sobota, 15 sierpnia 2015

Miłość rośnie wokół nas

Rozdział 8 - Miłość rośnie wokół nas 
16.03.2015 r.



                                          NIKODEM 

  Myślałem, że spalę się ze wstydu. Dan naparł na mnie na środku chodnika, nie pozostawiając mi wyboru. Pocałunek był bardzo agresywny. Czułem słony posmak na jego ustach spowodowany niedawnym pływaniem w morzu. Chciałem się wyrwać z uścisku, ale nie byłem w stanie się ruszyć. Było dokładnie tak jak z Szymonem.. Pocałunek Orłowskiego doszczętnie mnie sparaliżował. Dan zrobił ze mną to samo.
  Gdy poczułem jego język rozpychający się między naszymi połączonymi wargami, odzyskałem zdolność trzeźwego myślenia. Natychmiast odepchnąłem bruneta, który zdezorientowany moim zachowaniem, lekko się zachwiał. Patrzyłem na niego ze złością. Brzydziłem się go, tego co zrobił. Pierwszy raz w życiu miałem ochotę kogoś uderzyć. Najpewniej zrobiłbym to, gdybym nie usłyszał za sobą głośnego "Pedały!". Odwróciłem się i niestety wokół nas było kilka osób z obrzydzeniem zmieszanym z ciekawością patrzyły na scenę, którą przed chwilą odegraliśmy. Miałem ochotę go za to zabić. Jeżeli widział to ktoś z uczelni to po mnie.
  Podniosłem z ziemi swój plecak i szybkim krokiem ruszyłem w kierunku plaży. Poczułem na sobie wzrok mijających mnie ludzi. Byłem przekonany, że moje poliki pokryły się purpurą. Chciałem jak najszybciej zniknąć z tego miejsca, ale musiałem znaleźć jeszcze Martę. Po chwili zauważyłem ją z daleka z jakimś chłopakiem stojącą przy jednej z ławek. Zmrużyłem oczy, aby mu się przyjrzeć i zamarłem. Nie wierzyłem w swojego pecha. Liczyłem, że limit nieszczęść na ten dzień został wyczerpany. Ale nie, bo to musiał  być on. W całym trójmieście są tysiące osób, a ona trafiła akurat na niego. Podszedłem do nich powolnym krokiem, zażenowany całą sytuacją, mając resztkę nadziei na to, że nie widzieli tej scenki przed chwilą. Nie zdążyłem się do nich zbliżyć, gdy przerwał mi głos dziewczyny.
- Niko, oszalałeś! Całować się z tym kolesiem na środku chodnika! - wykrzyknęła zszokowana moim zachowaniem brunetka.
- To nie tak.. - zacząłem, podchodząc do niej.
- A jak? - zapytała rozkładając ręce.
- Zaskoczył mnie.. Nie chciałem tego.. - starałem się racjonalnie wytłumaczyć, to co przed chwilą zaszło.
- Wyszło dość.. powiedziałabym, że odważnie.
- Zabiję go, jeżeli gdzieś go spotkam. - odparłem z irytacją.
- A co z Ol.. - nie dokończyła, bo panicznie zacząłem machać rękoma. 
- Z olejkiem do opalania? Nie, nie mogłem znaleźć. Kupię go na jednym ze stoisk. - skłamałem, czując, że czerwienię się na twarzy.
  Byłem mocno wkurzony i przerażony całą sytuacją. Najwyraźniej chłopak jeszcze nie przedstawił się Marcie, więc nie skojarzyła kim on jest. Spojrzałem ukosem na szatyna. Na jego twarzy malowało się zażenowanie. Widział przed chwilą scenę, która nigdy nie miała się wydarzyć. 
- Marta, wracamy do domu. Mam jeszcze mnóstwo rzeczy do zrobienia. - powiedziałem ignorując chłopaka.
  Nie chciałem tego robić, bo naprawdę go lubiłem, ale nie mogłem pozwolić na to, by dłużej z nami przebywał. Marta mogła powiedzieć coś, czego później bardzo bym żałował. Będę musiał się z nim jakoś skontaktować, ale to dopiero po wyjeździe Marty.
- Przepraszam cię bardzo, ale mój przyjaciel ma rację. Musimy już wracać. - dziewczyna uśmiechnęła się przepraszająco do szatyna. - To powiesz w końcu jak się nazywasz? 
- Alan - odpowiedział chłopak, lecz przyjaciółka nie zorientowała się z kim rozmawia, więc odetchnąłem z ulgą.
- To do zobaczenia! - pomachała do chłopaka Marta. - I jeszcze raz przepraszam za szkody.
- Nic się nie stało. Żegnaj Marto. Do zobaczenia Nikodemie. - powiedział Alan wpatrując się we mnie.
- Cześć. - odpowiedziałem pospiesznie i pociągnąłem za sobą Martę.
  Gdy przeszliśmy kilka metrów znikając mu z pola widzenia, Marta wyrwała mi się z ręki i spojrzała na mnie miną żądającą natychmiastowych wyjaśnień.
- To teraz łaskawie mi wyjaśnij o co przed chwilą chodziło. - powiedziała zakładając ręce na piersiach. - Przez ciebie nie wzięłam numeru od tego słodkiego chłopaka. Nawet nie wiem kim on jest!
- Ja go znam.. - odpowiedziałem speszony.
- O to całe szczęście, że go znasz. Dawaj numer! - mówiąc zaczęła szperać w swojej czarnej torebce. - Ej czekaj, czekaj. On wie, że ty jesteś no.. wiesz.
- Nie wiedział, ale teraz pewnie już wie. - nadąsałem usta. - To Alan, przyjaciel Olka.. - powiedziałem dziewczynie zrezygnowany.
- O kurwa.. - cicho przeklęła przyjaciółka. - Czemu nic nie mówiłeś?! 
- No dałem ci znak, że nie masz wspominać o Olku.
- A skąd ja to miałam wiedzieć! Wyjechałeś z jakimś olejem. Z drugiej strony punkt za kreatywność.
- Teraz to i tak bez znaczenia. - zmrużyłem oczy wpatrując się w purpurowe płyty chodnikowe.
- I co teraz z Olkiem? I co z Danem? I masz numer do tego Alana? Dobra dupeczka z niego.
- Nie mam pojęcia, nie wiem i nie mam. 
  Naprawdę nie wiedziałem co mam zrobić. Jeżeli Alan powie coś Olkowi, to nieodwracalnie stracimy szansę na cokolwiek. Muszę uprzedzić Alana.
  I w tym momencie poczułem wibracje w kieszeni, wywołane dzwoniącym telefonem. Wyjąłem ze spodni telefon i chciałem instynktownie odrzucić połączenie, lecz zauważyłem, że na wyświetlaczu widniał napis OLEK.
- O nie nie nie nie.. - wydukałem zdenerwowany.
- Co jest? - zapytała Marta, a ja pokazałem jej telefon. - Ten to ma wyczucie czasu.
- Nie chcę z nim teraz rozmawiać.
- Mięczak z ciebie. Ja to załatwię. - powiedziała i wyrwała mi telefon, po mimo moich błagalnych sprzeciwów, a następnie odebrała połączenie.


                                     MARTA


- Halo, Nikodem? - usłyszałam męski głos.
- Nikosia nie ma. 
- Aaa.. - mój rozmówca wziął głęboki wdech. - A z kim rozmawiam.
- Masz przyjemność rozmawiać z najseksowniejszą bestią jaka kiedykolwiek chodziła po polskiej ziemii. - odpowiedziałam szczerze z pełnym przekonaniem, ale najwyraźniej chłopak, który dzwonił nie zrozumiał co mówiłam, więc zastosowałam drugą opcję przywitania się. - Marta jestem.
- Marta? Przyjaciółka Nikodema? - powiedział zdziwiony chłopak.
- Dokładnie złociutki. We własnej osobie.
- Ja jestem Olek. Jego..
- Oj dobrze wiem kim jesteś. Niki dużo mi o tobie opowiedział. - powiedziałam i puściłam buziaka w kierunku Nikosia, który ukrył twarz w dłoniach.
- Ermm.. To miłe.. - powiedział wyraźnie speszony chłopak. - Powiesz mi gdzie jest Nikodem? 
- Jesteśmy na plaży, a Niki poszedł do publicznej toalety, bo pocisnęło go po gofrach. Biedny Nikoś nie wie, że nie wolno popijać wodą bitej śmietany. - opowiedziałam zmyśloną historię z trudem powstrzymując śmiech widząc coraz bardziej zażenowanego przyjaciela.
- Biedny.. - powiedział z wyraźną troską w głosie. - Słuchaj, mogłabyś mu przekazać, żeby do mnie oddzwonił, bo chciałbym się dzisiaj z nim spotkać.
- Mam lepszy pomysł. Może to ty do nas wpadniesz? Obejrzymy jakiś film czy coś. - zaproponowałam Olkowi.
- Ja? Do was? - zapytał zdezorientowany propozycją chłopak.
- No pewnie. Nie po to tłukłam się jak ostatnia idiotka z Wawki do was, żeby teraz go tobie oddawać. - powiedziałam używając swojej siły perswazji.
- No tak.. - powiedział niezadowolony z przebiegu rozmowy Olek.
- Ej rozchmurz się! Jeszcze się sobą we dwoje nacieszycie. - mówiąc to dla bezpieczeństwa odsunęłam się na bok, aby nie dosięgnęły mnie krótkie nóżki Nikiego, który jak przewidywałam ruszył do ataku. 
- Ermm.. no to może wpadnę dzisiaj o dwudziestej. 
- Pewnie. Będziemy czekać. - powiedziałam radośnie. - A będzie twój przyjaciel? Niki też coś o nim wspominał.
- Alan? Nie. Dzisiaj nie będzie mógł ze mną przyjść
- Szkoda.. - odpowiedziałam zawiedziona i zadowolona jednocześnie. - Dobra kochaniutki, kończę, bo Niki nie wraca, więc może trzeba mu pomóc. Biedny ma zaparcia. Do zobaczenia!

  Gdy tylko zakończyłam rozmowę poczułam zimną dłoń na swoim odkrytym ramieniu.
- Co to miało być?! Zaparcia? Czy ciebie doszczętnie powaliło?! - powiedział z wyraźnymi pretensjami blondyn.
- Oj przestań. Załatwiłam ci randkę z Olkiem. - powiedziałam i ruszyłam przodem w kierunku przystanku tramwajowego.
  Po chwili usłyszałam szybkie kroki za sobą.
- Czekaj, czekaj. Jaką randkę? - zapytał zdezorientowany Nikoś.
- Ehh Wy faceci jesteście tak bardzo mało spostrzegawczy. - pokręciłam głową na znak zażenowania. - No chyba nie myślałeś, że będę waszą przyzwoitką. Zostawię was samych i będę podsłuchiwać z pokoju obok wasze, a właściwie to pewnie twoje pojękiwania.
- Jakie pojęki.. Coo?! - Niki zrobił wielkie oczy, a jego poliki momentalnie pokryła purpura. - Chyba oszalałaś! Do niczego nie dojdzie.
- Daje wam maksymalnie dwa tygodnie, ale i tak pewnie wyrobisz się z tym szybciej.
- Marta.. starczy.. jesteś strasznie zboczona..
- Powiedz mi coś, czego nie wiem.



                                          NIKODEM


  Do domu dotarliśmy po godzinie osiemnastej. Pierwsze co zrobiłem to ruszyłem szybkim krokiem do łazienki, aby wziąć prysznic. Chciałem zmyć z siebie cały piasek, a przy okazji to wszystko czego doświadczyłem dzisiaj. Jednak przed samym wejściem pojawił się moment zawahania związany z wydarzeniem sprzed kilku godzin. Nie myślałem nad tym zbyt długo i puściłem strumień zimnej wody. Po dokładnym opłukaniu się, ubrałem domowy dres i udałem się do kuchni.
  Marta w tym czasie zamknęła się w pokoju, w którym pomieszkuje i zagroziła wszystkim, to znaczy mi, wstępu pod groźbą kastracji. Po drodze zgarnęła jeszcze mojego laptopa, nie mówiąc w jakim celu go bierze.
  Zgodnie z jej zaleceniami ominąłem pokój gościnny i poszedłem do kuchni przygotować coś na szybko do zjedzenia. Włączyłem jeszcze radio, w którym właśnie pogodynka z miłym dla ucha głosem ogłaszała prognozę pogody na najbliższe kilka dni. Niestety aura ma się znacząco popsuć, no ale w marcu jak w garncu, pogoda ma prawo się zmieniać.
  Podczas krojenia papryki na sałatkę zakończyły się reklamy i zaczęła lecieć piosenka Paradise zespołu Coldplay.


"When she was just a girl
She expected the world
But it flew away from her reach, so
She ran away in her sleep
And dreamed of
Para-para-paradise, Para-para-paradise, Para-para-paradise
Every time she closed her eyes

When she was just a girl
She expected the world
But it flew away from her reach
And the bullets catch in her teeth
Life goes on, it gets so heavy
The wheel breaks the butterfly
Every tear a waterfall
In the night the stormy night she'll close her eyes
In the night the stormy night away she'd fly

And dreams of
Para-para-paradise
Para-para-paradise
Para-para-paradise
Oh oh oh oh oh oh-oh-oh-oh"



  Zdziwiłem się, że w polskim radiu można usłyszeć tak dobrą muzykę. Ostatnimi czasy obiły mi się o uszy głównie popowe piosenki nieszczęśliwych i porzuconych kobiet albo najbardziej irytująca reklama jednego ze sklepów z elektroniką z głosem popowej gwiazdeczki. W ciągu godziny można usłyszeć kilkanaście razy, że mają niskie ceny. Dlatego właśnie unikam radia. 
  Przed dwudziestą Marta wyszła ze swojej jaskini wziąć prysznic. Gdy skończyła, wyszła ubrana w mój szlafrok, a co najdziwniejsze miała czerwony nos i sine oczy.
- Co ci się stało? Źle się czujesz? - zapytałem pełen troski, na co ona się tylko roześmiała.
- Oszalałeś. To moje przebranie. - powiedziała rozkładając boki szlafroka niczym Superman pelerynę. - Oficjalnie źle się poczułam, bo pływałam w zimnym morzu i przeziębiłam się, dlatego będę zamknięta w moim pokoju. Oczywiście przywitam się z gościem, bo nie mogłabym odpuścić sobie zlustrowania twojego ciasteczka.
- Jakiego mojego.. Ile razy mam ci powtarzać, że z Olkiem nic mnie nie łączy.
- Jeszcze nie łączy. - powiedziała Marta podchodząc do lodówki i wyciągając z niej zimny napój. - Biorę to pićku, czipery, trochę tej twojej sałatki i znikam. A i z dwie paczki chusteczek.
- Jeny jaka konspiracja. - powiedziałem zaglądając do szafki w poszukiwaniu chusteczek.
- No full opcja. Powinnam zostać charakteryzatorką. - rozmarzyła się Marta, w chwili, gdy zadzwonił dzwonek do drzwi.
- Dobra uciekam. Powodzenia. Bądźcie grzeczni. Albo w sumie nie. Bądźcie baaardzo niegrzeczni. - mówiąc to uderzyła mnie w potylicę i zamknęła się w pokoju.
  Sam pokręciłem głową i popędziłem natychmiast do drzwi. Mój gość był ubrany w dżinsową koszulę i brązowe spodnie. No jak zwykle wyglądał więcej niż dobrze.
- Cześć, jestem trochę szybciej, ale mam nadzieję, że to nie problem. - powiedział uśmiechając się długowłosy chłopak.
- Nie ma sprawy. Wchodź, rozgość się. - wprowadziłem go do mieszkania. - A tak w ogóle to chciałem ciebie przeprosić, że nie przyszedłem wczoraj. Naprawdę nie mogłem. - powiedziałem speszony.
- Nic się nie stało. - mówiąc, podszedł do mnie i przyciągnął do siebie, po czym przytulił mnie. 
  Tak zwyczajnie, bez podtekstu. Było to całkiem inne niż w przypadku Dana. Tym razem zamiast zażenowania czułem ciepło rozchodzące się po moim ciele. Po chwili Olek puścił mnie uśmiechając się i rozglądając się po mieszkaniu, a następnie usiadł na kanapie.
- A tej twojej przyjaciółki nie ma? - zapytał po chwili brunet.
- Jest, ale głupia poszła się kąpać do morza i się przeziębiła. - odpowiedziałem mu i zapukałem do drzwi od pokoju dziewczyny. - Marta, Olek przyszedł. Chcesz go poznać?
  Nie minęła sekunda, a ujrzeliśmy w przed nami dziewczynę owiniętą w szlafrok i z chusteczką w dłoni.
- Cześć, Maa..aapsik! - nie dokończyła zdania, gdyż kichnęła, a ja zrobiłem zdziwioną minę będąc pod wrażeniem jej gry aktorskiej. - ..rta jestem. Przepraszam, ale chyba jakieś choróbsko mnie złapało.
- Przykro mi. - powiedział Olek. - Na pewno jutro poczujesz się lepiej.
- Oby. - skwitowała krótko drapiąc się po policzku. - Miło było ciebie poznać, ale ja się będę kłaść. Miłej zabawy. - powiedziała do nas. 
  Wracając szepnęła ledwo słyszalnie w moim kierunku "bierz go tygrysie". Oczywiście zareagowałem na to burakiem. 
- Mam filmy! - wykrzyknąłem bez sensu.
- Nie musisz krzyczeć, słyszę. - uśmiechnął się chłopak.
- Przepraszam. - odpowiedziałem speszony. - Mam też przekąski.
- To super, bo jestem trochę głodny. - powiedział masując swój brzuch.
  Gdy poszedłem do kuchni po miskę sałatką, chłopak nagle wstał z kanapki i podbiegł do drzwi wyjściowych.
- Czekaj, zaraz wracam. - zawołał do mnie i w samych skarpetkach zbiegł po schodach.
  Stałem zdezorientowany na korytarzu, dopóki chłopak nie powrócił z butelką wina w dłoni.
- Przepraszam, zapomniałem wziąć ze sobą, gdy szedłem do ciebie. - powiedział lekko zdyszany chłopak. - Wiem, że nie pijesz, ale myślałem, że twoja przyjaciółka będzie z nami, więc mi pomoże.
- No niestety jak widziałeś zachorowała, ale jak chcesz to możesz pić. Nie krępuj się. 
- Na pewno nie chcesz? - zapytał robiąc duże oczy Olek.
- Na pewno. - odpowiedziałem wyjmując dwa kieliszi z szafki.
- Dwa? - zapytał chłopak, unosząc lewą brew na znak zdziwienia.
- Ermm.. Sam nie wiem czemy wyjąłem dwa  -zafrasowałem się.
- To przeznaczenie! - powiedział z ekscytacją i nadzieją w głosie Olek. - No proooszę! Chociaż jednego.
  Spojrzałem głęboko w te jego brązowe oczy, którym nie mogłem się oprzeć i poddałem się.
- Ale tylko jednego. - ostrzegłem Olka, który uniósł tryumfalnie ręce w górę, co miało najpewniej oznaczać jakąś prymitywną wersję tańca radości.
- Jak sobie życzysz. - wyszczerzył kły chłopak.
  Wróciłem do kuchni poszukać korkociąg. Jednocześnie myślałem o tym w co ja się wpakowałem. Okey, z jednej strony jest u mnie Olek, a to znaczy, że nie jest na mnie zły i mam szansę. Ale z drugiej strony alkohol.. Ja chyba zwariowałem, że się na to zgodziłem. Obiecałem sobie, że więcej go nie tknę. Ale z drugiej strony to tylko jedna lampka.. 
  Z korkociągiem w ręce i dylematem w głowie powróciłem na kanapę na której Olek siedział pochłaniając paczkę cebulowych chipsów. Podałem mu korkociąg, a on z wprawą otworzył butelkę z czerwonym winem, a następnie nalał zawartość do długich i wąskich kieliszków.
- Coś świętujemy? - zapytałem się bruneta. - Jakiś toast?
- Może.. - odpowiedział z uśmiechem. - Może za remont.
- Za remont. - powiedziałem, a w myślach dodałem - "oby trwał jak najdłużej".
  Napiliśmy się w tym samym czasie. Tak jak się spodziewałem, nie jestem smakoszem wina. Za to Olek wypił ponad połowę kieliszka z wyraźnym zadowoleniem malowanym na twarzy.
  Stęskniłem się za tym jego uśmiechem. Widziałem się z nim kilka dni temu, a mam wrażenie, że to było kilka tygodni. Mimo, że krótko się znamy, to mam wrażenie, że odnalazłem kogoś, dla kogo warto się starać. 
- Co oglądamy? - zapytał po chwili ciszy brunet.
- Ale obiecujesz, że nie będziesz się śmiał? - powiedziałem uśmiechając się pod nosem.
- Obiecuję! - powiedział z ręka na sercu. - Chyba że będzie to Violetta. Wtedy wyjdę. - po raz kolejny tego wieczoru pokazał pełne uzębienie.
- Violetta.. Kurczaki, to musisz wyjść... - powiedziałem z udawanym smutkiem. - A tak serio to oglądamy dzisiaj "Króla Lwa".
- Naprawdę? Disnejowska bajka? Uwielbiam!- powiedział pełen radości. - Tylko jest jedna kwestia.
- Jaka? - zapytałem zaciekawiony.
- Zawsze śpiewam piosenki z tego filmu. - odpowiedział śmiertelnie poważny, a ja prawie zakrztusiłem się chipsem.
- Chciałbym to zobaczyć. - powiedziałem wkładając płytę do odtwarzacza DVD.
- No to będziesz miał dzisiaj okazję. - odpowiedział wytykając język. - Dobra włączaj i lecimy z tematem.
  Wziąłem do ręki pilota i usiadłem obok Olka, zachowując między nami granicę przyzwoitości. On za to bez skrępowania rozsiadł się wygodnie, w jednej ręce trzymając miskę z niezdrową przekąską. Chłopak oglądał film z przejęciem. Widać nie kłamał mówiąc, że uwielbia ten film. 
  Po piętnastu minutach zaczęło irytować mnie chrup chrup dochodzące z mojej prawej strony. Spojrzałem z ukosa jak chłopak pochłania całą garść chipsów.
- Możesz jeść ciszej? - powiedziałem z przekąsem.
- Pszeyasam - powiedział z pełnymi ustami, przełykając jedzenie. - Ugh.., przepraszam.
  Po chwili poczułem, że burczy mi trochę w brzuchu z głodu, a nie miałem ochoty na sałatkę, więc odezwałem się do Olka.
- Daj jednego.
- To otwórz buzię i zamknij oczy. - powiedział szczerząc się.
- Chyba zwariowałeś. - odpowiadając wstałem, czując, że palą mnie poliki. - Idę po paczkę tylko dla siebie.
- Phi. Twoja strata.
  Powróciłem po chwili na swoje miejsce z paczką słonych prażynek. 
- Ej to nie fair. Ja po cebuli będę śmierdzieć.. - mówiąc to chuchnął.
- Fuj. Weź gumę albo miętówkę. - poradziłem zniesmaczony.
- Dobrze mamo. - odpowiedział wyjmując z kieszeni małą Orbit. - Ale i tak w sumie to nie mam się z kim całować..
  Chciałem coś odpowiedzieć, ale brawurowo zakrztusiłem się prażynką. Widząc jak się duszę, Olek początkowo zaczął się śmiać, a następnie ruszył mi na pomoc klepiąc mnie po plecach. Zakasłałem chaotycznie kilka razy i po chwili udało mi się ją przełknąć, lecz nadal byłem czerwony na twarzy od kaszlenia.
- Przeklęte prażynki.. - powiedziałem odrzucając opakowanie na stolik. Chciałem nawiązać też do jego wcześniej wypowiedzi, ale ten brutalnie mi przerwał.
- O to już, to już! - wykrzyknął chłopak, więc spojrzałem na ekran telewizora, na którym znajdowali się właśnie Timon i Pumba zaczynający śpiewać. 
  
"Czuję co się święci!
(Co?)
Opętał ich zły duch!
(O!)
Dam głowę,
że w tym naszym trio,
zostanie tylko dwóch...
(Eee!)"

  Po chwili dołączył do nich Olek, perfekcyjnie naśladując głos guźca i surykatki


"Ta noc karesom sprzyja!
Miłosny tchnęła czar!
W tej sytuacji romantycznej,
co będzie strach się bać!"
  
- Bądź moją Nalą! - wykrzyknął rozradowany Olek.
- Chyba oszalałeś.
- No dawaj!
  Chyba zwariowałem, ale zgodziłem się śpiewać partię lwicy. 

"Miłość rośnie,
wokół nas!
W spokojną, jasną noc...
Nareszcie świat,
zaczyna w zgodzie żyć!
Magiczną czując moc..."

  Czułem zażenowanie śpiewając te słowa do mojego lwa, który najwyraźniej świetnie się bawił. 

"Jak mam jej wyznać miłość?
Jak wytłumaczyć mam?
Kim jestem, co się stało?
Nie wiem.
Co robić nie wiem sam..."

  Gdy nadeszła jego część zrozumiałem co go tak śmieszyło, bo sam zacząłem się śmiać. Chłopak rewelacyjnie udawał lwa, jednocześnie gestykulując w moją stronę.

"Jest tak zamknięty w sobie!
Lecz nie uwierzę, że...
Nie będzie królem,
skoro ma,
królewski ton i gest!"

  Śpiewałem prawie płacząc ze śmiechu. Absolutnie nie zwracałem uwagi na przekaz piosenki, który był przecież oczywisty.

"Miłość rośnie,
wokół nas!
W spokojną, jasną noc...
Nareszcie świat,
zaczyna w zgodzie żyć!
Magiczną czując moc...

Miłość rośnie,
wokół nas!
W spokojną, jasną noc...
Nareszcie świat,
zaczyna w zgodzie żyć!
Magiczną czując moc..."

  Refren był najbardziej chaotyczną częścią piosenki. Każdy z nas śpiewał inną linię melodyjną, fałszując niemiłosiernie i śmiejąc się miedzy wersami.
"Jeżeli on,
zakocha się...
Nasze sielskie dni...

Odchodzą, w dal!
I nie ma rady...
Już po nim,
czas na łzy..."

  Olek zakończył piosenkę udając smutne zwierzaki. W momencie w którym nastała cisza, usłyszeliśmy oklaski wydobywające się  pokoju, w którym leżała chora Marta. Obydwaj zaczęliśmy się chaotycznie śmiać. 
  Zamiast czuć zażenowanie, czułem radość. Z powodu tego, że pierwszy raz od dawna szczerze się śmiałem, że po raz kolejny obejrzałem moją ulubioną bajkę, że byłem tu z Olkiem i że mogłem sobie pośpiewać. Jednak głównym powodem szczęścia było to, że czułem iż, najprawdopodobniej miłość rośnie wokół nas..


                                                                                                                                              

Witam z ósmym rozdziałem! 

Przepraszam za opóźnienie, ale te dwa tygodnie były jednymi z najdziwniejszych dni w moim życiu. Działo się tyle, że zabrakło czasu, aby usiąść nad blogiem i dokończyć rozdział. 

Ale nareszcie jesteśmy! :D

Powiem szczerze, że dziwnie mi się pisało ten rozdział.. Po raz kolejny uświadomiłem sobie, że lepiej pisze mi się postaci z kategorii tych optymistycznych, więc chyba będę musiał zmienić trochę plany co do jednej z bohaterek. więcej Marty?

Kompletnie nie miałem pomysłu na ostatnią scenę, więc zdecydowałem się napisać o tym co w tym czasie robiłem - oglądałem Króla Lwa. Niestety za partnera miałem moją grubą kotkę, która niestety nie wykazuje zdolności wokalnych, tak samo jak ja, więc nie było tak fajnie jak u chłopaków :/


Tak blisko, a tak daleko..

I na sam koniec chciałbym podziękować pewnemu Ktosiowi, który najprawdopodobniej w najbliższym czasie przeczyta to co sobie skrobię. Bez jego pomocy nadal tkwiłbym gdzieś w okolicach połowy rozdziału, męcząc się z tekstem. Dziękuję Ktosiu! :D

Następny rozdział dopiero pod koniec wakacji, więc trzeba się uzbroić w cierpliwość, ale kto wie, może uda mi się szybciej. nie obiecuję!



Także tradycyjnie przepraszam za błędy!
Do następnego!
Uros










 

7 komentarzy:

  1. Wow ty żyjesz! Słodkie wątki, ale pewnie się drama szykuję. Nawiązując do Marty przyjemnie się czyta fragmenty z jej perspektywy. Teraz tylko Alan coś rozwali i dalej z górki... chyba... Boże jak ja uwielbiam takie luźne rozdziały. Nie mam zamiaru skupiać się na błędach - dla mnie wszystko jest idealne. Jedyne, co musisz wiedzieć to to, że jeśli z tond kiedyś znikniesz bez zapowiedzi zginiesz marnie.
    Znów piszę komentarz w nocy. Pewnie nie robiłabym tego, ale mam być ''aktywnie''. Moje wypowiedzi są krótkie i spóźnione , ale są ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Witam,
    droga autorko trafiłam tutaj niedawno i musze powiedzieć, ze bardzo mi się spodobało, no cóż nie ma teraz za wiele czasu aby usiąść i czytać, ale możesz być pewna, że wszystko nadrobię... mam też nadzieję, ze niebawem pojawią się kolejne rozdziały....
    Dużo weny życzę Tobie...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń
  3. Witam,
    tak wspaniale, tylko niech z Alanem pogada, nich wyjaśni wszystko, powie o swoich uczuciach do Aleksandra, może ten mu pomoże... mam nadzieję, że niebawem pojawi si ę kolejny rozdział, bo opowiadanie jest niesamowite.....
    Dużo weny życzę Tobie...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń
  4. Wakacje się skonczyly, a rozdzialu brak.

    Czy to juz koniec bloga.?

    OdpowiedzUsuń
  5. Witam,
    autorko, pamiętasz jeszcze to opowiadanie, bo ja cóż chciałbym przeczytać dalszy ciąg tej historii...
    Dużo weny życzę Tobie...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń
  6. Hejeczka,
    kochnan już tyle czasu upłynęło, a ja wciąż tu zagląda, teksty jest świetny i chciałoby się więcej...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń