na pewno. Nie marudź już, tylko bierzemy się do roboty. - przyjacielsko popchnął mnie w przód.

                                                               ***************


  Alan posiedział u mnie jeszcze trzy godziny. Przyznam, że tego dnia zrobiliśmy więcej niż we wszystkie inne razem wzięte. Wzięliśmy się ostro do pracy i efekty były bardzo zadowalające. Wszystkie ściany były pomalowane na lawendowy kolor, a biel sufitu była nieporównywalnie piękniejsza od poprzedniczki.
  Gdy tylko ode mnie wyszedł, jak dziki wbiegłem do mojego pokoju i chwyciłem za telefon. Ciekawość mnie zżerała od środka co on takiego napisał.
Wszedłem, więc w wiadomości i przeczytałem.
Ok. Baw się dobrze. ;)
- Tylko tyle? - zapytałem się sam siebie na głos. - Alan, mogłeś się bardziej postarać. To do ciebie niepodobne..



                                                                                                                                              

Witam wraz z 6 rozdziałem! :D
Jak widzicie na blogu nastąpiło parę zmian. Zmieniłem trochę szablon, aby był bardziej czytelny mam nadzieję, że się udało :P Zacząłem także edycję początkowych rozdziałów, tak aby stanowiły jedną całość. Jeżeli ktoś jest zainteresowany przeczytaniem nowej, uzupełnionej pewnymi informacjami wersji to zapraszam! :D
Co do Jealous
Postanowiłem opisać ten sam dzień co w poprzednim rozdziale, ale z perspektywy Olka. Taka nowość :P  W ten sposób chciałem przedstawić wam bliżej postaci najlepszych przyjaciół, Olka i Alana. Czy tylko przyjaciół? :O
 
Czuję nadchodzące spotkanie dwóch osób. Ale kto to może być? Jakieś pomysły? :D chyba będzie się działo
Czy Alan dobrze robi wtrącając się w relację dwóch facetów? Ponoć gdzie dwóch się bije, tam trzeci korzysta. W tym przypadku to czwarty skorzysta, ale nikt nic nie wie!
Mam nadzieję, że przed publikacją siódmego rozdziału zdążę edytować wszystko, tak aby całość współgrała :D
Do następnego!
Uros


EDIT: Z uwagi na zmianę sposobu narracji na pierwszoosobową początkowe rozdziały zostały edytowane i poprawione. Za wszelkie zmiany bardzo przepraszam, lecz były one konieczne, aby zachować jednolitość fabuły.


1 komentarz:

  1. Witam,
    rozdział fantastyczny, Olek jest zakochany w Nikodemie, zrobił specjalnie obiadek, a ten nie przyszedł buuuu.....
    Dużo weny życzę Tobie...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń